Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Joanna Hempel to wyjątkowa postać. Australijska pisarka polskiego pochodzenia. Jej rodzice urodzili się w Warszawie, ona sama już w Wielkiej Brytanii. Ojciec, Henryk Milicer, walczył podczas II wojny światowej w RAF-ie (Royal Air Force, siły powietrzne Wielkiej Brytanii). Po wojnie został projektantem samolotów – najpierw w Anglii, a następnie w Australii.
Właśnie ukazał się I tom jej sagi rodzinnej „Księgi wojny i miłości”. W swym debiucie prozatorskim Hempel ożywia miniony świat swoich przodków. To poruszająca historia rodziny Hemplów, którą odkryła dzięki opowieściom swojej babci Wandy (od której uczyła się języka polskiego) i zachowanym pamiętnikom przodków. Z autorką rozmawiamy o losach bohaterów rozgrywających się na tle najważniejszych wydarzeń XX w. na terenach Europy i nie tylko.
Księgi wojny i miłości
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Pierwszy tom sagi Księgi wojny i miłości poświęcony jest pani babce, Wandzie. Kim była?
Joanna Hempel: Gdy umarła w 1965 roku w Sydney, „Tygodnik Polski” pisał: „Urodzona na Żmudzi w 1894, w majątku Wodżgiry, wyniosła z zacnego, kresowego domu rodzicielskiego piękne tradycje patriotyczne i walory moralne, którym pozostała wierna do końca dni swoich… Promieniowała szlachetnym idealizmem, niezwykłą dobrocią i głęboką kulturą duchową… Cechowały ją wrażliwe sumienie społeczne, niezwykła bezinteresowność, zarówno w szczęśliwszych latach, gdy jej małżonek zajmował kolejno wysokie stanowiska, czy później, na ciernistych szlakach wychodźczej wędrówki. Umiała znosić z hartem i pogodą ducha ciosy losu, które podczas dziejowej katastrofy uderzały z nieubłaganą, niszczycielską siłą… Znajdowała czas i energię na pracę społeczną dla dobra młodego polskiego pokolenia, wyrastającego na obczyźnie… Odznaczała się rzadko spotykaną w emigracyjnych warunkach bezstronnością, obowiązkowością, trzeźwym rozumowaniem”. Uchwyciłam jej charakter w powieści o I wojnie światowej i rewolucji.
Joanna Hempel o swej rodzinie
Jaką była babcią?
Troskliwą i kochającą. Pomagała rodzicom wychować mnie i brata w Anglii, potem w Australii. Gdy studiowałam na Uniwersytecie w Sydney, czytała moje eseje. Mówiła, że powinnam zostać pisarką.
Ile Wanda z powieści ma wspólnego z „prawdziwą” Wandą? Ile jest w niej literackiej fikcji, a ile autentyczności?
Jest wiele autentyczności w powieści o Wandzie. Trzymałam się rodzinnych i historycznych faktów. Sceny i dialogi to oczywiście fikcja.
Pisząc pierwszy tom korzystała pani z pamiętników przodków. Jakie uczucia towarzyszyły podczas ich lektury?
Gdy piszę niektóre sceny, płaczę. Na przykład gdy Anna przeżywa stratę swojej córeczki i musi się z tym pogodzić.
Ojciec, pilot RAF
Odkryła pani przy okazji rodzinne tajemnice, ciekawostki?
Och tak! Nie wiedziałam, dlaczego małżeństwo Broni i Leona się rozpadło. W rodzinie się o tym nie mówiło. Nie wiedziałam też o siostrze Leona. Dowiedziałam się tego od bratanka w Australii. Ale nic więcej nie powiem, czytelnicy sami się przekonają (śmiech).
Kim byli pani przodkowie?
Ze strony matki mam polskie i litewskie korzenie. Ze strony ojca – polskie i niemieckie. Te ostatnie odkryłam w 2010 r. podczas wizyty we Wrocławiu. Rodzina von Militzer miała statki na Odrze i Bałtyku. W czasach napoleońskich synowie spolonizowali się. Miało to konsekwencje podczas II wojny światowej. Niemcy chcieli zmusić dziadka, Kazimierza Milicera, by podpisał listę folksdojczów. Jego młodszy syn, Bronek, działał w podziemiu. Umarł na Majdanku w 1943 r. Napiszę o tym w trzecim tomie.
Fascynująca jest historia pani taty, pilota RAF-u.
Ojciec, Henryk Milicer, walczył w Anglii w pierwszych latach II wojny światowej. Bombardował porty, w których Niemcy budowali łodzie i planowali inwazję na Anglię w latach 1940-41.
Relacje z Józefem Piłsudskim
Pani rodzina utrzymywała bliskie kontakty z Józefem Piłsudskim. Jak to się stało?
Babka ze strony ojca, Helena Milicerowa (z domu Lewandowska), była w młodości rewolucjonistką. Gdy Piłsudski uciekł ze szpitala dla umysłowo chorych w Petersburgu w 1901 r., zatrzymał się w majątku Lewandowskich, nieopodal Mińska. Po napadzie na pociąg w Bezdanach w 1908 r., Piłsudski ukrywał się tam z Olą Szczerbińską. Helena, po nieudanym zamachu w 1905 r., spędziła dziesięć lat na wygnaniu w Szwajcarii. Dawała koncerty, zbierała pieniądze na wyjazdy Piłsudskiego do Paryża i Londynu. Gdy zaczęła się I wojna światowa, Piłsudski wrócił do Polski. Helena też wróciła do Warszawy, do męża Kazimierza. Mój ojciec urodził się w czerwcu 1915 r., jego brat dwa lata później.
Bliskie relacje z Piłsudskim miała też rodzina ze strony matki.
Młodszy brat dziadka, Jerzego Paciorkowskiego, Tadeusz, dołączył do POW [Polska Organizacja Wojskowa – red.], gdy tylko skończył 18 lat. Von Beseler nienawidził Szczerbińskiej za pracę w POW. Po powrocie dziadków, Wandy i Jerzego Paciorkowskich, z Rosji, dziadek skończył prawo i politykę na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował jako urzędnik, później jako wojewoda i minister. Matka chodziła do szkoły z córkami Piłsudskiego. Były bliskimi przyjaciółkami. Wanda Piłsudska odwiedziła moją matkę w Melbourne.
Polska odzyskuje niepodległość
Przez pryzmat rodzinnej opowieści snuje pani opowieść o historii Polski w jednym z ważniejszych momentów w jej dziejach.
Akcja toczy się między Polską, Litwą, Rosją i Stanami Zjednoczonymi. Trzymając się struktury pokazałam, jak Polska dojrzewała do niepodległości.
Opisuje pani wiele ważnych z historycznej perspektyw miejsc, jak Wodżgiry, Warszawa, Petersburg, Nowy Jork.
Śledzimy wydarzenia oczami Wandy i Jerzego w Rosji, rodziny Jerzego w Polsce. Oczami matki Wandy na Litwie, oczami jej siostry w Ameryce. Czytelnicy poznają wielką historię przez pryzmat zwyczajnych ludzi, nie arystokratów. Dobrze jest pokazać historię Polski podczas I wojny światowej oczami ludzi zaangażowanych w podziemie. Polacy mało o tym wiedzą. Jeden z wydawców powiedział mi w 2015 r., że nikt w Polsce nie interesuje się I wojną światową! Wanda jest mi najbliższa, wychowała mnie. Nie kochałabym tak historii i literatury, gdyby nie wpływ Wandy.
Joanna Hempel o emigracji do Australii
Jak znalazła się pani w Australii?
Ojciec, Henryk Milicer (w 1949 r. zmienił nazwisko na Millicer, by Anglicy wymawiali je poprawnie), jako pilot RAF-u wiedział, że nie może wrócić do Polski. Jego przyjaciele zginęli w gułagach. Ojciec dostał stypendium do Imperial College w Londynie. Został projektantem samolotów. Niestety, rząd angielski w 1948-49 r. odkrył, że Klaus Fucks, z pochodzenia Czech, na wysokim stanowisku, był szpiegiem. Szef ojca wytłumaczył, że Henryk nie zrobi tam dalszej kariery, choć walczył na bombowcach w RAF-ie. Kuzyn ojca z Australii przysłał mu wycinek z gazety. Rząd australijski poszukiwał osoby na stanowisko w GAF, fabryce aerodynamicznej w Melbourne. Wyjechaliśmy w 1950 r.
Lubi pani wracać do Polski?
Bardzo, szczególnie do Warszawy. Tu urodzili się moi rodzice, wykształcili (ojciec na Politechnice, matka na UW; jej studia niestety przerwała wojna). Mój mąż przeżył tu Powstanie w 1944 r. Wiele mnie łączy z tym miastem.
Powstanie Warszawskie: Joachim był wiecznie głodny
Co się działo z mężem w czasie Powstania?
Joachim miał 5,5 roku, kiedy przyjechał z matką do Warszawy w lipcu 1944 r., na „bezpieczniejszą”' ziemię. Uciekali z Litwy tuż przed wkroczeniem sowietów po raz drugi. Pierwszy raz sowieci wywieźli dziadków Joachima do Komi (koło Arktyku) w czerwcu 1941 r. Matka ukrywała się, Joachima zdjęli z ciężarówki twierdząc, że to syn kucharki. Przez parę lat, pod niemiecką okupacją, było im trudno. Młodszy wuj pomagał im wyżyć we trójkę na Litwie. Joachima ojciec, ekonomista, był na Bliskim Wschodzie, gdy wybuchła wojna we wrześniu 1939 r. Poszedł do polskiej armii w Anglii.
Co było dalej?
W czerwcu 1944 Polacy na Litwie zaczęli uciekać przed bolszewikami. Joachim z matką przyjechali do ciotki w Warszawie. Zamieszkali przy ul. Mazowieckiej, w samym centrum! Mąż przeżył Powstanie ukrywając się w ciemnych, zasypanych piwnicach. Bawił się z dziećmi w gruzach. Matka pomagała gasić pożary nosząc wiadra wody. Gdy było za trudno żyć na Mazowieckiej, przenieśli się na Tamkę, blisko Wisły. Stamtąd Niemcy wyprowadzili ich do Pruszkowa. Mąż pamiętał, że był wiecznie głodny. Dojechali do Krakowa zimą. Joachim widział, jak armie radzieckie toczyły się godzinami przez miasto, na Zachód.
Powieść pierwotnie powstała po angielsku, jednak właśnie ukazała się w Polsce. Co chce pani przekazać polskiemu czytelnikowi?
Chciałam, by Zachód lepiej zrozumiał sytuację Polski i jej historię. Dziś patrzymy na to, co dzieje się na Ukrainie. Polacy przeżywali to samo przez przeszło sto lat, potem 50 lat pod komunizmem. Do walki z olbrzymem trzeba siły psychicznej. Trzeba znać i szanować swoją historię. Nie chcę, by Polacy ulegli zachodniemu materializmowi. Mam nadzieję, że Polacy (zarówno w swym kraju, jak i na obczyźnie) zachowają wartości, które ich przodkowie pielęgnowali, by Polska odrodziła się w 1918 r.