separateurCreated with Sketch.

Dziękuję Bogu z całego serca za moją depresję [świadectwo czytelniczki]

Kobieta w średnim wieku zatrzymała się podczas spaceru w lesie i spogląda w górę ze spokojem
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Redakcja - 12.07.23
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Depresja. Walka o zdrowie i równowagę. Upadki i powstania. Barbara złożyła swoją nadzieję w Bogu.

Decyzje pod wpływem impulsu

Byłam osobą, która mówiła, że jest katoliczką, ale nigdy nie byłam tak naprawdę wierząca. Żyłam bez Boga i nie byłam pokorna. Obecnie mam 39 lat. W wieku 19 lat wyjechałam do Holandii do siostry, która przebywała tam już od jakiegoś czasu.

Bardzo szybko poznałam partnera. Był nim Holender. Czułam się wtedy kimś! Już w wieku 20 lat zaszłam w ciążę. Była ona planowana, choć byłam osobą bardzo niedojrzałą. Moje decyzje wyglądały zawsze tak samo – podejmowane pod wpływem impulsu i emocji. Gdy urodziłam pierwszą córkę bardzo się jej poświęciłam. Półtora roku później urodziłam drugą córkę. Gdy dzieci miały trzy i dwa latka mój związek się rozpadł. 

O kogo tak naprawdę dbam?

Często słyszałam: „sama z dwójką dzieci a zawsze uśmiechnięta”. To dawało mi motywację do działania. Potrafiłam z każdym rozmawiać, pomagałam innym. Córki i inni ludzie byli zawsze na pierwszym miejscu, nigdy nie byłam odrzucana. Bardzo chciałam, aby dzieci miały pełną rodzinę. 

Poznałam wtedy mężczyznę, który był o 20 lat starszy ode mnie. Twierdziłam, że pewnie jest osobą stabilną, uporządkowaną, że będziemy już do końca razem. Niestety tak się nie stało. Bardzo ciężko przechodziłam kolejne rozstanie. Znowu zostałyśmy same. Po jakimś czasie pojawiali się nowi partnerzy dlatego, że byłam zaślepiona. Ciągle w głowie miałam myśl, że dzieci powinny mieć ojca, a prawda była taka, że ciągle usprawiedliwiałam moje potrzeby własnymi dziećmi.

W szponach depresji

W 2017 roku, kiedy córki miały 12 i 11 lat, postanowiłam zjechać do Polski. Miałam wszystkiego dość. Bałam się, czy dobrze zrobiłam wracając do miejsca, w którym moje córki nie znały nikogo. Po dwóch tygodniach pobytu, przytłoczona presją, zapadłam na depresję. 

Leżałam w pokoju, nie mogłam wstać, pojawiały się myśli samobójcze i nieustanne obwinianie się za wszystko, a najbardziej, że największą krzywdę zrobiłam swoim dzieciom. Czułam się najgorszą matką. 

Po miesiącu moja mama nie mogła już na to patrzeć i siłą zaprowadziła mnie do psychiatry. Dostałam tabletki i to było na tyle. Gdy zaczęłam je brać, odczuwałam silne skutki uboczne, więc je odstawiłam. W pewny dzień zaczęły nachodzić mnie myśli, że muszę iść dalej, że już wystarczająco skrzywdziłam swoje dzieci i rodzinę, więc podjęłam decyzję, że wracamy do Holandii. Z jednej strony znowu ogarniał mnie lęk, a z drugiej strony konkretny cel spowodował, że depresja się wyciszyła. Zaczęłam działać.

Wyjechałam do Holandii. Niestety musiałam zostawić córki w Polsce na trzy miesiące i to było dla nas bardzo trudne. Przez miesiąc mieszkałam u siostry i przygotowywałam wszystko na przyjazd dzieci. Gdy już byłyśmy razem w Holandii myślałam, że już mam wszystko za sobą i będzie już tylko dobrze: miałyśmy dom, córki chodziły do szkoły, ja miałam pracę, którą lubiłam. 

Po dwóch latach depresja wróciła z podwojoną siłą. Była tak potężna, że nie miałam już żadnej nadziei. Przyjechała moja mama z Polski, aby zająć się dziećmi i domem. 

Najważniejsze pytanie

Córki z mamą znalazły polską przychodnię. Pojechałyśmy tam z mamą, choć ja zawsze byłam sceptycznie nastawiona do psychologów, ale nie miałam żadnego wyjścia i mimo wszystko pojawiła się odrobina nadziei. Psychiatra ciągle zmieniał mi tabletki – to był koszmar dla mnie i całej rodziny. Po kilku wizytach u psychologa było tylko gorzej. Podjęłam nieudaną próbę samobójczą. Przy życiu trzymały mnie dzieci – dlatego się nie udało. 

Na jednej sesji psycholog zapytała się mnie czy uprawiam jogę, medytację lub czy się modlę. Nic z tych rzeczy nie robiłam. Po powrocie do domu przypomniałam sobie pytanie o modlitwę. Gdy przyszedł wieczór, pomimo braku skupienia i ciągłych przerażających myśli odmówiłam „Ojcze nasz” i tak starałam się robić każdego dnia tylko dlatego, że już nic innego mi nie pozostało. 

Przy kolejnym spotkaniu moja psycholog stwierdziła, że będę musiała zmienić specjalistę, bo ona nie jest w stanie mi pomóc. Był dla mnie potworny cios. W tym momencie straciłam tę odrobinę nadziei, którą jeszcze miałam i popadałam z dnia na dzień w jeszcze gorszy stan. Przestałam się modlić.

Pomyślałam, że trzeba to skończyć

Gdy dostałam wiadomość o spotkaniu z nowym psychologiem i gdy okazało się, że jest to mężczyzna, to nie poradziłam sobie z myślami i uznałam, że to nie ma żadnego sensu, że on też mnie nie zrozumie. Wtedy w głowie pojawiła się „jedyna słuszna myśl”: już nie ma dla mnie nadziei, trzeba to zakończyć. 

Przyszedł wieczór. Moja starsza córka spała u koleżanki, a młodsza była w domu w swoim łóżku i wtedy się zaczęło. Szatan wykorzystał moment. Miałam bardzo dużo przeróżnych tabletek przeciwdepresyjnych, które przepisywał mi psychiatra, aby znaleźć odpowiednie dla mnie. Przygotowałam sobie dużą garść przeróżnych tabletek i poszłam na górę. Zażywając je nie widziałam już niczego. Wszystko mi było obojętne. Nie było myśli o dzieciach, o rodzinie, kompletnie nic – tak działa szatan – chciałam tylko je połknąć. Gdy tak zrobiłam, położyłam się do łóżka, w głowie pojawiły się jakieś szumy i to wszystko. Zeszłam więc na dół i ponowiłam dawkę. Moje serce zaczęło mi mocno bić tak, że się przeraziłam i w tym momencie zaczęłam bardzo żałować, że wzięłam te tabletki

Udało mi się je zwrócić. A potem całą noc modliłam się do Boga o pomoc. Następnego dnia nie byłam w stanie chodzić. Córki były przerażone moim widokiem. 

Usłyszałam głos Boga

Od tamtej pory znowu zaczęłam się modlić. Modliłam się mimo wszystko, choć nie akceptowałam swojej choroby, nienawidziłam siebie, czułam się nikim nikomu niepotrzebna. Ale i tak modliłam się dalej i nawet gdy przychodziły dni zwątpienia i nic się nie zmieniało, a nawet było jeszcze gorzej, to i tak dalej się modliłam.

Nastąpił dzień, w którym miałam jechać na wizytę u nowego psychologa. Po drodze usłyszałam głos Boga: „nie w psychologu pokładaj nadzieję, tylko we Mnie, psycholog jest tylko środkiem do Mnie”. Po tych słowach, które mocno zaczęły we mnie pracować dużo się zmieniło. Przy kolejnym spotkaniu z psychologiem pokładałam nadzieję tylko w Bogu. Czułam ciągle obecność Pana i wiedziałam, że Bóg w końcu zaczął działać w moim życiu, że On w tym wszystkim był i jest ZAWSZE ze mną.

Mój stan się poprawiał na wizytach z psychologiem, czułam, że zbliżam się do końca terapii, że już nie potrzebuję psychologa, bo Bóg jest ze mną. 

Przez ten cały czas byłam na chorobowym i gdy zakończyła się terapia jakiś czas było dobrze. Nie przestawałam się modlić, rozmawiać z Bogiem i Maryją. 

Kolejny epizod depresji

Nie byłam w stanie wrócić do poprzedniej pracy. Bałam się odrzucenia, gdyż koledzy znali po części prawdę o moich problemach psychicznych. Moja firma zaplanowała zatem spotkanie z osobą, która miała mi pomóc znaleźć nową pracę. To wtedy ogarnął mnie przerażający lęk, bo dalej nie wiedziałam, co mam robić. Pojawił się kolejny epizod depresji – dużo mocniejszy, niż poprzedni. 

Musiałam znowu wrócić do psychologa, ale czułam, że Bóg nad tym wszystkim czuwa. Tylko w Nim pokładam całkowitą nadzieję. 

Jestem wdzięczna za chorobę

Już dawno mi przebaczył wszystko. Problemy tak długo się mnie trzymały, bo ja nie potrafiłam wybaczyć samej sobie. Bóg to wszystko widział. Teraz już wiem, że Bóg przez to wszystko pokazał mi prawdę o sobie samej, nauczył mnie pokory i zmienił moje myślenie. Dostałam nowe życie. Wszystko zawdzięczam Bogu i Maryi.

Dziękuję Mu z całego serca za moją chorobę, za trudne okresy w moim życiu. Gdyby nie to wszystko nigdy nie spotkałabym Boga. Bóg ma plan dla każdego z nas. Obraca zło w dobro. Wszystko w odpowiednim czasie. Bóg wie co robi.

Barbara

Tytuł, lead, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od redakcji Aletei.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.