Pani Katarzyna mieszka niedaleko Warszawy, a z pasji pomaga porzuconym zwierzętom, szczególnie kotom. Na granicę jeździła często, aż wreszcie zdecydowała się ją przekroczyć.
Jolanta Tokarczyk: Niedawno wróciła pani z Ukrainy. Jak wygląda teraz sytuacja na granicy?
Katarzyna: Po raz pierwszy w czasie wojny przekroczyłam granicę polsko-ukraińską. Udaliśmy się do Lwowa i okolic. Nie mieliśmy większych problemów z przekroczeniem granicy, chociaż po stronie ukraińskiej panuje spory chaos i długie kolejki. W kierunku Ukrainy staliśmy 4 godziny. Byliśmy 71 samochodem w kolejce, a oprócz naszego jeszcze tylko jedno auto miało polską rejestrację. Pozostałe były na numerach ukraińskich. Widzieliśmy też bardzo dużo ciężarówek, których kolumny ciągną się po kilkanaście kilometrów.
To znaczy, że Ukraińcy wracają do kraju mimo wojny?
Zdecydowanie. W drodze powrotnej kolejka była niewielka i czekaliśmy krótko.
Jaką sytuację zastała pani we Lwowie?
Na ten moment panuje tam napięta, ale dobra sytuacja. Lwów funkcjonuje prawie normalnie, jednak życie miasta przerywają alarmy bombowe. Na ulicy, w restauracjach i w miejscach publicznych żołnierze legitymują ludzi, głównie mężczyzn.
Jak radzą sobie ci, którzy zostali?
Poznałam rodzinę – matkę z dwójką dzieci, która uciekła z Chersonia, dosłownie tak jak stała. Nie wzięła ze sobą zupełnie nic, zabrała tylko dzieci. Poruszając się krótkimi odcinkami, trafiła na wieś, do Wielkich Mostów (wioska na północ od Lwowa) i tam ktoś ją przyjął do małego domu. Rodzina nie ma dokumentów, aby wyjechać, a wyrobienie nowych dla 3 osób to koszt około 6 tys. hrywien.
Takich rodzin jest bardzo dużo. Wielu ludzi, zwłaszcza starszych, nie ma śmiałości, aby jechać do Polski. Większość z nich nigdy nie przekroczyła granicy swojego państwa. Uciekli z rejonów ogarniętych wojną, ale cały czas pozostają w Ukrainie. Natomiast młodzi, dla których w Ukrainie nie ma pracy, wyjeżdżają za granicę, zwłaszcza na zachód Europy.
Ukraina: czego najbardziej brakuje
Jak wygląda sytuacja z zaopatrzeniem?
We Lwowie, który jest swego rodzaju enklawą na tle mniejszych miast, działają sklepy i restauracje. W mniejszych miasteczkach sytuacja jest o wiele gorsza. W sklepach można tam kupić niewiele produktów, więc Ukraińcy sprzedają wyroby regionalne, na przykład pierogi. Wybór jest jednak niewielki, brakuje również składników, z których można przyrządzić gotowe dania.
Czego najbardziej potrzeba teraz mieszkańcom Ukrainy?
Bardzo potrzebne są produkty, z których można upiec gotowe potrawy: mąka, cukier, kasza, olej, ryż i konserwy. Ta „złota szóstka” najczęściej pojawia się na liście próśb.
Oczywiście ucieszą się też z towarów, które dla nas są normą, a tam – dobrem luksusowym: słodyczy, kawy, soczków, jogurtów. Nastolatki tęsknią za colą.
Jeśli chodzi o produkty higieniczne, najbardziej brakuje pieluch dla dzieci i dla dorosłych, szczególnie dla osób leżących.
Ludzie dobrej woli
Skąd pochodzą dary, które wysyła pani lub zawozi na Ukrainę? Jak się organizujecie?
Jestem osobą prywatną, mam dwoje dzieci, z zawodu jestem księgową. Jednak już wcześniej pracowałam jako wolontariuszka na rzecz bezdomnych zwierząt, które są mi szczególnie bliskie. Oprócz produktów spożywczych, potrzebnych ludziom, zbieram także karmę dla zwierząt. Ogłaszam potrzeby na Facebooku, a nieznajomi ludzie przesyłają paczki do paczkomatu. Zebrane produkty przekazuję wolontariuszom, którzy jadą z transportem na Ukrainę, a ostatnio, jak wspomniałam, sama pojechałam tam swoim samochodem.
Udało mi się uzbierać tonę karmy dla bezdomnych psów i kotów, zrobiliśmy zbiórkę na paliwo, bo to koszt około kilkuset złotych. Wcześniej wysyłałam karmę do Charkowa, ale dary wiózł ktoś inny. Teraz chciałabym zrobić drugą zbiórkę.
Osoby, które znam i wiem, że zdecydowały się pomóc, zapraszam do zamkniętej grupy na Facebooku. Fotografuję zbiory, aby darczyńcy mogli zobaczyć, co dzieje się z ich darami. Robię zdjęcia etykiet, bo rzadko na przesyłkach podane jest nazwisko nadawcy, a częściej paczki trafiają prosto z Allegro.
Co znajduje się w tych przesyłkach?
Najczęściej karma w opakowaniach różnej wielkości. Dostałam około 100 pojedynczych przesyłek od osób prywatnych. Od anonimowego darczyńcy otrzymałam też trzy palety karmy. Dwie przesłałam do Charkowa, a jedna pojechała do Połtawy, gdzie w ogóle nie ma karmy. Ludzie, którzy sami mają czworonogi, wiedzą, że trzeba pomagać. Dzięki tej karmie kilkadziesiąt zwierząt ma szansę przeżyć kolejne tygodnie.
Bardzo ważne są też pojedyncze wysyłki. Wcześniej, kiedy byłam wolontariuszką na Dworcu Zachodnim, widziałam, że zwierzęta przewożone są w plecakach, w reklamówkach, kartonowych pudłach. Trudno sobie wyobrazić, jaką drogę przeszły. Tam bardzo przydały się klateczki dla świnki morskiej czy dla chomika. Pewnie miały dla kogoś wartość sentymentalną, może ktoś przesłał po swoim zwierzątku. Nawet przy tych pojedynczych, niedużych przesyłkach liczy się to, że ktoś zadał sobie trud, poszedł do paczkomatu, wysłał przesyłkę. Chciałabym, aby zobaczył, że wszystkie te przedmioty wykorzystywane są w dobrym celu.
Pomoc zwierzętom
Skąd u pani pasja pomagania?
Jestem wolontariuszką prozwierzęcą, przez kilka lat zajmowałam się kocimi adopcjami. Jestem kociarą, więc pomagam przede wszystkim kotom i ludziom ze zwierzętami.
Przywoziliśmy Ukrainki z dziećmi, pomagaliśmy załatwiać im mieszkania, ściągałam ludzi z Charkowa. Ostatnio przyjechało do nas stamtąd 47 kociaków. Znalazłam im nowe domy. Z wyjazdu do Lwowa również przywiozłam zwierzęta, przede wszystkim koty i jednego pieska.
Mam dużo kocich kontaktów i szybko mogę poumieszczać te zwierzęta w różnych domach.
Wielu zwierzętom udało się pomóc. Co z tymi, które zostały?
Ewakuując się, ludzie nierzadko zostawiają psy i koty. Niekiedy wyjeżdżają w pośpiechu, czasami nie mają możliwości, by zabrać ze sobą czworonoga, a być może niektórym nie zależy na zwierzaku. Jestem w kontakcie z panią Tatianą z Charkowa, która uwalnia zwierzęta, które zostały same w domach i nie przeżyłyby z głodu albo ze strachu. Czasami trzeba je oswobodzić, uchylić okno albo nawet wybić szybę, żeby mogły wyjść, a potem należy je nakarmić.
Pani Tatiana jeździ po całym Charkowie, nieraz pod ostrzałem, aby ratować zwierzaki. Nie ma własnego samochodu, więc płaci innym, aby ją podwozili.
Udało jej się w ten sposób uratować kilkadziesiąt zwierząt, które później trafiły do adopcji.
Niektóre koty pojechały do Holandii albo do Niemiec, do fundacji i domów prywatnych.
Bohaterowie są tam naprawdę wielcy. Ludzie sami nie mają zapasów jedzenia, ale ci zwierzolubni zawsze podzielą się ze swoim pupilem.
Sytuacja bezdomnych zwierząt jest trudniejsza, ponieważ ludzie nie wyrzucają już resztek jedzenia do śmietnika, więc zwierzęta nic tam nie znajdą. Z niektórych czynnych magazynów udaje się czasami przywieźć więcej karmy, ale potrzeby są ogromne. Do tych miejscowości, które są pod ostrzałem, nie jeździ pomoc i tam sytuacja zarówno ludzi, jak i zwierząt jest tragiczna. W wiadomościach nie pokazuje się tych najgorszych informacji, ale to dramat i ludzi, i zwierząt.
Wdzięczność Ukraińców
Fala pomocy jest jednak ogromna. Dawka optymizmu na koniec?
Mieszkańcy Ukrainy są ogromnie wdzięczni za to, że świat im pomaga. Ci, do których trafiliśmy, byli bardzo gościnni, serdeczni. Spotkaliśmy się z 30-letnią kobietą, która z małym dzieckiem uciekła z miejscowości Sumy przez Kijów do Lwowa. Teraz pomaga wszystkim zwierzętom z okolicy. Mimo że sama nie ma wiele, bardzo nas ugościła, przygotowała pyszne tradycyjne potrawy, których smak pamiętam do dzisiaj. Po stronie polskiej należy podkreślić ogromną wolę pomocy. Wiele osób chce pomóc, ale często nie wie jak, albo nie ma zaufania do przesyłania pieniędzy.
Polska cała jest teraz w zbiórkach.
To prawda, ale ważne jest, abyśmy nie przestawali. Nawet jeśli są to nieduże ilości, to wiele drobnych przesyłek ma ogromną wartość. Dzięki nim można uratować wielu ludzi i wiele zwierząt. Dzięki pomocy pojedynczych osób robi się bardzo duże rzeczy. Pamiętajmy też o tym, że człowiek może próbować sam wsiąść do pociągu, żeby się ewakuować, lecz zwierzę tego nie zrobi. Jest zdane tylko na nas. Pozostawione w domach, zamknięte, przerażone, głodne nie mają tej szansy. Dzięki polskiej pomocy mogą przetrwać. I ta pomoc jest najważniejsza!