Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Mężczyźni wracają
Wtorek. Okolice Dworca Zachodniego w Warszawie. Jest kilka minut po szóstej rano. W kościele pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika za kilka chwil rozpocznie się msza święta. W pogrążonej w zimowym półmroku świątyni siedzi około dwudziestu osób – kobiet i mężczyzn. Co ciekawe, znaczna część to ludzie zdecydowanie młodzi. Dotyczy to zwłaszcza przedstawicieli „brzydszej płci”.
„To zupełnie nowe zjawisko. I obserwujemy je dziś już nie tylko w naszej parafii – komentuje ks. Rafał Łaskawski, tutejszy wikary. – Jeszcze do niedawna zdecydowaną większość w kościołach stanowiły bardziej lub mniej wiekowe kobiety. Stąd zresztą niepoprawny politycznie żart o Kościele żeńskokatolickim. Znamy to z autopsji. Większość ogłoszeń parafialnych, gdy chodziło o aktywność parafian, dotyczyła kółek różańcowych, parafialnych oddziałów Caritas czy wspólnot Żywego Różańca. Na spotkaniach – praktycznie 100 procent kobiet. Dziś zaś, zwłaszcza na mszach w dni powszednie, widzimy ewidentną zmianę. Kobiety, zwłaszcza te na emeryturze, nadal są, a i owszem! Jednak obok nich w ławkach coraz częściej widzimy młodych panów. Elegancko ubranych, często z teczuszką pod pachą. Przychodzą na mszę świętą w drodze do pracy. I co ciekawe, jest ich coraz więcej”.
Początki
O męskich wspólnotach w Kościele w Polsce jest w ostatnim czasie coraz głośniej. Choć nie jest prawdą, że ich powstanie jest kwestią ostatnich kilku lat.
Pierwsze wspólnoty mające pomysł na zaangażowanie mężczyzn w życie parafii i Kościoła powstały w Polsce w 2007 i 2008 roku. Jako pierwsza trafiła do Polski na zaproszenie kardynała Stanisława Dziwisza amerykańska wspólnota Rycerzy Kolumba. Drudzy byli Mężczyźni św. Józefa, którzy również mają korzenie amerykańskie - ich założycielem był Donald Turbitt.
Rycerze chcą być widoczni
„Moja osobista rada dla wszystkich kobiet w Kościele? Trzymajcie waszych facetów krótko. Jak mąż będzie blisko ołtarza, a nie gdzieś tam daleko z tyłu kościoła, będziesz go miała na oku” – mówi z szerokim uśmiechem Krzysztof Wąsowski, generał zakonu Rycerzy Jana Pawła II. To męskie bractwo nawiązujące do struktur Rycerzy Maltańskich, którego członkowie pragną podążać za Jezusem u boku św. Jana Pawła II. „A jak dodatkowo ubierze się jeszcze w nasz czarny płaszcz rycerski, to już na pewno będzie widoczny. To bowiem ważne, żeby kobieta wiedziała, gdzie jest jej mężczyzna. Zwłaszcza na mszy świętej, najważniejszym momencie dnia”.
I rzeczywiście, spośród trzech najliczniej dziś reprezentowanych męskich wspólnot chyba najłatwiej rozpoznać Rycerzy św. Jana Pawła II. Podczas nabożeństw mają oni obowiązek zakładać charakterystyczne czarne płaszcze z papieskim żółtym herbem z literą „M” (wyjątkiem jest sytuacja, w której dany brat nie jest w stanie łaski uświęcającej). Sami mężczyźni tłumaczą swój strój nawiązaniem do średniowiecznego szkaplerza.
„To także pewna forma upokorzenia – wyjaśnia Krzysztof Wąsowski. – Zdarza się, że ludzie pod kościołem wytykają nas palcami z drwiącym uśmieszkiem i pytaniem, co to za przebierańcy. Dla nas zaś to bardzo jasny znak: wiary, ale i przynależności”.
Rycerze św. Jana Pawła II są już dziś już praktycznie w całej Polsce. Kolejne chorągwie powstają niczym grzyby po deszczu. W umie to blisko 2000 grup – w Polsce oraz w siedmiu prowincjach zagranicznych, czyli (według daty założenia): na Ukrainie, w Kanadzie, we Francja, w Hiszpania, na Filipinach, we Włoszech i Stanach Zjednoczonych.
„Mamy pierwsze sygnały interesowania się naszym Zakonem z poziomów nuncjatur oraz episkopatów – dodaje Krzysztof Wąsowski. – Ufamy, że, jeśli Bóg pozwoli, będziemy wkrótce także w Niemczech, Austrii, Czechach, Kamerunie, Madagaskarze, Chile oraz Australii”.
Gdy modlitwa działa cuda
Przywiązani do tradycji i Kościoła. Z różańcami w rękach, o których zwykli mówić jako o swoich „mieczach do walki z szatanem”.
„Modlitwa działa cuda. Sam przekonałem się o tym wielokrotnie – opowiada wyraźnie wzruszony brat Marek. – Modlimy się w naszym zakonie praktycznie nieustannie. Za nasze żony, za nasze dzieci, za naszych rodziców. Wreszcie za nas samych. Gdy tylko któremuś z nas dzieje się krzywda, trafia on do szpitala bądź dzieje się jakieś inne nieszczęście, od razu uruchamiamy rycerską akcję modlitewną. Łapiemy za różańce. Dziś mogę świadczyć o tym, jak wielką moc ma ta modlitwa. Również na podstawie mojego własnego życia. Działa prawdziwe cuda. Cały czas. Również teraz”.
Pierwsze soboty miesiąca
Podobnie o modlitwie mówią przedstawiciele dwóch kolejnych wspólnot: Żołnierzy Chrystusa oraz Wojowników Maryi. Obie powstały dzięki charyzmie swoich liderów (odpowiednio: Pawłowi Jaworskiemu i ks. Dominikowi Chmielewskiemu). Każda z nich charakteryzuje się dużym przywiązaniem do wartości tradycyjnych i konserwatywnych. Organizują się w całym kraju, zachęcając do modlitwy za rodziny i za ojczyznę.
Najbardziej spektakularną formą tej modlitwy są zyskujące coraz większą sławę (także w mediach) różańce w pierwsze soboty miesiąca. Modlitwa – odmawiana w miejscach publicznych przez mężczyzn ustawionych w charakterystycznym wojskowym szyku – to odpowiedź na prośbę Maryi, która ponad 100 lat temu prosiła w Fatimie trójkę pastuszków o rozpropagowanie tej formy nabożeństwa na cały świat.
Pierwszosobotnie Męskie Różańce stały się jednocześnie płaszczyzną spotkań wyżej wymienionych wspólnot. Wymyślone przez Żołnierzy Chrystusa, są dziś miejscem modlitwy także Rycerzy św. Jana Pawła II, Wojowników Maryi czy Mężczyzn św. Józefa.
„Jestem pod wielkim wrażeniem tego oddolnego ruchu mężczyzn w Kościele – zdradza ks. Stanisław Kosiorowski MIC, proboszcz jednej z elbląskich parafii. – Pamiętam moje odwieczne pytanie, gdy posługiwałem jeszcze w jednej z warszawskich parafii: jak zdobyć facetów dla wspólnot? Bo przecież do tej pory były w nich zazwyczaj kobiety. I to, co się teraz dzieje, jest naprawdę fenomenalne. To nowy powiew! Jak widzę choćby Wojowników Maryi podczas ich modlitw i adoracji, to aż mnie ciarki przechodzą”.
Za i przeciw
„To już pewna przeszłość, ale warto przypomnieć, że niegdyś w Kościele podczas rekolekcji standardem był podział na wiernych płci żeńskiej i wiernych płci męskiej – zauważa ksiądz Rafał Łaskawski. – To wynikało z bardzo określonych uwarunkowań. Przede wszystkim z zupełnie innego sposobu przeżywania wiary. Nie odkryję chyba nic spektakularnego mówiąc, że dla kobiet zawsze liczyły się i nadal liczą się emocje, pewien podkład sentymentalizmu duchowego. Z kolei w przypadku panów w pierwszej kolejności liczy się działanie. Konkretne zadania i ich realizacja. I te wspólnoty odpowiadają na tę ich potrzebę”.
Oczywiście, jak każde wydarzenie i każda inicjatywa, także ta ma swoich przeciwników. Dość głośna była swego czasu opinia choćby Jarosława Makowskiego, teologa i filozofa, który zapytany o Męskie Różańce zasugerował, że „to nie jest zwykła modlitwa, a raczej pokaz siły”. W podobnym tonie wypowiedział się także znany jezuita Dariusz Piórkowski.
Słomiany zapał?
Wielu ludzi Kościoła zastanawia się, czy wysyp grup angażujących mężczyzn to nie jest jedynie chwilowa moda. A może to raczej znak naszych czasów? I czy w związku z tym będzie to coś bardziej trwałego.
„Czy to wygaśnie? Polemizowałbym – ripostuje ksiądz Rafał Łaskawski. – Wydaje się, że będzie wprost przeciwnie. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale syndrom słomianego zapału bazuje przede wszystkim na rozbuchanej emocjonalności. A emocjonalność w duchowości to, jak już wspomniałem, domena raczej kobiet aniżeli mężczyzn. O trwałość efektu męskich wspólnot byłby więc raczej spokojny. Tu jest poważne zadanie do zrobienia i mężczyźni mają zamiar je wykonać”.
O co im tak naprawdę chodzi?
Na końcu chcę opisać jeszcze jedną scenkę, której byłem kiedyś świadkiem. Wszystko działo się pod jednym z kościołów w Poznaniu. Do mającej się zaraz rozpocząć mszy świętej szykowało się kilkudziesięciu Rycerzy św. Jana Pawła II. Ponieważ zakrystia nie była w stanie pomieścić ich wszystkich, mężczyźni ustawiali do procesji wejścia na zewnątrz kościoła. Naraz do ustawionych w szpaler panów podeszła kobieta. Na oko mogła mieć nie więcej jak pięćdziesiąt lat.
– Panowie, kim wy właściwie jesteście? – pyta.
– Rycerze Jana Pawła II… – pada odpowiedź.
– Tyle to już zdążyłam usłyszeć w ogłoszeniach parafialnych przed tygodniem – nie ustępuje kobieta. – Chodzi mi, czym wy się tak naprawdę zajmujecie? Jak do was trafić?
– Proszę pani, trafić bardzo prosto. Wpisze pani frazę „Rycerze Jana Pawła II” w wyszukiwarce internetowej i już. Tam wszystko będzie.
– Bo muszę swojego starego do was wysłać. Żeby już przed tym telewizorem przestał siedzieć…
– Zapraszamy! Prawdziwych mężczyzn przyjmujemy w otwartymi rękami – uśmiecha się mężczyzna.
– Dobrze, ale czym wy się tak naprawdę zajmujecie, panowie? – trzeba przyznać, że pani łatwo się nie poddaje.
–Czym się zajmujemy? – odpowiada cierpliwie rycerz. – Tak naprawdę to chodzi nam tylko o jedno…
– Zamieniam się w słuch.
– O Niebo.