Wiele mówi się ostatnio o „skremówkowaniu” Jana Pawła II. Na przestrzeni lat misję i nauczanie papieża Polaka spłycono i zinfantylizowano, a jego samego sprowadzono do miłośnika gór, jazdy na nartach i ciastek z kremem.
Podobne zagrożenie istnieje w przypadku bł. Carla Acutisa, 15-letniego Włocha, który zmarł na ostrą białaczkę w 2006 r. Poza tym, że kochał Jezusa i Eucharystię, był też zwykłym chłopakiem, który uwielbiał „siedzieć” w Internecie, grać w piłkę i jeść nutellę. Gdy 14 lat po śmierci jego ciało zdecydowano się pokazać światu, zachowano jego ulubiony strój. Spoczywający w trumnie Carlo ma na sobie dres i sportowe buty.
Co robić, by nie zaprzepaścić ogromnego potencjału ewangelizacyjnego młodego Włocha? Jak przedstawiać go dzieciom i młodzieży, by nie kojarzyli go głównie z nutellą i popularnymi adidasami, ale faktycznie zapragnęli żyć tak, jak on? O tym rozmawiamy z Magdaleną Kędzierską-Zaporowską, redaktorką wydawnictwa eSPe i autorką książek, w tym Różańca z bł. Carlem Acutisem.
"Powiedzieć komuś, że Carlo był wspaniałym świętym, to jak powiedzieć, że Słowacki był wielkim poetą"
Podobno Carlo był fanem popularnego kremu czekoladowego z orzechami. Jak opowiadać o młodzieży o 15-letnim Włochu, by przez przypadek go nie „znutellować”?
Przede wszystkim, warto potraktować go nie tyle jak gwiazdkę z nieba, ile jak wyzwanie ewangelizacyjne. Łatwo jest przygotować kolejne gadżety i plakaty. Takie materiały są oczywiście dobre i potrzebne, ale nie wolno nam na nich poprzestać. Potrzebne jest jeszcze zachęcenie młodych do refleksji nad życiem tego chłopaka w taki sposób, żeby sami zechcieli inspirować się jego wyborami i postawą.
Jak to robić?
Warto zacząć od rozmowy. Można np. po przedstawieniu dzieciom historii Carla zapytać, co szczególnie ich w tym chłopaku zafascynowało. Niestety, często chcielibyśmy podać na tacy gotowy produkt duszpasterski. Tymczasem historia Carla powinna być tylko inspiracją, pretekstem do dialogu. Powiedzieć komuś, że Carlo był wspaniałym świętym, to jak powiedzieć, że Słowacki był wielkim poetą. To oczywiste, że na tym nie powinniśmy poprzestać.
Świetną okazją do takiej rozmowy są chociażby katechezy przed bierzmowaniem. Warto zadać młodym pytanie, co takiego mogliby zaczerpnąć z życia błogosławionego Włocha i czy mogłoby wpłynąć to na ich poczucie szczęścia. Nie da się zafascynować kogoś na siłę. Do tego, by ktoś nas porwał, potrzebne jest przede wszystkim mocne, wewnętrzne przekonanie.
A my – dorośli – chcielibyśmy często siłą wbić dzieciom do głowy konkretne prawdy, postawy i wartości.
Dlatego Carlo jest wyzwaniem nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale i dla rodziców, katechetów i duszpasterzy. On jest takim zimnym prysznicem dla nas wszystkich, żyjących w przekonaniu o naszej własnej wszechmocy. W Kościele powtarza się nam, że to my, dorośli, ponosimy odpowiedzialność za to, że dzieci odrzucają Boga lub odchodzą z Kościoła. Że warunkiem wiary dzieci jest pobożność, zaangażowanie i konsekwencja rodziców.
I tu wkracza Carlo z lekcją pokory dla nas. Jego rodzina nie była szczególnie wierząca – mama chłopca sama przyznaje, że przed jego narodzinami pojawiła się w kościele zaledwie cztery razy – na chrzcie, Komunii, bierzmowaniu i... ślubie. A mimo to, jej syn codziennie chodził na Eucharystię i odmawiał różaniec, a raz w tygodniu się spowiadał. To wyraźnie pokazuje, że wiara jest łaską. Że trzeba zaufać Bogu, który sam wybiera człowieka i obdarza konkretnymi tęsknotami i możliwościami. Naprawdę nie zawsze wybory dzieci wynikają z winy lub zasługi dorosłych.
"Gdy damy dzieciom wolność, możliwe, że same zechcą «zejść z kanapy» i się zaangażować"
Carlo był utalentowany informatycznie i świetnie poruszał się w świecie technologii, w tym też w Internecie. Jest szansa, że za jego sprawą dorośli łaskawszym okiem spojrzą na – tak bardzo dziś tępione – „ekrany”?
Zaufać młodym i dać im wolność – to kolejne wyzwanie, które błogosławiony Włoch stawia przed rodzicami i nauczycielami. Jego życie pokazuje, że warto pozwolić dzieciom szukać Boga w świecie, w którym na co dzień funkcjonują, czyli również w sieci. Ale i uwierzyć, że mogą podążać za Jezusem taką drogą, jaką sami wybiorą. Nam świat technologii zdarza się demonizować, widzieć w nim tylko zło. A Carlo, który m.in. zaprojektował i stworzył międzynarodową wystawę na temat cudów eucharystycznych, udowadnia, że tak nie jest.
Carlo miał taką wolność?
Z własnej woli wyszedł na ulicę, na której zobaczył imigrantów i bezdomnych. Sam też zdecydował, że chce im pomóc, kupując z własnego kieszonkowego śpiwory i kanapki. Nikt go do tego nie namawiał. Był bardzo niezależny i miał swoje zdanie. Młodzi też bardzo chcą móc o sobie decydować i manifestować swój indywidualizm. A dorośli powinni im na to pozwolić. Jak zresztą i na to, by na własnej skórze mogli czasem odczuć, że ich wybory prowadzą zarówno do dobra, jak i do zła. Lubimy narzucać dzieciom styl życia, mówić, co powinny wybierać. A czasem wystarczy pozwolić im działać po swojemu. Może się wtedy okazać, że sami zechcą "zejść z kanapy" i się zaangażować. Dowodem, że to działa, była reakcja wielu młodych ludzi po 24 lutego, gdy w Ukrainie wybuchła wojna.
Ktoś może powiedzieć, że Carlowi było łatwiej, bo dobro przychodziło mu naturalnie.
Nie sądzę, że tak było. On nie robił tych wszystkich rzeczy, bo był jakimś herosem. Jak każdy człowiek miał swoje słabości i ograniczenia, co pokazuje chociażby jego choroba. Jeśli skądś brał „nadzwyczajne” siły, to przede wszystkim z relacji z Bogiem, z sakramentów.
Historia błogosławionego Włocha skłania do refleksji nad chorobą, śmiercią i cierpieniem.
Gdy zmarł na białaczkę, miał 15 lat, a więc był jeszcze dzieckiem. Potrafił przejść ze spokojem przez to cierpienie, pogodzić się z tym, co go czeka. Zresztą – i to jeden z bardziej niezwykłych wątków jego biografii – swoją śmierć przewidział na jakiś czas przed swoją chorobą. Nie bał się tego tematu. Myślę, że udało mu się to tylko dzięki pobożności i relacji z Bogiem. Jego śmierć inspiruje do rozmowy na trudne tematy, o których już dawno przestaliśmy mówić. A dzieciom też warto tłumaczyć, że dobrze przeżyte życie nie składa się tylko z radości i sukcesów. Że trzeba się przygotować na spotkanie z cierpieniem, wysiłkiem, śmiercią, chorobami, w obliczu których to właśnie wiara może utrzymać nas „na powierzchni”.
"Autostrada" do nieba
Jak wykorzystać postać Carla w przygotowaniu dzieci do Pierwszej Komunii?
W przypadku młodszych dzieci warto zacząć od przedstawienia młodego Włocha z jego „zwyczajnej” strony. Opowiedzieć, że lubił psy, tę nieszczęsną nutellę i grę na Play Station. A mimo to, to właśnie Eucharystię nazywał swoją drogą do nieba. Przy okazji Komunii kładziemy nacisk na formę, stroje, wygląd uroczystości. A warto byłoby uświadomić sobie, że to dopiero początek. Że podróż tą "autostradą", na którą wjechali, jak to zwykle z takimi podróżami bywa, może być długa i nużąca, nawet jeśli autostrada to najlepsza ze znanych nam dróg. Co więcej, nawet na takiej drodze może zdarzyć się postój, wypadek czy mgła, która ograniczy widoczność i przesłoni cel. Myślę, że metafora autostrady może pomóc dzieciom zrozumieć to, że nawet jak przyjmą sakrament Komunii, ich życie nie stanie się automatycznie pasjonujące, bezproblemowe i szczęśliwe. To nie magiczna różdżka ani nagroda, raczej wsparcie w codziennym trudzie.
Tylko czy dzieci to zrozumieją? Przed pierwszą Komunią – powiedzmy sobie szczerze – myśli się głównie o prezentach.
I to jest normalne. Chodzi bardziej o to, żeby nie zatrzymać się na uroczystości Pierwszej Komunii stwierdzając, że cel został osiągnięty. Trzeba na tej „autostradzie” wiary wykazać się zrozumieniem dla dziecka. Przyjąć to, że jest mu niewygodnie, że nie wie, po co i dokąd jedzie, że potwornie się nudzi. Przyjmijmy po prostu do wiadomości, że dzieci się w kościele męczą i nudzą…
Boży influencer to jedno z najczęstszych określeń, jakie padają w kontekście Carla.
Mówiąc szczerze, nie przepadam za tym określeniem. Uważam, że młodzi sami wybierają, kogo nazwą influencerem. Biorąc pod uwagę to, że według definicji jest to osoba, która inspiruje i kreuje trendy, byłoby wspaniale, gdyby dla młodych kimś takim stał się właśnie Carlo. Nie ulegnijmy jednak pokusie usilnego kreowania kolejnego legendarnego świętego. Pokazujmy młodym Carla takim, jakim był, a nie takim, jakim chcielibyśmy go widzieć, także w internetowym świecie.
Żeby nie „skremówkować” Carla, tak jak stało się to w przypadku papieża Polaka?
Właśnie tak. Jest taka pokusa, żeby opowiadać o Carlu cudowne legendy, takie jak słyszymy o wielu innych świętych. W tym przypadku naprawdę nie musimy niczego wymyślać, wystarczająco dużo już wiemy. Carlo zostawił chociażby swoje prezentacje. Ciekawostki o nutelli czy adidasach są oczywiście warte uwagi, ale nie na nich należy się koncentrować.
Swoją drogą, te sportowe buty zrobiły dobrą robotę, bo przy publicznej prezentacji ciała Carla przykuły uwagę mediów, przez co usłyszał o nim cały świat. Te białe adidasy to też ładna metafora – nasze dzieci często idą w nich do Pierwszej Komunii, a Carlo poszedł w takich do nieba.
Carlo Acutis – idealny święty na nasze czasy
Skąd pomysł na napisanie książki Różaniec z bł. Acutisem z dwudziestoma „maryjnymi” wyzwaniami?
Jako mama wiem, że mało mamy inspirujących propozycji ułatwiających dzieciom zrozumienie i przeżycie modlitwy różańcowej. Carlo Acutis – chłopak, który codziennie odmawiał różaniec – to dobry przewodnik po tej modlitwie, która jest przecież wyzwaniem i to zarówno dla dzieci, jak i dla nas, dorosłych. Kolejne tajemnice różańca wydały mi się bardzo powiązane z życiem Carla – jego decyzje i wybory były wyraźnie inspirowane życiem Jezusa, ukazywanym właśnie z perspektywy Maryi. W każdej tajemnicy ukryta jest jakaś Jej konkretna decyzja, reakcja na doświadczenie życiowe, które Ją spotkało lub które było udziałem Jej Syna.
Myślę, że tak możemy dzieciom pokazywać różaniec – jako modlitwę kontemplacji, refleksji, ale też jako konkretną i sensowną propozycję życia. A właściwie 20 konkretnych propozycji działań czy postaw, które w dzisiejszym świecie mogą być dla nas wszystkich wyzwaniami większymi i bardziej porywającym niż te, które znamy z internetowych zabaw. A już na pewno przynoszącymi dużo lepsze owoce.
Powstała też strona – nie tylko z ciekawostkami na temat Carla, ale też z konkretnymi materiałami do wykorzystania przez rodziców, nauczycieli czy katechetów.
Na naszej stronie acutis.pl, która właśnie powstaje, ruszy niebawem akcja adwentowa dla dzieci. Każdego dnia będzie pojawiać się list od anioła stróża, który opowiada o życiu swego „podopiecznego”, Carla. Te krótkie, zabawne i napisane z myślą o dzieciach teksty mogą być zachętą do inspirowania się Carlem na co dzień. Zachęcam do skorzystania z tej propozycji, by w tym czasie, gdy króluje komercja, a dzieci myślą głównie o prezentach (co jest oczywiście normalne!), dać im też możliwość nieco innego przeżywania przygotowań do Bożego Narodzenia.
Mówi się, że Pan Bóg wiedział, kiedy „dać” nam Carla – że to idealny błogosławiony na współczesne czasy.
To oczywiste! Jego historia jest odpowiedzią na to, co dzieje się dziś na świecie, na nasze aktualne rozterki i wątpliwości. Mamy styczność z imigrantami, którzy potrzebują pomocy. Carlo pokazał nam, jak to robić mądrze. Staramy się troszczyć o planetę – Carlo, jak zresztą wielu współczesnych młodych, był wielkim orędownikiem ekologii. Będąc na plaży zabierał się do sprzątania śmieci, bardzo przejmował się losem zwierząt. Miał dużą świadomość tego, że świata stworzonego przez Boga nie można niszczyć. Fascynował się informatyką – działał w sieci i programował. Co więcej, nie był zamknięty w jakiejś jednej katolickiej bańce. Nie dość, że jego rodzina początkowo nie była specjalnie wierząca, to jeszcze opiekował się nim Hindus (który zresztą za jego pośrednictwem się nawrócił). Mimo że Carlo sam zdecydowanie stawał w obronie życia, szczególnie nienarodzonych, z szacunkiem podchodził do tych, którzy nie podzielali jego poglądów. Starał się ich raczej przekonywać niż piętnować. Nie izolował się od odmienności, trudności i wyzwań. I mimo to, w samym środku naszego współczesnego, skomplikowanego świata, udało mu się znaleźć Boga.