separateurCreated with Sketch.

Jan Paweł II odczytał moje serce. Dziękuję Ci, Ojcze Święty! [świadectwo]

Siostra Klara Trzęsowska swoje powołanie zawdzięcza Janowi Pawłowi II
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„W pewnej chwili przeszedł obok mnie. I już miał iść dalej, gdy nagle odwrócił się, spojrzał na mnie. Moje oczy spotkały jego oczy i powiedział, jakby mimochodem: „Tak, tak, zrób to, o czym myślisz, to jest dobra decyzja”…

Jan Paweł II był prawdziwym ojcem, prawdziwym papieżem, prorokiem, charyzmatykiem i świętym. Doświadczyłam jego spojrzenia, jego modlitwy, czytania w moim sercu i w Bożych planach. Zawdzięczam mu to, że jestem siostrą zakonną. Bez glejtu, którym były jego słowa, pewnie bym się nigdy nie odważyła iść tą drogą” – opowiada s. Klara Trzęsowska SMI, zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, przełożona klasztoru w Piszkowicach.

Siostra Klara Trzęsowska SMI

Powołanie do habitu, albo do sutanny, czyli wstąpienie do klasztoru, albo podjęcie formacji kapłańskiej jest prezentem od Pana Boga. Owszem, zdarzają się tacy, którzy dość wcześnie wiedzą, że chcą należeć do Boga na wyłączność. Zdarzają się tacy, którym ta droga imponuje, ale nie mają do niej powołania. Mimo to czasem idą.

Jest też wielu takich, którzy nigdy sami nie wpadliby na taki pomysł, a jednak pewnego dnia podejmują decyzję o wstąpieniu do klasztoru i sami siebie wprawiają tym pomysłem w zdziwienie.

Do tej ostatniej grupy należy siostra Klara. Żywiołowa, rozśpiewana, bardzo konkretna i dobrze zorganizowana. Poznanie jej obala mit o zahukanych i bezradnych zakonnicach. Oczy siostry iskrzą, dowcip rozwiązuje kłopotliwe sytuacje, śpiew w kaplicy pomaga w modlitwie a niezwykłe umiejętności w pozyskiwaniu dóbr wszelakich sprawiają, że w prowadzonym przez nią domu niczego nie brakuje, każdy gość jest mile widziany, nakarmiony do syta i szczęśliwy.

Potrafi zdobyć węgiel, dofinansowanie na wymianę okien i zgodę ministra. Potrafi też wymodlić cud powierzając najbardziej beznadziejne sprawy św. Józefowi.

- Wychowałam się w Kaliszu, w rodzinie katolickiej, praktykującej, w duchu wielkiego kultu do św. Józefa. W mojej rodzinie było kilka sióstr zakonnych, byli też kapłani, ale jako dziecko w ogóle nie brałam pod uwagę tego, że mogłabym być zakonnicą. Więcej, nie chciałam nią zostać. Miałam w planach być pielęgniarką, lubiłam muzykę poważną, nie wyobrażałam sobie siebie w habicie i prawdopodobnie nigdy sama nie wpadłabym na pomysł, by iść do zgromadzenia – mówi siostra.

Kim mam być?

Czyli, „jak do tego doszło, nie wiem…?”

- Ależ skąd, pamiętam wszystko doskonale, tego nie da się zapomnieć – opowiada. Miała 23 lata i wychowująca ją siostra babci, która od czwartego roku życia, po śmierci mamy, była dla niej drugą mamą, przeprowadziła z nią poważną rozmowę. Zależało jej, aby zaczęła poważnie myśleć o swojej przyszłości i zaczęła ją planować. „Masz chłopaka, nie naciskam, ale musisz zacząć kierować swoim życiem” – powiedziała.

Był rok 1990, ta rozmowa zbiegła się w czasie z planowaną w parafii pielgrzymką do Rzymu. Elę – imię siostry przed wstąpieniem do zgromadzenia – nie było stać na taki wyjazd, nawet nie brała go pod uwagę. Jednak ksiądz, który ją znał, widział jej zaangażowanie w życie parafii, rozmodlenie, gotowość do pracy, miał inny pomysł, chciał, żeby pojechała i w czasie pielgrzymki grała, śpiewała, przygotowywała  oprawę liturgii i była zakrystianką w drodze.

– Nasz ksiądz, prałat Stanisław Piotrowski, dawniejszy harcmistrz, był wyjątkowy. W czasie wojny był łącznikiem między biskupem Kozalem a diecezją. Prawdziwy, wierzący kapłan, bardzo skromny, człowiek modlitwy. Zaproponował mi wyjazd, ja odmówiłam, no bo nie miałyśmy pieniędzy, ale on po kilku dniach powiedział: „Dam ci pieniądze, weź, jedź. To ważne”. No i pojechałam, w podróż – jak się później okazało, która zmieniła moje życie – mówi siostra.

Siostra Klara Trzęsowska

„Powiedz mi…”

Po tej ważnej rozmowie z mamą Ela dużo się modliła. Szukała, pytała, sprawdzała czego Pan Bóg od niej chce, jednak ta odpowiedź nie przychodziła, nie było żadnego światła, żadnej sugestii. Miała chłopaka, ale żyła w jakimś zawieszeniu, bo nie była pewna, czy ma zakładać rodzinę, czy jednak nie zakładać. Nikomu o tych rozterkach nie mówiła. Co robić? Co jest dla niej? Czego Pan Bóg chce? Te pytania powracały.

- W drodze do Rzymu odwiedziliśmy Asyż. I tam, oprócz modlitwy, zaczęłam się targować z Panem Jezusem, chciałam namacalnego, wyraźnego znaku, który bym jednoznacznie odczytała. Powiedziałam Mu tak: Jeśli wychodząc z bazyliki św. Franciszka spotkam rodzinę, małżonków – to będzie dla mnie oznaczało, że mam założyć rodzinę, że mam wyjść za mojego chłopaka, Krzyśka. Jeśli osobę duchowną – to znaczy, że Ty chcesz, żebym wstąpiła do zgromadzenia – mówi siostra drżącym głosem.

I kiedy wychodziła z bazyliki, niczego i nikogo nie zobaczyła, bo się przewróciła – rymnęła, jak długa.

- Próbując się podnieść usłyszałam nad sobą głos: „Przepraszam, nic się pani nie stało?” Kiedy zadarłam głowę, zobaczyłam nad sobą siostrę zakonną i księdza. I w tym momencie się rozpłakałam – mówi siostra Klara a po policzkach płyną jej łzy.

Czy to wystarczyło? To był ten słup światła? Obłok? Tabor?

- Ależ skąd! – mówi siostra przez łzy. Wróciłam się do drzwi bazyliki, żeby sprawdzić, czy nie było tam jakiegoś stopnia, albo gzymsu, o który mogłam zahaczyć!

Po starannych oględzinach okazało się, że droga była równa, jak stół, żadnych wypiętrzeń.

„Zrób to”

Następnego dnia, 7 października byli już w Rzymie, na dziedzińcu św. Damazego, na audiencji u Jana Pawła II.

- To było ogromne przeżycie. Papież znał naszego księdza Stanisława, przyjaźnili się jeszcze w czasach studenckich, więc zatrzymywał się, rozmawiał, robiliśmy zdjęcia. Wszyscy byli ogromne wzruszeni rodzinną, ciepłą atmosferą, skracaniem dystansu, tym jego interesowaniem się każdym po kolei.

W pewnej chwili przeszedł też obok mnie. I już miał iść dalej, gdy nagle odwrócił się, spojrzał na mnie. To były ułamki czasu, moje oczy spotkały jego oczy i powiedział, jakby mimochodem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, albo jakbyśmy wcześniej o tym długo rozmawiali i teraz chciał przypieczętować nasze wspólne wnioski: „Tak, tak, zrób to, o czym myślisz, to jest dobra decyzja”.

Jan Paweł II odczytał moje serce

- Wszystko wciąż z tamtej chwili pamiętam – niebieskość jego oczu, ich przenikliwość, jasność, pokój. Uśmiech, łagodność twarzy. I słyszę pewność w jego głosie. Niespodziewaną informację, tylko dla mnie, na wyłączność, na zawsze. To była – i jest – pieczęć postawiona na mojej decyzji o wstąpieniu do zgromadzenia. Wiem, że to dzięki niemu miałam odwagę tę decyzję podjąć i trwać, z dumą nosząc habit. Bez niego bym tego nie zrobiła.

Pan Bóg zna moje serce, wiedział, że będę sprawdzać, powracać, że nie uwierzę nikomu na słowo. A jemu, Janowi Pawłowi II, uwierzyłam natychmiast po tym, jak – mimochodem – odczytał moje serce, usłyszał te nieme pytania, które przecież kierowałam tylko do Boga, nie do ludzi. A jednak to on, papież, je usłyszał i na nie odpowiedział…

Od tamtego dnia miną w tym roku 33 lata, a siostra Klara wciąż powtarza: „Dziękuję Ci, Ojcze Święty, że pomogłeś mi odkryć moje powołanie. Przez Ciebie niech będzie Bóg uwielbiony”.

Po powrocie do domu Ela powiedziała mamie, że podjęła decyzję: będzie zakonnicą, chce wstąpić do zakonu. „Dopiero po ślubach wieczystych siostra mojej babci, która mnie wychowywała po śmierci mamy, opowiedziała mi, że mama chodząc w stanie błogosławionym modliła się, aby jedno dziecko było poświęcone Bogu, a do poduszki zawsze miałam przyczepiony medalik Niepokalanej” – mówi.

Siostra Klara Trzęsowska

Dlaczego marianki?

- Niedługo po powrocie z Rzymu pojechałam do Opola, odwiedzić moją przyjaciółkę Renię. Zabrałam do poczytania w pociągu książkę, po którą przez wiele lat nie sięgałam. To była prymasa Wyszyńskiego jedna z książeczek o Maryi. Przyznałam się Reni, że podjęłam decyzję o wstąpieniu do zgromadzenia.

Poza zdziwieniem moja przyjaciółka chciała wiedzieć do jakiego, ale ja jeszcze tego nie wiedziałam. Do felicjanek nie pójdę – bo mam tam ciocię – mówię. Do karmelitanek też nie – bo mam tam ciocię. Ale czułam – i tak jej powiedziałam – że chciałabym wstąpić do takiego zgromadzenia, w którym będę czuła, że jest moje, że jest dla mnie, że jest domem. Pan Bóg mnie poprowadzi.

Z Opola postanowiła jeszcze pojechać do Wrocławia, żeby odwiedzić chrzestnego i jego rodzinę. Zatrzymała się u nich i rano kuzynka zauważyła, że coś jej wypadło z książki, jakaś kartka. Sięgnęła po nią i wtedy sobie przypomniała o tym jak kilka lat wcześniej też zabrała tę książkę w podróż pociągiem.

- Wtedy spotkałam w przedziale księdza – jechał do Warszawy – i niespodziewanie wręczył mi jakąś kartkę, na której coś wcześniej napisał. Włożyłam ją do książki i tam sobie czekała. Na kartce był adres: Siostry Maryi Niepokalanej, ul. Szczytnicka 3/5 – mówi s. Klara.

Czemu nieznajomy kapłan napisał na kartce młodej, nieznajomej dziewczynie adres klasztoru? Nie wiadomo, może uznał, że niewiasta czytająca Wyszyńskiego to obraz niezwykły?

Ofiarowanie się Jezusowi

- Wzięłam tę kartkę. Najpierw poszłam do katedry, ale wróciłam się jeszcze do mojego ulubionego kościoła, Najświętszej Maryi Panny na Piasku. Tam pomodliłam się przy grobie ks. Schneidera, założyciela zgromadzenia Maryi Niepokalanej nie wiedząc, oczywiście, że to on je założył. Ale mama uczyła mnie modlić się za zmarłych, więc przy nagrobnej płycie odmówiłam zwyczajową modlitwę i ruszyłam szukać Szczytnickiej 3/5.

Gdy znalazłam, to stałam jeszcze dobre pół godziny pod drzwiami. Wreszcie otworzyły się drzwi i stanęła w nich jakaś siostra. Spytała mnie, czy wchodzę, czy nie wchodzę. A ja zebrałam się w sobie no i weszłam…To był wtorek. Wstąpiłam tydzień później, w czwartek, 20 listopada 1990 r. Następnego  dnie w święta Ofiarowania Matki Bożej dotarło do mnie, że to także dzień mojego ofiarowania się Jezusowi, przez Matkę Bożą, na wieki… – mówi wzruszona s. Klara.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.