Obraziłem się na Pana Boga
– Już od nastolatka razem z kolegami łobuzowaliśmy po naszej dzielnicy na gdańskim Brzeźnie. Moim jedynym celem było zdobycie pieniędzy na alkohol, który pomagał mi zapomnieć o trudnej sytuacji w domu, gdzie mój tato też pił całymi latami – opowiada Michał.
– Ojciec marnował swoje życie i życie mojej mamy, która przez wiele lat żyła w toksycznym związku, bezradna i współuzależniona. To wszystko negatywnie przekładało się na moje życie i mojego młodszego brata. Miałem w sobie dużo agresji i złości. Dlatego zdemolowanie przystanku autobusowego czy czegokolwiek innego było dla mnie "ukojeniem" bólu, jaki w sobie nosiłem. Picie alkoholu powodowało u mnie życie w totalnym złudzeniu, że wszystko jest ok. Zamykałem oczy i uszy, mówiąc sobie, że mam "fajne" życie bez zobowiązań…
A co najgorsze obraziłem się na Pana Boga. Przestałem się modlić, chodzić do kościoła. Myślałem, że poradzę sobie w życiu sam, bez Niego. I w takim nastawieniu żyłem bardzo długo. Coraz bardziej upadałem, coraz bardziej lądowałem na dnie. Niejednokrotnie czułem, że życie bez Boga jest piekłem, ale mimo to nie miałem już sił na powrót do normalnego życia. Na powrót do domu…
„Boski prysznic” i spowiedź po wielu latach
– Któregoś dnia przyszedłem tu na "Boski Prysznic", gdzie mogłem się wreszcie umyć i dostać w pakiecie nowe ubrania. Miałem takie poczucie, że wraz z umyciem się, nowymi ciuchami i ciepłym posiłkiem dostałem full pakiet miłości, życzliwości i troski.
Można powiedzieć, że spontanicznie poprosiłem księdza Damiana Trzebiatowskiego o spowiedź po wielu latach. To był dla mnie przełom, bo poczułem, że naprawdę Jezus się nade mną pochylił i wyciągnął rękę. Otrzymałem wielką szansę na nowe życie.
Jestem bardzo wdzięczny, że tu, na Siedlcach, przy gdańskiej parafii św. Franciszka z Asyżu (Emaus) w każdy czwartek jest "Boski Prysznic". Piotr Połoński razem z grupą wolontariuszy oprócz umycia przywracają nam godność. Przy kościele otacza nas swoją opieką duszpasterską proboszcz parafii ks. Jacek Tabor.
Słyszałem od kolegów, że poszli tu do spowiedzi po 20, 30 latach... To naprawdę są cuda, które dokonują się na naszych oczach!
We wtorki nasze znajome, dziewczyny i kobiety żyjące bez domu, również mogą skorzystać z "Boskiego Prysznica", bo Piotr zajeżdża z całym ekwipunkiem pod parafię św. Brata Alberta na Przymorze, gdzie wspiera nas proboszcz ks. Grzegorz Stolczyk. Bez tych osób powrót do życia byłby dla wielu z nas niemożliwy. Jestem wdzięczny za nowe życie” – mówi Michał.
Jałmużna
Dzieło „Boskiego prysznica” nie było by możliwe bez pomysłodawcy przedsięwzięcia, czyli Piotra Połońskiego i grupy wolontariuszy, którzy w każdy wtorek i czwartek pomagają, przygotowując m.in. posiłki i ubrania. Piotr osobiście strzyże „chłopakom” włosy, ale pojawiają się też fryzjerzy, którzy angażują się w pomoc i „robią fryzury”. Aktualnie w tym miejscu trwa także zbiórka na zakup drugiej mobilnej łazienki.
Jedną z wolontariuszek jest dominikanka s. Joachima Celińska, która towarzyszy dziełu od początku. – Siostro, ja tu przychodzę nie dlatego, że jest tu jedzenie – mówi siostrze Mateusz, jeden z podopiecznych. – Ale przychodzę tu, bo dla mnie jest najważniejsze spotkanie z drugim człowiekiem, bo czuję się bardzo samotny… Mam większą motywację, aby coś zmienić w swoim życiu.
– Dlatego cieszę się każdym, nawet najmniejszym osiągnięciem naszych braci i sióstr w kryzysie bezdomności – opowiada dominikanka. – Ostatnio podszedł do mnie jeden z bezdomnych i powiedział: "Siostro, chcę z tego wyjść małymi krokami: byłem u spowiedzi, otrzymałem różaniec i to jest moja siła!"
– Przychodzą do nas też ubodzy po gorący posiłek. Staropolskim obyczajem jedzenia się nie odmawia, to jest podstawa życia człowieka. Niewiele to kosztuje, choćby zrobienie i podarowanie jednej kanapki dla głodnego: to może być dla nas forma jałmużny – mówi siostra Joachima.
– Każda z osób, która tu przychodzi, ma swoją niepowtarzalną historię, zazwyczaj bardzo bolesną. Dlatego nie osądzajmy tych ludzi. Nasz cały zespół wolontariuszy stara się mieć otwarte serca i uszy do słuchania, do rozmowy i obecności – puentuje zakonnica, która na co dzień pracuje w zakrystii w klasztorze gdańskich dominikanów.
– Kiedyś, spotykając człowieka „szperającego” w śmietniku, omijałam go raczej bez refleksji – opowiada Monika Wilczek, wolontariuszka z grupy wsparcia „Boskiego prysznica”. – Było mi go żal, ale poza zakupem czegoś do zjedzenia nie byłam w stanie zaoferować nic innego, a już na pewno nie rozmowę.
– Kilka lat temu Pan Bóg postawił na mojej drodze życia księdza, który pomagał mi duchowo. Był to kapłan związany z posługą przy osobach bezdomnych. Któregoś razu w mojej parafii podjęłam się duchowej adopcji osoby bezdomnej i zobowiązałam się do rocznej modlitwy za tego człowieka. Po tych 12 miesiącach, poprzez mojego spowiednika, poznałam Piotra Połońskiego i tak się zaczęła moja droga związana z tematem ludzi żyjących na ulicy. To było dwa lata temu.
– Wierzę, że poprzez tę wierną modlitwę Pan Bóg przygotowywał moje serce do tego, abym potrafiła się otworzyć na osoby w kryzysie bezdomności, których wcześniej nie potrafiłam zrozumieć. Przyznam się, że od tamtej pory moje życie się zmieniło, miało to też wpływ na moich bliskich. Dlatego zachęcam wszystkich do wsparcia i otwartości. „Biednych, którzy potrzebują pomocy macie tu, w Polsce” – powiedziała kiedyś Matka Teresa z Kalkuty młodym osobom, które koniecznie chciały zostać wolontariuszami w Kalkucie.
– To prawda. Jest wiele osób, które potrzebują naszej uwagi, życzliwości i pomocy. Wystarczy rozejrzeć się wokół nas i na pewno zobaczymy, że ktoś nas potrzebuje, może ta osoba jest bardzo blisko nas – puentuje Monika.
Więcej na temat pomocy dziełu „Boski prysznic” możesz przeczytać tu lub odwiedzić profil na Facebooku.