separateurCreated with Sketch.

Ks. Śliżewski: Nie zamykałbym sensu i piękna modlitwy w efektach [Modlitwa, chrześcijaninie!]

Kobieta stojący pośrodku poruszających się osób.
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dariusz Dudek - 10.04.24
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Jak ja nie znoszę tej kato-perspektywy… Proszę księdza, a czy to jest grzechem? A czy tamto? A jeśli zrobię czynność A, to będzie ok, czy mogę jednak zrobić A+ i nie będę musiał iść do spowiedzi…? Dramat!” – w jaki sposób dotyczy to modlitwy?

Jak zawsze niezawodny ks. Piotr Śliżewski* – znany choćby z portalu ewangelizuj.pl – odpowiedział na kilka, zdaje się, prostych pytań odnośnie modlitwy. Miał przestrzeń na to, by się zdenerwować, zmienić perspektywę, podkreślić to, co najważniejsze, i wydobyć nowości. 

Modlitwa nie zawsze jest łatwa

Dariusz Dudek: Jakie są główne trudności, których doświadczamy na modlitwie?

Ks. Piotr Śliżewski: Poruszyłeś bardzo złożony temat. Naprawdę skomplikowany. Na początku, w ramach wprowadzenia, chcę zaznaczyć, że dobrą modlitwę nie uzyskujemy tylko poprzez jakąś technikę, ale przez nastawienia naszego serca oraz zrozumienie, po co się w ogóle modlimy. I z tego wynika właśnie pierwsza trudność. Przeszkodą, która bardzo komplikuje życie duchowe, jest błędny obraz modlitwy, którą postrzega się zbyt prawnie i przez to zamiast włożyć w nią serce wkłada się ją w „ubranko formalizmu” i odpowiada na pytania typu: ile ma trwać, jakie zawierać regułki modlitewne oraz czy ma być bardziej charyzmatyczna, czy tradycyjna? A tutaj chodzi naprawdę o coś zupełnie innego. Modlitwa to twoja rozmowa z Bogiem. W zależności od tego, jaka jest wasza relacja, taka też będzie modlitwa, czyli momenty, kiedy się z Nim spotykasz. Możesz to zrobić pod krawatem, ze spinkami w koszuli, by dobrze wypaść, albo z akcentem na autentyczność, bo wiesz, że Bóg to przyjaciel, którego traktujesz z pełnym szacunkiem, a nie jak kolegę, z którym widujesz się przelotnie na imprezie i co najwyżej możesz z nim wypić piwo. Naprawdę modlitwa jest papierkiem lakmusowym tego, co myślisz o Bogu. 

Od tego punktu możemy pójść dalej, do kolejnej przeciwności, którą są wątpliwości w wierze. Im bardziej wątpimy, tym bardziej umniejszamy rolę modlitwy. No bo niby w jakim celu, poświęcać czas Komuś, w kogo się nie do końca wierzy albo nawet jeśli wierzy, to nie chce się Mu zaufać i rozważyć Jego propozycji i sugestii dla mojego życia? Zależność jest tutaj banalnie prosta – im więcej znaków Jego obecności widzę, tym bardziej chcę czynić z Niego punkt odniesienia dla mojej codzienności.

Tak… praktyka. Nie lubimy teorii. Nawet jeśli będziemy odklepywać wyuczone formuły, zawsze będziemy sprawdzać, na ile nasze modlitwy zmieniają życie i co powodują. Nie chcemy przecież w życiu pustych przebiegów i spraw, które są bezowocne. Dlatego trzeba się zmierzyć z pozorną bezowocnością modlitwy i doświadczyć jej prawdziwego sensu, by modlić się z przekonaniem. Nie ma innej drogi.

Brak wiary na modlitwie brzmi poważnie. Czy trzeba się spowiadać z takich modlitewnych kłopotów?

Jak ja nie znoszę tej kato-perspektywy… Proszę księdza, a czy to jest grzechem? A czy tamto? A jeśli zrobię czynność A, to będzie ok, czy mogę jednak zrobić A+ i nie będę musiał iść do spowiedzi…? Dramat! Takie rozważania są co najmniej męczące i tworzące z duchowości samozagładę szczęścia i życiowego spełnienia. Tutaj nie chodzi o opracowanie precyzyjnego regulaminu, który sprawi, że nie będę musiał iść za często do spowiedzi i będę mógł chodzić do komunii świętej. Porzućmy takie spojrzenie. Religia chrześcijańska nie jest prawem. Katolicyzm jest spotkaniem się z Osobą Boga (czytaj: Osobami, bo mówimy o bardzo ciekawym, Trójjedynym Bogu, który nawet sam w sobie jest spotkaniem kilku Osób).

Dlatego odpowiadając na powyższe pytanie, nie chcę odpowiadać w kluczu tak/nie, bo wielu jak słyszy „tak”, to znaczy, że trzeba za każdym razem, gdy wejdziemy w jakąś trudność, od razu biec do spowiedzi, a jeśli słyszy „nie”, to znaczy, że nie ma problemu i można się tym nie przejmować. A prawda jest dokładnie pośrodku, bo w nas. Trudności w modlitwie nie są grzechem jako takim, tylko wyznaczają nam drogę do zmiany (kierunek pracy nad sobą) i warto nad nimi pracować, bo już samo dotykanie tych spraw i uwrażliwianie się jest przygodą, która nas rozwija. Czasami, gdy wyznaczymy sobie konkretne punkty przemiany, to można je włączyć w rachunek sumienia, ponieważ będą dla nas okazją do refleksji nad naszym sercem i zaangażowaniem w miłości do Boga. Wiem, że dla niektórych taka odpowiedź powoduje dyskomfort, bo chcą prawnej jasności, tylko że prawo jest po to, by nas uwrażliwiać, a nie po to, by oskarżać i wprowadzać w poczucie winy. Prawo jest pomocą, a nie klątwą.

Modlitwa efektywna

Czy w modlitwie chodzi o jej efekty?

Tylko co jest efektem modlitwy? Uspokojenie się? Odczucie satysfakcji z życia? Pełne poznanie Boga niczym studiujący kilkadziesiąt lat teolog? Czym są tak naprawdę efekty modlitwy? W moim odczuciu efektem modlitwy jest większe otwarcie się na Boga, a to jest tak niewymierne i tak trudne do zmierzenia, że nie sposób wpisać tego w tabelki i zrobić rozliczeń w Excelu. 

Nie zamykałbym sensu i piękna modlitwy w efektach, bo może się to bardzo szybko obrócić przeciwko nam. Tym bardziej, że Bóg często odbiera smak i satysfakcję z modlitwy, by sprawdzić, w jakim celu się modlimy. Czy robimy to dla jakiegoś sukcesu, czy raczej dla Niego samego? O takich doświadczeniach pisało wielu świętych i mistyków. Dlatego z wielką pokorą podchodzę do sytuacji, kiedy mi się nie chce modlić i wszystko wygląda jak flaki z olejem. Wtedy się po prostu modlę i już. Nie dociekam, tylko wiem, że tego chcę, bo Go kocham. Robię to dla Niego, a nie dla wymiernych korzyści czy jakichś odczuć.

Powiedzieliśmy o trudnościach na modlitwie i o jej efektywności, której nie sposób zmierzyć i zmienia się ona wraz ze zmianą naszej relacji do Boga. Jak rozwijać samą modlitwę? Przechodzić od „początkującego” do „doświadczonego”?

Doświadczenie przychodzi z czasem i dla każdego będzie oznaczało co innego. Jednak aby nie zostawać pytania bez odpowiedzi i nie twierdzić, że wszystko „zależy”, zachęcam do dwóch rzeczy. Po pierwsze do tego, by nie nużyć się powtarzalnością, bo tak jak w przyrodzie, tak i w modlitwie – kropla drąży skałę nie przez swoją siłę, ale wytrwałość. Nawet jeśli na początku czegoś nie rozumiemy, to jeśli się w to zaangażujemy i okażemy temu serce, to Pan Bóg wyśle do nas swoich aniołów (czy to w postaci ludzi, czy osobistych natchnień), które pokierują nas, w którą pójść stronę. 

Po drugie proponuję, by nie uciekać od samotności. Najlepsza modlitwa odbywa się wtedy, gdy jesteśmy sam na sam z Bogiem. Nawet jeśli w trakcie adoracji otacza nas mnóstwo ludzi, albo tłoczymy się w tłumie na uroczystej mszy świętej, to i tak w tym wszystkim możemy być tylko z Nim. W modlitwie nie chodzi o to, by uciekać od świata, tylko o to, by będąc w nim, potrafić się zagłębić w swoim sercu i tam spotkać Boga. Jak to mówią mistycy – wejść do wewnętrznego mieszkania i przebywać z Bogiem.

Modlitewne „must have”

Czy są rzeczy, których na modlitwie nie wolno robić, a które są dla niej konieczne?

Przede wszystkim nie można się spieszyć i robić jej z doskoku. Modlitwa, która z zasady jest w „rozpędzonym międzyczasie” jest tylko dodatkiem do życia, a nie ważnym jego punktem. Wiem, że wielu to oburzy, no bo przecież jest tak wiele rzeczy do zrobienia, więc trzeba się cieszyć, kiedy w ogóle znajdzie się na nią czas. Prawda jest jednak inna. Modlitwę trzeba planować i ze względu na nią przekładać czasami inne rzeczy. Jeśli nigdy nie zrezygnujemy z czegoś dla modlitwy, to znaczy, że jest ona na szarym końcu listy ważnych rzeczy (o ile uważamy ją jeszcze za ważną).

Natomiast z rzeczy, które warto robić na modlitwie, to przede wszystkim zaakcentowałbym rzecz odwrotną do wspomnianego pośpiechu, czyli zatrzymanie. Najlepsze i najskuteczniejsze relacyjnie modlitwy to takie, które po odmówieniu regułek i wypowiedzeniu wszystkiego, co się miało zaplanowane do powiedzenia, na chwilę nas jeszcze zatrzymują. Wielu świętych nazywało to tak zwaną modlitwą przedłużoną. Czasami to „przedłużenie” trwa minutę, ale znaczy bardzo wiele, bo pokazuje, że nie realizujemy tylko obowiązku, ale chcemy również z Bogiem pobyć i napełnić się świadomością Jego obecności.

*Ks. Piotr Śliżewski – prezbiter archidiecezji szczecińsko- kamieńskiej. Twórca projektów ewangelizuj.pl, dobraspowiedz.pl, gregorianka.pl, znajdzrekolekcje.pl.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.