Od 4 lipca w amerykańskich kinach można oglądać film „Sound of Freedom”. Jim Caviezel wciela się w nim w postać byłego agenta federalnego Tima Ballarda, który rzuca pracę, by ratować dzieci przed handlem ludźmi.
Sound of Freedom
Film „Sound of Freedom” został przyjęty przez widownię z wielkim entuzjazmem. W krótkim czasie pokonał np. taki hit, jak kolejna część przygód Indiany Jonesa i zarobił ponad 14 milionów dolarów w dniu premiery.
Producenci są zachwyceni reakcją fanów. „Ten film zaczął żyć własnym życiem i stał się czymś więcej, oddolnym ruchem” – powiedział Neal Harmon, dyrektor generalny Angel Studios.
Caviezel: Bóg chciał, żebym został aktorem
W rozmowie z ChurchPOP (jeszcze przed premierą filmu) Jim Caviezel podkreślił, że poświęcił swoje życie miłości do Boga. Wyznał ponadto, że Bóg przyszedł do niego w kinie i powiedział mu, aby został aktorem.
Bóg nas kocha, a teraz my musimy zacząć kochać Boga na nowo. On musi być kochany. Jezus zasługuje na miłość. Chcę Go kochać i dam Mu wszystko, co mam. To nie jest moja kariera. To kariera Boga.
„Byłem prostym facetem, kiedy Bóg przyszedł do mnie w kinie” – wspomina Caviezel. I dodaje, że w pierwszej chwili wcale nie poszedł za Jego głosem. Obawiał się, nie myślał przecież o aktorstwie. Kiedy zapytał Boga o cel swojego życia ponownie poczuł wezwanie do aktorstwa. „Cóż, spróbuję” – odpowiedział.
Poniżej możesz zobaczyć Caviezela, który podczas premiery najnowszego filmu modli się po aramejsku:
*Źródło: Churchpop.com