Ojcze nasz, któryś jest w niebie: święć się imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen.
„Często brakowało na chleb”
Znam tę modlitwę. Wszyscy pewnie ją znają od małego dziecka. Rodzice nauczyli mnie jej, gdy tylko zaczęłam mówić pełnymi zdaniami. Jednakże odmawiałam ją machinalnie, bez głębszego zastanowienia – a szkoda. Dopiero po kilkunastu latach doceniłam jej wartość.
Działo się to ok. 8 lat temu, gdy sytuacja finansowa mojej rodziny była wręcz beznadziejna, mój mąż, Andrzej, musiał wyjechać z kraju za chlebem. Ja z naszymi synami zostałam w Polsce, aby załatwiać wszystkie sprawy, opłacać rachunki, doglądać domu... Mieliśmy tyle zobowiązań, że pytałam sama siebie, jak my z tym damy radę. Często brakowało na chleb, spłata kredytu hipotecznego była pod znakiem zapytania, nie mówiąc już o innych zobowiązaniach – a było ich w sumie 11!
„Przecież to Ojcze nasz!”
Rodzina i znajomi radzili, abym sprzedała wszystko, co mogę i wyjechała do męża do Anglii, aby tam zacząć wszystko od nowa.
Jednakże mój kochany brat Gienek powiedział mi tak: „Bożenko, jeżeli uciekniesz teraz, to całe dalsze życie będziesz przed czymś uciekać. Ja na twoim miejscu bym został i wziął to wszystko na klatę. Jednakże zrobisz, jak będziesz chciała”.
Parę dni później kuzynka Ula dała mi „Akt oddania przeciw niepokojom i zmartwieniom” ks. Dolindo Ruotolo. Przeczytałam tę modlitwę i rozpłakałam się: przecież to Ojcze nasz, które tak często odmawiałam machinalnie, nie myśląc nad jej sensem.
Modliłam się nią kilka razy dziennie, starając się rozumieć dokładnie jej znaczenie i te słowa: „bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” – i płakałam. Czytałam Biblię i Bóg dawał mi wyraźnie do zrozumienia, abym Mu zaufała, zawierzyła moje życie i to z czym się zmagam – i tak też zrobiłam.
Z aniołami w drodze
Powoli spłacałam nasze zobowiązania, a Bóg stawiał na mojej drodze swoich aniołów, którzy mi pomagali rozmawiać z urzędnikami, dawali mi rady, instruowali, gdzie mam iść, co napisać i do kogo się zwrócić.
Modliłam się o pracę stolarza dla mojego męża, Andrzeja, gdyż bez języka ciężko jest znaleźć zatrudnienie, nawet fachowcowi. Andrzej najpierw zaczął pracę w fabryce czekoladek. Pomogła mu w tym moja siostra Agnieszka. To już był jakiś początek – pracował. Jednakże, żeby zacząć zarabiać tyle, by udźwignąć balast kredytu i zobowiązań, trzeba było szukać pracy na budowie. Wtedy to Bóg postawił mu aniołów na drodze i udało mu się podjąć pracę w swoim zawodzie stolarza!
Pamiętam jak dziś telefon z banku informujący mnie, że jeżeli za dwa dni nie wpłacę chociaż 10 000 zł na poczet należności kredytowych, to wypowiedzą nam umowę. Rozpłakałam się i zadzwoniłam do mojego kierownika duchowego z prośbą o modlitwę w tej sprawie. Chwilę później otrzymałam natchnienie - Bóg mi powiedział: „zadzwoń do Agnieszki i Jurka”. Po chwili wykonałam telefon do moich przyjaciół. Padły tylko dwa pytania: ile i na kiedy trzeba. Następnego dnia wpłaciłam do banku te 10 000 zł. Agnieszka i Jurek od tylu lat są przy nas, ofiarowują nam swój czas i pomoc, stojąc za nami murem i nieustannie modlą się w naszej intencji.
Pamiętam, gdy chciałam podjąć pracę i wytrwale, codziennie albo co drugi dzień odwiedzałam Urząd Pracy w Sokółce. Modliłam się nadal słowami: „Boże, bądź wola Twoja”. Nie byłam wybredna co do pracy. Dla mnie w tamtym momencie najważniejsze było, aby zacząć zarabiać. Skierowali mnie do Ośrodka Sportu i Rekreacji w Sokółce. Poszłam tam ze skierowaniem do pracy. Akurat tego dnia dyrektor był zajęty i nie mógł mnie przyjąć. Ania, która pracuje jako sekretarka w tym miejscu, dała mi trochę wskazówek, jak rozmawiać z dyrektorem. To były dobre rady, gdyż już dwa dni później miałam skierowanie na badania wstępne. We wrześniu minie już 7 lat, odkąd tam pracuję. Ania jest od 7 lat moją serdeczną koleżanką. Moim aniołem.
„Bądź wola Twoja” modliłam się też wtedy, gdy miałam problemy w moim małżeństwie. Bóg uświęcił ten sakrament i mówił nam o nierozerwalności. To wtedy skierował mnie do Urzekającej – projektu formacyjnego dla kobiet, dzięki któremu zaczęłam pracować nad sobą, zmieniłam swoje myślenie na mój temat.
„Teraz moja modlitwa Ojcze nasz jest świadoma”
Jakiś czas temu słuchałam konferencji o. Adama Szustaka na temat potęgi modlitwy Ojcze nasz. Najczęściej jest tak, że po słowie Ojcze, Tato od razu przechodzimy do prośby. Ja też tak często robiłam. Teraz staram się zachowywać kolejność.
I tak najpierw uwielbienie, później prośba, aby Bóg przyszedł do naszego serca i w nim zamieszkał, następnie zgoda na to, aby wypełniła się w naszym życiu Boża wola. Potem dopiero prośba o chleb, ale tylko na dzisiaj – nie na jutro, czy pojutrze. (To mi przypomina Księgę Wyjścia, gdy Bóg prowadził Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Przecież wtedy też mieli oni pokarm tylko na jeden dzień. Wyjątkiem był Szabat, wtedy tylko mieli posiłek na dwa dni). Bóg wie dokładnie, czego potrzebujemy i na kiedy, gdyż zna nas najlepiej ze wszystkich.
Później w modlitwie tej prosimy Ojca o wybaczenie naszych win, ale tylko w takim stopniu, w jakim my przebaczamy innym ich przewinienia względem nas (i nie aż siedem razy, ale tylko siedemdziesiąt siedem razy). Na końcu jest nasza prośba do Boga o ustrzeżenie nas od pokus, aby czuwał nad nami nieustannie i zabierał wszystkie złe myśli zastępując je swoimi myślami pełnymi pokoju, gdy o to prosimy.
Bożena Jagielska
Tytuł, lead, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od redakcji Aleteia Polska