Różaniec – modlitwa prosta i treściwa
Jarosław Kumor: Jak się zaczęła twoja relacja z Maryją i odmawianie różańca?
Michał Ostrowski: Stoją za tym u początków moje babcie. Miały często pochowane po kieszeniach różańce. Widziałem, że się modlą.
To taka pierwsza różańcowa iskra w moim życiorysie, natomiast ja przez większość swojego życia nie żyłem zbyt pobożnie i do relacji z Bogiem musiałem dorosnąć. Duża w tym zasługa mojej żony, która – można powiedzieć – uczyła mnie modlitwy.
Inna sprawa, że kiedy już chciałem żyć blisko Pana Boga, moja zawodowa rzeczywistość mi tego nie ułatwiała, bo pracowałem na trzy etaty, miewałem dyżury i często nie byłem w stanie pójść w niedzielę na mszę świętą. Różaniec był dla mnie jakąś formą zastępczą, choć oczywiście trudno go porównywać z wagą sakramentu Eucharystii.
Nie wiedziałem wtedy jeszcze za bardzo, o co prosić, ale wiedziałem, że chciałem przez Matkę Bożą zbliżać się do Boga.
Dlaczego wybrałeś akurat różaniec?
Wydał mi się prosty, ale jednocześnie treściwy. Z biegiem czasu czułem chęć pogłębiania tej praktyki przez kontemplację czy zaglądanie do Pisma Świętego w trakcie modlitwy. Z biegiem lat różaniec zaczynał mi się łączyć z codziennością. Modląc się, miałem poruszenia, w jaki sposób rozwiązać dany problem czy sytuacje, które mnie czekały w ciągu dnia.
Różaniec wprowadza ład w moje życie
To były dla ciebie owoce różańca – znajdowanie rozwiązań na różne sprawy?
Tak było. Jeśli szedłem za poruszeniami z modlitwy, naprawiały się moje relacje w rodzinie czy pracy i miałem więcej odwagi do podejmowania trudnych projektów lub doprowadzania ich do końca.
To są pewne efekty, ale bezpośrednim owocem różańca zawsze był dla mnie pokój w sercu. Zwłaszcza, kiedy w środku coś się gotowało, miałem w sobie emocje, takie jak lęk, strach czy nawet te pozytywne – one też nieraz uniemożliwiały mi dobre działanie, trzeźwy osąd rzeczywistości. Modlitwa różańcowa zawsze mi te emocje regulowała.
To jak się zachowywałeś bez modlitwy?
Walił mi się wtedy cały dzień, więc siłą rzeczy byłem bardziej nerwowy. Mówiąc wprost – więcej grzeszyłem. Poza tym, dużo pracując, dom traktowałem jak azyl, gdzie powinienem po prostu leżeć i pachnieć.
Z azylem się zgadzam – dom powinien nim być. A leżenie i pachnienie to – rozumiem – brak zaangażowania w domowe relacje i obowiązki.
Tak. Wiadomo jak jest w domu, np. kiedy dzieciaki się kłócą. Modlitwa pomaga mi w takich sytuacjach zachowywać stoicki spokój. A moja żona, widząc że wstaję rano wcześniej i modlę się, dostrzega we mnie większą sprawczość, cierpliwość, chęć służby.
Czyli kiedy trzeba rozwiesić pranie, łatwiej Ci się zabrać do tego typu rzeczy?
Różaniec sprawił, że to stało się naturalne. Zacząłem znajdować odpoczynek w tym, że mogę służyć moim bliskim. Zobaczyłem, że to jest ważne, by moja żona mogła np. wyjść z domu, mieć swój czas.
To jest w ogóle piękne, że modliłem się o to, by nie patrzeć na moją żonę przedmiotowo i udało mi się wypracować nawyki i schematy myślowe, dzięki którym odzywam się do żony z szacunkiem, a myśli, które generowały krzywdzące słowa, odeszły.
Sposób na skupienie? Oddech!
Jaki masz sposób, żeby nie “klepać” różańca?
Modlę się wcześnie rano, a dzień wcześniej rozmawiam z rodziną o intencjach, naszych problemach. Wstaję więc już z konkretną myślą. Jestem osadzony w rzeczywistości mojej rodziny i to bardzo pomaga w świadomym odmawianiu różańca.
Jest też strona techniczna. Zanim podejdę do różańca, staram się wyregulować swoje myślenie poprzez oddech. Modlitwę zaczynam dopiero po kilku minutach np. oddechu kwadratowego, czyli biorę wdech przez 5 sekund, zatrzymuję powietrze w płucach przez 5 sekund, robię wydech przez 5 sekund i trwam w bezdechu przez 5 sekund. Kilka takich cykli sprawia, że moja koncentracja w trakcie modlitwy jest trudna do zburzenia.
Jesteś usportowiony. Zdarza ci się łączyć różaniec z treningiem?
Trening jest dla mnie okazją, by ofiarować Bogu swój wysiłek, zwłaszcza gdy głowa mówi, że już nie dam rady. A jeżeli pytasz o odmawianie różańca w trakcie wysiłku fizycznego, to ja tego nie potrafię. Bezdech nie pomaga, tym bardziej że mój trening jest mocno wydolnościowy.
Inna sprawa, że wyregulowanie myślowe, które zyskuję dzięki modlitwie, bardzo pomaga w treningu. Jeżeli głowa jest dobrze poustawiana, to więcej przebiegnę, zrobię więcej powtórzeń.
Różaniec w męskim gronie
Należysz do dwóch róż różańcowych. Co to dla ciebie znaczy?
Do róży męskiej wspólnoty z Parysowa, skąd pochodzi moja żona, zaprosił mnie teść. Poczułem się wyróżniony. Po kilku latach praktyki odebrałem to tak, że czegoś się już nauczyłem i to jest jakiś nowy etap. W święta maryjne i na Wielkanoc, kiedy jest procesja wokół kościoła, jako członkowie róży wychodzimy z chorągwiami, więc to zaangażowanie jest też obudowane pewnym rytuałem w ramach życia parafialnego.
Druga róża też jest męska. Jest to inicjatywa “Tarcza” w ramach mojej wspólnoty Droga Odważnych. Tu modlimy się w intencji naszych żon. Każda z nich w ramach róży jest codziennie omadlana całym różańcem, choć ode mnie wymaga to jedynie odmówienia dziesiątki. Dla mnie ważne jest też to, że jesteśmy w tej modlitwie braćmi.
To, że modlę się nie tylko za swoją żonę, ale też za żony braci i na odwrót, daje bardzo dużo wsparcia.
Mówiłeś żonie o Tarczy?
Tak. Była zaskoczona, ale też zaczęła zauważać, że łatwiej było jej od ręki znajdować rozwiązania trudnych sytuacji w ciągu dnia – na drodze czy w pracy. Poczuła – tak wewnętrznie – że jest wspierana. Nagle znajdowały się osoby, które pomagały jej w ciężkich momentach. Świadomość tej modlitwy ją podbudowała i dała na co dzień większą pewność siebie.
To jest ciekawe i jednocześnie piękne. Duchowa rzeczywistość, która jest moim udziałem, pomaga w osobistym rozwoju mojej żony. Zresztą w moim też – tak jak wcześniej wspominałem – w sporcie czy podejściu do relacji.