separateurCreated with Sketch.

Męczeństwo rodziny Ulmów: niebagatelny precedens i przełom w rozumieniu świętości

Rodzina Ulmów z Markowej zostanie beatyfikowana
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kandydatami na ołtarze są nie tylko sami państwo Ulmowie, ale także ich dzieci – włącznie z tym jeszcze nienarodzonym. W przypadku najmłodszego nie mówimy już o nadziei zbawienia, ale o pewności.

Dekret o męczeństwie Ulmów

17 grudnia 2022 roku podczas zwyczajowej audiencji dla prefekta Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, kardynała Marcello Semararo, papież Franciszek zatwierdził dekret o męczeństwie rodziny Ulmów z Markowej. Dokładnie ujmując: o męczeństwie [zadanym] z nienawiści do wiary.

Na oficjalnej stronie Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych najpierw czytamy hasłową notatkę wstępną:

Czcigodni Słudzy Boży Józef i Wiktoria Ulmowie oraz ich siedmioro dzieci († 24 marca 1944). Świeccy małżonkowie z siedmiorgiem dzieci zamordowani z nienawiści do wiary 24 marca 1944 r., którzy mimo świadomości ryzyka i trudności finansowych przez półtora roku ukrywali w domu rodzinę żydowską. Odkryci, wszyscy zostali zamordowani, łącznie z dzieckiem w łonie Wiktorii.

Kandydatami na ołtarze są więc nie tylko sami państwo Ulmowie, ale także ich dzieci – włącznie z tym jeszcze nienarodzonym. Wszyscy razem zostaną beatyfikowani jako męczennicy – w sumie dziewięć osób, dziewięcioro błogosławionych.

Oficjalna notatka na stronie Dykasterii zawiera trzypunktowe wyliczenie, zaczynające się od prostego stwierdzenia „Męczennikami są”. Po dwukropku w pierwszym punkcie wymieniony jest Józef, a następnie podano jego krótki biogram. W punkcie drugim Wiktoria, również z krótkim biogramem. Punkt trzeci brzmi:

Sześcioro dzieci to: Stanisława, urodzona 18 lipca 1936 r.; Barbara, urodzona 6 października 1937 r.; Władysław, urodzony 5 grudnia 1938 r.; Franciszek, urodzony 3 kwietnia 1940 r.; Antoni, urodzony 6 czerwca 1941 r.; Maria, urodzona 16 września 1942 r. Do tych sześciorga dzieci należy dodać siódme dziecko, które było jeszcze w łonie matki w dniu, kiedy została ona zamordowana, a które powinno było się urodzić wkrótce potem.

W dalszej części tekstu stwierdza się, że materialne męczeństwo jest wystarczająco udowodnione. Jest nim historyczny fakt zamordowania rodziny Ulmów przez hitlerowskich policjantów 24 marca 1944 roku, zaraz po ukrywanych przez nich Żydach – solidnie udokumentowany zeznaniami i relacjami świadków zarówno co do zaistnienia, przebiegu, jak i przyczyn.

Z nienawiści do wiary

Najdłuższy akapit poświęcony jest formalnemu ujęciu męczeństwa ex parte persecutoris, czyli od strony prześladowców. Jego zasadniczą treścią jest uzasadnienie, dlaczego śmierć Ulmów uznaje się za męczeństwo zadane im z nienawiści do wiary. Z imienia i nazwiska wymienieni zostali komendant Eilert Dieken, dowodzący egzekucją Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów, oraz biorący w niej udział żandarm Joseph Kokott. Podkreślone zostało, że obydwoma kierowała antysemicka nienawiść i niechęć do chrześcijaństwa.

Dieken formalnie wyrzekł się swojej wiary (był ewangelikiem), choć nie było to wymagane przy wstępowaniu do żandarmerii. Kokott, choć nie należał do SS, nosił na czapce „trupią czaszkę” – symbol wyróżniający członków hitlerowskich formacji związanych z satanizmem i ezoteryzmem. Dieken osobiście wybrał grupę do przeprowadzenia egzekucji, upewniając się, że znajdzie się w niej także Kokott.

Mordercy wiedzieli o katolickiej aktywności Józefa i Wiktorii Ulmów oraz o niezwiązanej z interesem ekonomicznym ewangelicznej motywacji ich gościnności wobec ukrywanych Żydów. Najpierw stracono ukrywaną przez Ulmów ośmioosobową rodzinę żydowską, potem Józefa i Wiktorię, a tym samym także nienarodzone dziecko w jej łonie (wedle zeznań świadków, którzy kilka dni po egzekucji odważyli się ekshumować ciała i pochować je w trumnach, niewykluczone, że w chwili egzekucji Wiktoria zaczęła rodzić).

Kilka minut po rodzicach rozstrzelano szóstkę ich dzieci. Kokott osobiście zabił troje lub czworo z nich, a na prośbę świadków egzekucji, by pozwolić na oddzielny pochówek katolickiej rodziny na cmentarzu, zareagował krzykiem, groźbami śmierci i strzałami w powietrze. Następnie oprawcy „uczcili” masakrę śmiechem i piciem wódki, „jak w makabrycznym rytuale”.

Rodzina Ulmów na zdjęciach

Ewangeliczna motywacja rodziców i udział dzieci w ich czynnej wierze

Przedostatni akapit notatki poświęcony jest formalnemu ujęciu męczeństwa ex parte victimarum, czyli od strony ofiar. Czytamy, co następuje:

Ulmowie uczęszczali do parafii. Decyzja o pomocy Żydom została rozważona w świetle przykazania miłości i przykładu dobrego Samarytanina, jak wynika z podkreśleń poczynionych w ich Biblii. Dzieci były ochrzczone i włączone w czynną wiarę swoich rodziców. Dla nienarodzonego dziecka był to chrzest krwi.

Zakończenie tekstu stwierdza, że „sława męczeństwa pozostała niezmienna w czasie, pomimo skomplikowanych wydarzeń historycznych Polski i dotrwała do dziś, połączona z pewną fama signorum [dosł. sława znaków – chodzi o opinię o łaskach doznanych przez konkretne osoby za wstawiennictwem kandydatów na ołtarze].

Znaczenie beatyfikacji Ulmów

Niechybna już najpewniej – z racji zatwierdzenia przez papieża dekretu o męczeństwie – beatyfikacja wszystkich dziewięciorga członków rodziny Ulmów ma wielkie znaczenie teologiczno-pastoralne, wykraczające daleko poza samą cześć wobec męczenników z Markowej.  Zdecydowanie warto poświęcić mu uwagę.

Przede wszystkim chodzi o to, że beatyfikowana zostanie cała rodzina. Kilka lat temu – dokładnie 11 lipca 2017 r. – papież Franciszek wydał list apostolski pod zaczerpniętym z Janowej Ewangelii tytułem Maiorem hac dilectionem, czyli Nikt nie ma większej miłości („od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” – J 15,13). List w formie motu proprio [dosł. "z własnej motywacji"; "z własnego poruszenia"], to powstały z własnej inicjatywy papieża list o charakterze dekretu, ustanawiający prawa niezależne od okoliczności zewnętrznych i/lub przywileje oraz dyspensy ważne niezależnie od ich ewentualnej sprzeczności z innymi prawami i przywilejami.

W liście tym papież stwierdza, że „heroiczne ofiarowanie życia, podpowiedziane i podtrzymywane przez miłość, wyraża prawdziwe, pełne i wzorcowe naśladowanie Chrystusa i dlatego godne jest tego uznania, jakie wspólnota wierzących zwykle rezerwuje dla tych, którzy dobrowolnie przyjęli męczeństwo krwi i w stopniu heroicznym praktykowali cnoty chrześcijańskie”, a wreszcie wprost postanawia, iż „ofiarowanie życia jest nowym powodem do wszczęcia procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego, odrębnym od przypadków dotyczących męczeństwa i heroiczności cnót”.

List Maiorem hac dilectionem wymienia cztery warunki, by oddanie życia za bliźniego mogło zostać potraktowane jako powód beatyfikacji. Po pierwsze, dobrowolna i szczera decyzja oddania życia za drugiego musi wiązać się z heroiczną zgodą na pewną i mającą niebawem nastąpić śmierć, i oczywiście musi zachodzić bezpośredni związek między ofiarowaniem życia, a nagłą śmiercią jako konsekwencją tegoż ofiarowania.

Po drugie, kandydatem na ołtarze z tego powodu może zostać człowiek, który jeszcze przed ofiarowaniem życia, a potem aż do śmierci praktykował – przynajmniej w stopniu zwyczajnym – cnoty chrześcijańskie. Po trzecie, ofiarującemu życie po poniesieniu śmierci musi towarzyszyć opinia świętości i wspomniana już fama signorum, czyli przekonanie o znakach/cudach, które nastąpiły za jego przyczyną. Po czwarte, do beatyfikacji wymaga się stwierdzenia udowodnionego cudu, który nastąpił po śmieci przyszłego błogosławionego za jego wstawiennictwem.

Można by pomyśleć o beatyfikacji małżeństwa Ulmów właśnie na drodze otworzonej przez list Maiorem hac dilectionem, podkreślając przy okazji, że za swoją heroiczną decyzję zapłacili oni nie tylko własnym życiem, lecz także życiem swych dzieci. Tymczasem wyniesieni na ołtarze zostaną nie tylko rodzice, którzy podjęli decyzję o udzieleniu schronienia prześladowanym bliźnim narodowości żydowskiej, ale także ich dzieci. A pośród nich te, które nie mogły zdawać sobie w ogóle sprawy z tego, w czym uczestniczą i co się dzieje.

O ile bowiem Stasia (7 lat i 8 miesięcy), Basia (6 lat i 5 miesięcy), Władzio (5 lat i 3 miesiące), no i może Franio (4 lata bez miesiąca) mogli coś tam już wiedzieć i rozumieć – jeśli rodzice (co dość prawdopodobne) nie trzymali przed nimi faktu udzielenia schronienia Żydom w jak najściślejszej tajemnicy – o tyle Antoś (2 lata i 9 miesięcy) oraz Marysia (półtora roku) wiedzieć, a tym bardziej rozumieć nie mieli prawa nic a nic.

Uświęcenie poprzez naturalne więzi

Zarówno postulujący wszczęcie i przeprowadzenie procesu beatyfikacyjnego, jak i odpowiedzialna za to kongregacja, a wreszcie sam Ojciec Święty, który finalnie zatwierdził wspomniany na początku dekret, uznali śmierć całej rodziny za męczeństwo zadane im z nienawiści do wiary. Ma to ogromne znaczenie z punktu widzenia teologii pastoralnej. Oznacza bowiem, że również najmłodszych z Ulmów – wraz z nienarodzonym jeszcze dzieckiem – Kościół uważa za męczenników, którzy ponieśli śmierć za wiarę i heroiczne pójście za Chrystusem drogą wytyczoną przez Jego przykład i Ewangelię.

Z tego zaś wynika, że beatyfikacja całej rodziny męczenników z Markowej jest także wielkim „teologicznym dowartościowaniem” rodziny, nie tylko jako miejsca przekazu wiary, ale także i przede wszystkim jako miejsca jej przeżywania we wspólnocie kochających się osób, których losy są ze sobą nierozerwalnie związane.

Wynosząc na ołtarze całą dziewiątkę razem Kościół ukazuje i bardzo jasno wyraża swoją wiarę w to, że poprzez naturalne więzi rodzinne łączące Ulmów nastąpiło uświęcenie wszystkich jej członków bez wyjątku – niezależnie od ich możliwości percepcyjnych, stopnia świadomości religijnej i zdolności do dokonywania świadomych wyborów w imię Ewangelii. Dzieci Ulmów – aż po te najmłodsze – zdaniem Kościoła, który wynosi je do chwały błogosławionych wraz z rodzicami, „uczestniczyły w czynnej wierze swoich rodziców”. To niebagatelny precedens, który wiele mówi o obecnym rozumieniu znaczenia więzi rodzinnych w życiu duchowym i drodze uświęcenia człowieka.

W dzieciach Józefa i Wiktorii Ulmów Kościół uznaje więc bardzo mocno prymat rozumienia świętości jako działania łaski Bożej w człowieku – aż po sytuacje, w których tenże człowiek pozostaje całkowicie nieświadomy i „bierny” religijnie. Mówimy więc o świętości rozumianej jako otwarcie na działanie łaski, która przychodzić może do człowieka poprzez naturalne więzi łączące go z innymi, bez świadomości jej duchowego, czy religijnego charakteru. O współpracy z łaską na miarę możliwości człowieka w danym momencie jego życia.

Pewność zbawienia dzieci ochrzczonych

Beatyfikacja najmłodszych urodzonych Ulmów jest też ważnym znakiem przypominającym o ważkich skutkach chrztu. Potwierdza i przypomina, że Kościół ma niewzruszoną pewność wiary co do zbawienia dzieci ochrzczonych, zmarłych przed osiągnięciem świadomości i władzy woli, uzdalniających do popełnienia grzechu osobistego.

Nienarodzone, nieochrzczone, a święte

Ponadto przypadek najmłodszego, jeszcze nienarodzonego dziecka, które już niebawem na równi z rodzicami i ochrzczonym rodzeństwem odbierać będzie cześć należną błogosławionym, stanowi istotną przesłankę na drodze refleksji Kościoła o losie dzieci zmarłych przed chrztem.

Oto niebawem w przypadku jednego z takich dzieci Kościół w akcie beatyfikacji wyrazi swoją całkowitą i niezachwianą pewność co do jego świętości, czyli zbawienia. To duży krok naprzód, nawet względem tego poczynionego za pontyfikatu Benedykta XVI, kiedy to w styczniu 2007 r. Międzynarodowa Komisja Teologiczna na jego polecenie opracowała dokument pod tytułem Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu, w którym zebrano i wyrażono argumenty za tytułową nadzieją.

W przypadku najmłodszego z Ulmiąt nie mówimy już o nadziei zbawienia, ale o pewności. W tym kontekście mowa jest oczywiście o „chrzcie krwi”, jaki przyjęło ono, ponosząc męczeństwo wraz z matką. Kościół zna jednak także i posługuje się kategorią „chrztu pragnienia”, czyli sytuacji, w której rodzice pragnęli ochrzcić swoje dziecko, lecz z jakichś powodów nie zdołali tego uczynić. Przez uzasadnioną analogię można wyciągać daleko idące wnioski co do losów dzieci zmarłych bez chrztu – właśnie na przykład przed narodzeniem.

Nie stracić tej beatyfikacji

Obawiam się, że owemu ważnemu z teologicznego punktu widzenia novum, jakie niesie ze sobą rychła – miejmy nadzieję – beatyfikacja dziewięciorga Ulmów, zagraża z naszej, „kościelnej” strony poważne niebezpieczeństwo „spłycenia” (bardzo świadomie stawiam tu cudzysłów).

Po pierwsze, obawiam się przeakcentowania bezsprzecznie istotnego i ważnego z wielu powodów wątku, który nazwałbym „patriotycznym” – skądinąd zdrowej dumy z rodaków, którzy „zachowali się jak trzeba”. Akcentowanie tej narodowej dumy nie powinno nam przesłonić uniwersalnego, ewangelicznego wymiaru czynu Ulmów i jego konsekwencji.

Po drugie, można przypuszczać, że beatyfikacja najmłodszego członka rodziny z Markowej siłą rzeczy będzie wykorzystywana (w zupełnie neutralnym tego słowa znaczeniu) w poważnej i tak bardzo istotnej dyskusji o statusie osobowym i prawach dzieci nienarodzonych – zwłaszcza o niepodważalnym i bezwarunkowym prawie do życia. To jednak nieuchronnie odsunie na dalszy plan równie – śmiem twierdzić – istotny z punktu widzenia wiary przełom w rozumieniu świętości, jaki wydaje się coraz bardziej potrzebny w katechezie Kościoła i świadomości wierzących.

Niebezpieczeństwo jest tym większe, że oba wyżej wspomniane wątki to kwestie same w sobie istotne i budzące zrozumiałe emocje.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.