Mała Saylor Thomson urodziła się 3 miesiące temu w szpitalu Mater Mothers w australijskim Brisbane. Dopiero wczoraj jednak (7.11) lekarze z tej placówki podzielili się szczegółowym opisem jej przypadku.
Lekarze wykryli guza u dziewczynki, gdy jej mama, Rachel, była w 20 tygodniu ciąży. Zdiagnozowany u Saylor potworniak krzyżowo-guziczny to nowotwór dotykający jedno na 40 tys. narodzonych dzieci. W większości przypadków ma on charakter łagodny, bywa jednak niebezpieczny z uwagi na szybki rozrost.
U bohaterki naszego dzisiejszego tekstu rozrost guza przybrał charakter szczególnie gwałtowny. Dość powiedzieć, że o ile dziewczynka po narodzinach przez cesarskie cięcie ważyła 1025 g, to jej guz pozostawał dwukrotnie cięższy.
„Kiedy pracownik socjalny i chirurdzy po raz pierwszy zebrali się, aby powiedzieć nam, że Saylor ma niewielkie szanse na przeżycie z powodu wcześniactwa i guza, rozpłakałam się histerycznie” – wspomina Rachel Thomson.
Operacja dziewczynki rozpoczęła się dosłownie kilka minut po jej przyjściu na świat. Jak przyznał później prowadzący zabieg prof. Saliesh Kumar, usunięto największego guza w historii miejscowego szpitala. „Guz ten był bardzo duży i bardzo złożony. Rozprzestrzenił się na miednicę i brzuch Saylor" – podkreślił lekarz.
„Wiele z tych dzieci nie przeżywa ciąży. Te guzy działają jak duży «przeciek» naczyniowy, powodując powrót dużej ilości krwi do serca. U niektórych dzieci występuje niewydolność serca” – dodał prof. Kumar.
Po operacji małą Saylor czekała ok. 2-miesięczna rehabilitacja. Dopiero po 10 dniach od zabiegu jej mama mogła wziąć dziewczynkę na ręce. "Możliwość trzymania Saylor w ramionach i świadomość, że przeszła ona z «tamtej strony», to coś wyjątkowego" – stwierdziła Rachel.
Kobieta dodała, że jej córka okazała się być "małym wojownikiem o wielkiej silnej woli". W chwili obecnej Saylor waży ok. 3 kilogramów i rozwija się prawidłowo.