Znękani i porzuceni – to obraz tłumów ciągnących za Jezusem. Św. Mateusz w swojej Ewangelii pisze o tym, jak Jezus obchodzi wioski oraz miasta, głosząc Ewangelię o królestwie Bożym i uzdrawiając „wszystkie choroby i wszystkie słabości” (Mt 9,35).
To bardzo sugestywny obraz, zwłaszcza, że – jak podaje chwilę później Ewangelista – władzę leczenia wszelkich chorób i słabości udziela także apostołom, których wybiera i posyła. Św. Mateusz zauważa, że Jezus, widząc rozmaite formy nędzy i udręczenia, których doświadczają gromadzący się wokół Niego ludzie, lituje się nad nimi.
Dlatego nie tylko nie zostawia ich samych, ale także naucza, uzdrawia i posyła swych uczniów, aby tam, gdzie przyjdą, czynili to samo, co On; aby głosili Dobrą Nowinę o bliskości Bożego królestwa i potwierdzali jej prawdziwość pełnymi mocy znakami.
Jak Jezus pomaga
Trzeba jednak podkreślić, że litość Jezusa nie ma nic wspólnego z postawą bogacza, który widząc biednego żebraka, nie wychodzi ze swej strefy komfortu, lecz jedynie wspaniałomyślnie udziela mu drobnej części ze swoich dóbr, poprawiając jego dobrostan.
W takiej sytuacji, nawet jeśli biedak przestanie być ubogi, bogacz dalej pozostaje bogaczem – człowiekiem hojnym, lecz zarazem dumnym, żyjącym w swoim świecie i odseparowanym od biednego.
Litość Jezusa jest inna. To nie przelotna emocja popychająca do pojedynczych aktów hojności, ale rodzaj współodczuwania z ludzkimi dramatami, sprawiający, że Ten, który był bez grzechu i słabości, wchodzi we wszelką możliwą postać człowieczej nędzy i nie przestając być sobą, staje się jednym z nędzarzy, aby dać im to, co najcenniejsze – sens (prawdę o bliskim, dostępnym Bogu) oraz uzdrowienie. Tego również oczekuje od swoich uczniów i do tego ich wyposaża.
Jezus terapeuta
No dobrze, zapyta ktoś, ale jak przełożyć to na język praktyki? Nawet jeśli staramy się gorliwie głosić Ewangelię i szczerze modlić się o uzdrowienie, efekty są dalekie od oczekiwanych. Nie nawracają się tłumy, a jeśli nawet niektórzy odzyskują zdrowie, wciąż nie są to wszyscy i nie wszelkie choroby zostają uleczone. Dlaczego?
Powodów z pewnością jest wiele. Jednym z nich może być sposób, w jaki rozumiemy owo „leczenie”. Św. Mateusz, pisząc o uzdrawiającym tłumy Jezusie i wysłanych z taką misją apostołach, używa greckiego słowa θεραπευω (therapeuo), które znaczy nie tylko „uleczać”, „uzdrawiać” (w sensie fizycznym), ale także „obsługiwać”, „pielęgnować”, czyli ogarniać opieką.
Zresztą, słowo therapeuo weszło także, spolszczone, do naszego rodzimego języka. Mówmy przecież „terapia”, rozumiejąc pod tym pojęciem pewien proces otaczania drugiego troską i prowadzenia go, towarzyszenia mu w drodze do uzdrowienia. Jezus mógł więc nie tylko uzdrawiać fizyczne choroby, ale także inicjować w człowieku proces duchowego uzdrowienia, okazując mu troskliwą miłość.
Do tego uzdolnił apostołów i do tego powołuje także nas, pod warunkiem, że w miejsce wyniosłej litości, będzie nami kierowała empatia i współczucie. Tylko wtedy, zamiast dystansować się od ludzkiej biedy, będziemy potrafili w nią wejść i pośród ludzkiej słabości staniemy się „terapeutami” Boga – szafarzami Jego czułej, kochającej i leczącej troski.