Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kobiety, żony, matki i… idealistki! Czy łączenie pracy zawodowej z macierzyństwem może się udać? O życiowych wyborach i niezwykłym prowadzeniu Pana Boga rozmawiam z Kają i Oliwią – założycielkami firmy Tati Concept.
Dziewczyny są szwagierkami, które tworzą tekstylia z motywami sakralnymi, dewocjonalia oraz zabawki edukacyjne. Połączyła je miłość do ładnego designu oraz wspólne marzenie, by w rodzinnej codzienności pojawiło się więcej przedmiotów, które przypominają, że Tata z nieba jest tuż obok, wspiera i towarzyszy, i to każdego dnia.
Karolina Guzik: Skąd pomysł na Tati Concept?
Oliwia: Myśl, żeby stworzyć tę markę, zrodziła się w moim sercu w okresie strajku kobiet. Pamiętam, że czułam się wtedy samotna. Dopiero co urodziłam, a treści – zwłaszcza w mediach społecznościowych – były bardzo drastyczne. Doświadczyłam wtedy bardzo mocno, że nie jestem z tego świata, że moja ojczyzna jest gdzie indziej, a oparcie znajduję w Panu Bogu.
Zrodziła się we mnie myśl, by stworzyć projekt, dzięki któremu głos takich osób jak ja będzie bardziej słyszalny. To zbiegło się w czasie z upominkiem od przyjaciółki mieszkającej w USA. Dostałam od niej otulacz ze Świętym Franciszkiem. „Jaki piękny prezent!” – pomyślałam. I zapragnęłam posiadać więcej rzeczy, które przypominałyby mi o Bogu w codzienności. Chciałam dawać je moim siostrom, przyjaciółkom czy koleżankom. Ale gdy zaczęłam szukać, szybko okazało się, że na polskim rynku nie ma tego typu produktów. Wtedy zrodziła się we mnie myśl, że przecież sama mogłabym coś takiego tworzyć...
Fantastyczny pomysł!
Oliwia: Na początku wydawał mi się zbyt szalony. Każdego dnia rano budziłam się i śmiałam – z siebie i z tego, co wymyśliłam. Mimo to postanowiłam oddać ten temat Bogu. I w ten oto sposób, z dnia na dzień, zaczęłam zyskiwać przestrzeń do pracy nad własną działalnością. Korzystaliśmy z pomocy opiekunki, bym mogła na spokojnie rozwijać swoje małe przedsięwzięcie. Dziękuję Bogu, że w tym czasie postawił na mojej drodze szwagierkę, która jest człowiekiem czynu. To właśnie ona w szybkim tempie pchnęła to wszystko do przodu.
Brzmi jak rodzinna kooperacja.
Kaja: Gdy Oliwia wysłała mi swoje pomysły graficzne, to "przypadkiem" okazało się, że znam się na materiałach i szyciu. Od zawsze zresztą miałam kreatywne zacięcie. Pierwszą Maryjkę w suszu stworzyłam cztery lata temu. Miałam wizerunek Matki Bożej z Medjugorie, który był dla mnie bardzo ważny, ale wcale mi się nie podobał. Chciałam wyeksponować go gdzieś w domu, ale żeby to było możliwe, najpierw musiałam coś z nim zrobić. Pomalowałam, ozdobiłam suszem i włożyłam pod kopułę. I nagle okazało się, że wielu osobom się spodobało, a nawet chcieli mieć taką samą!
A skąd taka, a nie inna nazwa?
Kaja: Od początku wiedziałyśmy, że nazwa będzie nawiązywać do Boga Ojca. Była cała masa pomysłów – po polsku, angielsku czy włosku. Cuda-wianki! Aż pewnego dnia przypomniałam sobie scenę, jak mój synek wyciągał rączki do swojego ojca, wołając: "Tati!". Było w tym mnóstwo czułości, zaufania i miłości. I my też chcemy być względem Pana Boga jak dzieci. A druga część nazwy – concept, bo mamy wiele pomysłów i nie ograniczamy się do tworzenia jednej czy dwóch rzeczy.
Dla mnie bardzo dużą motywacją do rozwoju było pojawienie się dzieci. To one napędzały mnie do realizacji moich marzeń. A jak wpłynęła na was przygoda z macierzyństwem? Przystopowałyście na jakiś czas, czy dodało wam to skrzydeł i powera?
Kaja: Mnie macierzyństwo zaskoczyło bardzo pozytywnie. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale nie miałam pojęcia, że ta trudność przerodzi się w ekstrasiłę. Rozwinęłam się twórczo, w sposób, o jakim nawet nie marzyłam. Szyłam, lepiłam, malowałam, tkałam. A wszystko to z dzieckiem u boku. Nawet nie wiem kiedy, a pierwszy urlop macierzyński przeszedł płynnie w drugi. Póki nie zostałam mamą, myślałam o sobie, że jestem leniwa i niezorganizowana. Po urodzeniu dziecka okazało się, że wręcz przeciwnie – potrafię się zorganizować i na wszystko znaleźć czas.
Poza tym, gdybym nie została mamą, nigdy nie wpadłabym na to, że jest zapotrzebowanie na takie, a nie inne produkty. To jest wielka radość, móc zwykłym rzeczom codziennego użytku dodać „Bożą iskierkę”. Cieszę się, że może to kogoś zainspirować do modlitwy czy rozmowy z dziećmi na temat wiary.
Praca w domu i z domu, wychowanie dzieci, projekty – to jest bardzo trudne do pogodzenia. Możliwe, ale jakże wymagające! Dzieciaki towarzyszą wam w pracy? A może korzystacie ze wsparcia dziadków czy placówek?
Oliwia: Dla mnie świetnym rozwiązaniem jest domowy żłobek. Mogę być w domu, realizować się zawodowo, a jednocześnie być blisko dzieci. Czuję spokój, bo wiem, że moje dziecko jest w dobrych rękach.
W związku z rozwojem firmy mam coraz więcej pracy. Jestem jednak przekonana, że z Bożą pomocą uda się to wszystko jakoś pogodzić. Dodatkowo, ostatnio czytałam książkę Agnieszki Stefaniuk, w której pisze ona o konieczności ustalenia priorytetów na określony czas. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co jest aktualnie dla mnie i mojej rodziny najważniejsze. Dzięki temu staram się nie tracić czasu na głupoty. Skupiam się na celu i priorytetach. A weekendy z założenia są u nas od odpoczynku i rodzinnego czasu.
Macie za sobą już jakiś pierwszy kryzys?
Oliwia: Tati działa dopiero trzy miesiące, więc chyba za wcześnie na kryzys. Staramy się podchodzić do tego przedsięwzięcia pokornie i ze spokojem. Nie tak dawno przeżyłam swój osobisty kryzys – poroniłam. To doświadczenie było trudne – zarówno pod względem fizycznym, psychicznym, jak i duchowym. Jednak oddałam to wszystko Panu Bogu i wierzę, że On mnie dalej w tym prowadzi.
W sferze zawodowej też staramy się o tym pamiętać. Mamy nadzieję, że i w dobrych i w tych trudnych chwilach nie zapomnimy, że jesteśmy prowadzone przez najlepszego Tatę, który nieprzerwanie troszczy się i czuwa.