Clémence Pasquier od kilku lat pracuje w diecezji Lyon w duszpasterstwie młodzieży, a jej najnowszy projekt to przyciągnięcie młodych do Kościoła po Światowych Dniach Młodzieży w Lizbonie, w których, mimo choroby, uczestniczyła. To wyzwanie, z którego jest bardzo dumna, a przede wszystkim bardzo wdzięczna, bo do ostatniej chwili nie była pewna, czy ma na tyle sił fizycznych, aby móc przeżyć taką podróż.
Od 22. roku życia Clémence cierpi na raka, który jest już rozsiany po jej całym organizmie i nie daje jej chwili wytchnienia. Obecnie przebywa pod opieką paliatywną i wie, że jej miesiące są policzone. Jednak pomiędzy wizytami w szpitalu kontynuuje pracę z młodzieżą, chce opublikować drugą pracę o młodych świętych i nie waha się dawać świadectwa swojej wiary, która jest w niej od najmłodszych lat. Aletei udało się skontaktować z nią kilka dni po jej świadectwie opublikowanym na kanale YouTube „Les éclairs”, w którym daje głos osobom, które przeszły przez bolesne doświadczenia. Ku wielkiemu zdumieniu Clémence, jej przesłanie dotarło do tysięcy ludzi.
Aleteia: Biorąc udział w programie Les Lueurs, bardzo się otworzyłaś, co odbiło się szerokim echem. Spodziewałaś się tego?
Clémence Pasquier: Nie, nie spodziewałam się tak dużej intensywności informacji zwrotnych, jakie otrzymałam. Dostałam wiele wiadomości. Wywołało to liczne dyskusje, zwłaszcza z naszymi bliskimi, ale nie tylko. Wiele osób zwierzało mi się ze swoich problemów. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę każdy z nas, ludzi, ma niewiele możliwości w swoim codziennym życiu, aby powiedzieć o swoich kłopotach. Ponadto rozumiem również, że kiedy odważymy się zwierzyć i pokazać nasze cierpienie, otwiera to też innych ludzi i z kolei oni też chcą się zwierzyć. Najważniejsze jest to, by móc rozmawiać zarówno o swoim bólu, jak i nadziei.
Jesteś praktykującą katoliczką i wydaje się, że masz bardzo głęboko zakorzenioną wiarę. Skąd ona się bierze?
Pochodzę z bardzo religijnej rodziny i zawsze modliliśmy się razem w domu. Zorganizowaliśmy nawet rodzinne przedstawienie o życiu św. Franciszka z Asyżu, z którym przez kilka lat jeździliśmy po całej Europie, razem z moimi rodzicami i dwoma braćmi. Wiara jest naprawdę moją codziennością. Kiedy przyjechałam do Lyonu, aby rozpocząć życie zawodowe, miałam szczęście, że po kilku miesiącach wolontariatu zostałam zatrudniona w diecezji Lyonu. Dzięki temu w mojej pracy mogę także żyć wiarą i służyć misji.
Jednak szybko odkrywasz, że masz raka. Musisz zacząć godzić chorobę, pracę i życie osobiste...
To prawda, szybko musiałam powiedzieć w pracy o swojej chorobę, bo wymagało to pewnych zmian związanych z wizytami lekarskimi. Mimo bólu i zmęczenia cieszę się, że mogę dalej pracować, bo pozwala mi to zachować rytm życia, równowagę, potrzebę wstawania do pracy i utrzymywania kontaktu ze światem.
Duszpasterstwo młodzieży, a dziś młodzieży w wieku 18-35 lat, zajmuje mnie szczególnie, a rok 2023 obfitował w projekty obejmujące organizację ŚDM, otwarcie solidarnościowego sklepu spożywczego w parafii w Lyonie oraz wydanie pierwszej książki o żywotach młodych świętych, której drugi tom ukaże się w kwietniu.
W związku z tym, którzy święci szczególnie cię poruszają?
Jest ich wielu: św. Franciszek z Asyżu i św. Klara, św. Teresa od Dzieciątka Jezus… Myślę też dużo o Claire de Castelbajac, której książkę czytałam jako nastolatka i w której już wtedy odnajdywałam dużo podobieństw z moim życiem. Od czasu choroby jeszcze bardziej się do niej zbliżyłam. Jej doświadczenie życia, radości, wątpliwości bardzo do mnie przemawia i teraz czuję z nią prawdziwą bliskość.
Czym jest ta bliskość?
Łączy mnie szczególna więź z siostrami z Boulaur, gdzie spoczywa Claire de Castelbajac. Pierwszy raz przyjechałam tam, trochę przez przypadek, z rodzicami, kilka lat temu i od tego czasu jeżdżę tam przynajmniej kilka razy w roku. Doświadczyłam tam głębokiej i szczerej przyjaźni z siostrami.
Od czasu informacji o mojej chorobie w 2018 roku, moi rodzice i siostry organizują dla mnie nowennę do Claire, która nigdy się nie kończy. O tej inicjatywie dowiedziałam się dopiero kilka miesięcy później, nie wiem, kto i kiedy bierze w niej udział, ale ta wierność w modlitwie mnie porusza, wspiera, a nawet wyzwala. Lubię też jeździć do Boulaur, żeby odnaleźć inny rytm niż w Lyonie, bardziej relaksujący, bardziej regularny i bardziej skupiony na życiu modlitewnym.
Jaki jest twój stosunek do modlitwy? Jak się modlisz?
Modlitwa jest naprawdę częścią mojego codziennego życia. Trzeba przyznać, że mam w życiu wiele godzin oczekiwania, wizyt w szpitalu, trudnych nocy bez snu, dlatego często znajduję czas na modlitwę. Dla uspokojenia się zajmuję się także kaligrafią, przepisując zdania z Biblii, które mi się podobają lub które mnie inspirują. Dużo też śpiewam, muzyka jest częścią mojego świata. Krótko mówiąc, za pomocą rąk, głowy i serca znalazłam sposób na modlitwę, stałą i regularną, i to pomimo wszechobecnego zmęczenia, które jest również częścią mojego życia i mojej codzienności.
Porozmawiajmy o chorobie. Jakie miejsce zajmuje w twoim codziennym życiu?
Muszę przyznać, że to wciąż szpital wyznacza rytm mojego codziennego życia. Tak właśnie jest, nawet jeśli czasami naprawdę mnie to wkurza! Chciałabym być beztroska, nie planować niczego z wyprzedzeniem... Niestety, każdy wyjazd musi być poprzedzony wcześniejszą zgodą lekarza i ustaleniem na miejscu monitoringu lekarskiego. Czasami mam dość, chcę po prostu być normalna, więc wołam do Boga, nie po to, żeby Mu robić wyrzuty, nie, tylko żeby Mu powiedzieć, że mam dość! Podobnie jest z kilkoma zaufanymi bliskimi, przy których mogę od czasu do czasu wyładować swoją złość czy zmęczenie, bez ich nadmiernego martwienia się, bo wiemy, że nic nie będą w stanie zmienić, ale po prostu są, żeby mnie wysłuchać, i dla mnie to jest cenne.
Jakie jest twoje przesłanie?
Regularnie zgadzam się na dawanie świadectwa na forach młodzieżowych, podczas ŚDM itp., ale prawdą jest, że aż do ostatniego programu, nigdy nie mówiłam o opiece paliatywnej i przygotowywaniu się na śmierć. Podczas kręcenia czułam się pewnie i szczerze mówiąc, nie sądziłam, że aż tak się otworzę i że moje słowa dotrą do tak wielu osób. W ogóle o tym nie myślałam. Z perspektywy czasu rozumiem, że jeśli mam jakieś przesłanie, to takie, że cierpienie jest powszechne, że dotyka każdego człowieka i że potrzebujemy miejsc, w których możemy o nim rozmawiać. Nie wiem, jak będzie wyglądać reszta mojego życia, nawet jeśli lekarze nie dają mi zbyt wiele czasu. Ale wiem, że miłość jest tym, co jest niezmienne i co pozostanie.