separateurCreated with Sketch.

Ksiądz przy froncie: Walka o wolność rozgrywa się nie tylko w okopach, ale i na kolanach [zdjęcia]

Greckokatolicka parafia w Berysławiu na Ukrainie prowadzi jadłodajnię dla potrzebujących
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Do stołów ustawionych w miejscowym kościele siada codziennie ponad sto osób. Podobnie było, gdy miasto przez dziewięć miesięcy znajdowało się pod rosyjską okupacją. „Bóg pokazał, że się o nas troszczy, a kiedy otwarte serca spotykają się z przerażającą rzeczywistością, zdarza się cud” – mówi ks. Oleksandr Bilskyj.

„Obawa przed tym, że nie zdołamy nakarmić potrzebujących jest większa, niż strach przed spadającymi pociskami” – mówi ks. Oleksandr Bilskyj. Jego parafia w Berysławiu leży 4 km od linii frontu. Do stołów ustawionych w miejscowym kościele siada codziennie ponad sto osób. Podobnie było, gdy miasto przez dziewięć miesięcy znajdowało się pod rosyjską okupacją. „Bóg pokazał, że się o nas troszczy, a kiedy otwarte serca spotykają się z przerażającą rzeczywistością, zdarza się cud” – mówi greckokatolicki kapłan.

Jego parafianie to bohaterowie

Gdy się spotykamy dostaję od niego małe pudełeczko, a w nim odłamki rosyjskich pocisków. Takie same jego żona przekazała papieżowi Franciszkowi. „Odłamki wyciągnęliśmy spod ołtarza w naszym kościele. Pocisk wpadł do środka rozbijając witraże w oknie, gdy wolontariusze kończyli przygotowywać obiad, na szczęście nikt nie ucierpiał. Inny zatrzymał się nieopodal baraku, który służy nam za kuchnię” – mówi ks. Oleksandr.

Swoich parafian nazywa bohaterami. „To niewyobrażalne, jak wiele są w stanie poświęcić, by pomóc potrzebującym. Gdy zaczynają się ostrzały przyśpieszają pracę, by jak najszybciej przygotować jedzenie. Mówią: «jeśli my tych ludzi nie nakarmimy, kto im pomoże»” – opowiada kapłan. Wyznaje, że gdy ostrzał przybiera na sile do kościoła przychodzi mniej potrzebujących. „Ludzie jednak wciąż są; boją się, ale głód jest większy niż strach” – mówi. Wolontariusze dostarczają też codziennie ok. 30 ciepłych posiłków do domów ludzi chorych, starszych i niepełnosprawnych.

Greckokatolicka parafia w Berysławiu na Ukrainie prowadzi jadłodajnię dla potrzebujących

Pięć chlebów i dwie ryby

Ks. Oleksandr Bilskyj przyjechał do Berysławia w 2011 roku razem z żoną i dwoma dziś nastoletnimi córkami. W liczącym 13 tys. mieszkańców mieście były wówczas tylko dwie greckokatolickie rodziny. „Nie zniechęciło mnie to, wierzyłem, że skoro Bóg mnie tam posłał musiał mieć konkretny plan” – wyznaje. W ciągu lat wspólnota rozrosła się do ponad trzydziestu rodzin, udało się wybudować mały kościół a w październiku 2021 roku przy parafii powstała jadłodajnia „Pięć chlebów i dwie ryby”.

„Kiedy ruszaliśmy z projektem takie właśnie były nasze zasoby, powierzyliśmy się jednak Bogu i On dzięki dobrodziejom pobłogosławił tych naszych ewangelicznych «pięć chlebów i dwie ryby» i zaczęliśmy karmić ubogich” – wspomina ks. Oleksandr.

Na początku ok. 30 osób siadało w niedzielę do stołu w korytarzu wciąż budującego się kościoła. Miał zostać poświęcony 14 sierpnia 2022 roku. Wojna jednak zmodyfikowała plany. Trzy dni po jej wybuchu miasto znalazło się pod rosyjską okupacją. Ks. Oleksandr, który akurat przebywał na zachodzie Ukrainy szukając funduszy na działanie parafii, nie mógł wrócić do miasta.

Greckokatolicka parafia w Berysławiu na Ukrainie prowadzi jadłodajnię dla potrzebujących

Butelka wody na wagę życia

„Okazało się to opatrznościowe, bo mieszkając w sąsiednim Mikołajowie mogłem organizować transporty z żywnością i przez zieloną granicę przekazywać środki na prowadzenie jadłodajni, która codziennie zaczęła wydawać po 130 posiłków” – wspomina kapłan. Od rolników mających pola na nieokupowanych terenach skupował warzywa i owoce i tylko sobie znanym sposobem przekazywał do swej parafii. „Nie będę zdradzał szczegółów, zbyt wielu ludzi ryzykowało życiem, by ratować przed głodem mieszkańców okupowanych terenów, a Rosjanie wciąż są w okolicy” – mówi kapłan.

Greckokatolicka parafia w Berysławiu na Ukrainie prowadzi jadłodajnię dla potrzebujących

Wciąż przemierza nie tylko Ukrainę, ale i Europę w poszukiwaniu pomocy. „Trwa ciągły ostrzał, połowa miasta leży w gruzach wciąż zostało jednak ok. 3 tys. ludzi, którzy nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej” – mówi. W tej grupie jest ok. 120 dzieci, dla których zbiera przybory szkolne, by mimo wojennych warunków mogły kontynuować naukę online. Nie jest to łatwe, bo często brakuje internetu. Ks. Oleksandr systematycznie wyjeżdża też do wiosek wokół Berysławia, gdzie sytuacja jest jeszcze trudniejsza, ponieważ brakuje nawet wody pitnej, gdyż z powodu braku elektryczności nie działają pompy. Droga często wiedzie wzdłuż Dniepru i po drugiej stronie rzeki widzi gotowych do strzału Rosjan. Gdy pytam, jak radzi sobie ze strachem odpowiada: „Pewnie, że się boję. Bardziej jednak niż o własne życie obawiam się o ludzi, którzy bez tej pomocy nie przeżyją. Straszną rzeczą jest bowiem widzieć w ich oczach rozczarowanie tym, że oczekiwana pomoc nie nadeszła. Tam butelka wody czy podstawowe leki są na wagę życia”.

Greckokatolicka parafia w Berysławiu na Ukrainie prowadzi jadłodajnię dla potrzebujących

Siła, która płynie z modlitwy

Jego żona Iryna, wraz z dwoma córkami, mieszka obecnie pod Tarnopolem. „Naprawdę bardzo trudno jest mi puszczać męża na przyfrontowe tereny. Na pewno pomaga mi wiara. Ponieważ wiem, ile razy znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie i to Bóg uratował go od śmierci” – mówi kobieta. Wyznaje, że widzi to w pozornie zwyczajnych rzeczach.

Kiedyś mąż jechał pobłogosławić wojsko i zapomniał kropidła, zostawił je w kościele. Minęło ok. 30 sekund, zanim pobiegł i wrócił, a w międzyczasie pocisk spadł 100 m od miejsca, gdzie wcześniej stał. „To, że zapomniał kropidła, uratowało mu życie. Takich historii mieliśmy bez liku i za każdym razem widzę w naszym życiu Bożą obecność oraz wsparcie. Dlatego jestem pewna, że Bóg go chroni, a nasze miasto Berysław wkrótce będzie miało lepsze życie, wszystkie miejscowości zostaną wyzwolone i pokój w końcu zapanuje na całej naszej Ukrainie” – mówi pani Iryna.

Kobieta była opiekunką młodych Ukraińców, którym udało się wziąć udział w Światowych Dniach Młodzieży. Wraz z córkami uczestniczyła w Lizbonie w prywatnym spotkaniu papieża Franciszka z ukraińską młodzieżą. Podarowali Ojcu Świętemu kłosy pszenicy, tradycyjny chleb oraz wodę z Zarwanicy chcąc przekazać przez te symbole, że dzisiaj w ich ojczyźnie istnieje niebezpieczeństwo śmierci nie tylko od rosyjskich rakiet czy kul, ale także z głodu. „Mówiłam papieżowi o bólu napadniętego narodu, ale też o pomocy, jakiej udziela Kościół” – podkreśla Iryna. I dodaje: „Tylko modlitwa daje nam siłę do tego, aby samemu iść naprzód i dalej nieść pomoc tym, którzy mają się gorzej niż my. Przez konkretną pomoc ludzie odczuwają obecność Boga i Kościoła w tym mrocznym czasie”.

Wojna wciąż trwa i nie widać jej końca, przed Ukrainą kolejna trudna zima. Parafia w Berysławiu już zaczyna gromadzić energetyczne posiłki, ciepłe koce, odzież termiczną i naprawiać otrzymane przed rokiem piece. Gdy się rozstajemy ks. Oleksandr prosi: „Napisz koniecznie, że potrzebujemy waszej modlitwy. Kiedy zło zdaje się wygrywać, bardzo potrzebujemy wsparcia duchowego. Walka o naszą wolność rozgrywa się nie tylko w okopach, ale i na kolanach”.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.