W internecie wielką popularnością cieszy się tzw. Proroctwo św. Malachiasza. Zawiera ono rzekome przepowiednie dotyczące pontyfikatów kolejnych papieży aż do końca świata. Na „Proroctwo św. Malachiasza” powołują się liczne portale, blogerzy snują o tym spekulacje i dokonują karkołomnych analiz, a niektórzy nawet piszą na ten temat książki. Przykładem może być Ostatni papież (The last Pope) Johna Hogue'a, bądź publikacja ks. Jana Bogumiła Stachowiaka Papieże w przepowiedni św. Malachiasza w heraldyce i numizmatyce.
Umysły tym bardziej rozpala fakt, że – zgodnie z tymi przepowiedniami – Franciszek jawi się jako ostatni papież w dziejach Kościoła. W tym kontekście warto postawić sobie pytanie, czy faktycznie mamy do czynienia z proroctwem?
Biblia a przepowiadanie przyszłości
O prorokach wiemy wiele z Biblii. Prorocy przemawiali w imieniu Boga i czasami przepowiadali również objawioną im przez Boga przyszłość. Nie stanowiło to jednak istoty ich prorockiego powołania. O Bileamie synu Beora jest np. napisane, że miał udział w wiedzy Najwyższego (Lb 24,15n). A więc człowiek może mieć "udział w wiedzy Najwyższego", choć oczywiście wiedza ta przerasta go nieskończenie.
Prorok nie jest w stanie sprostać zderzeniu ludzkiego poczucia czasu z Bożą ponadczasowością. Na dwuwymiarowej płaszczyźnie można narysować trójwymiarową bryłę, ale stosując perspektywiczny skrót. Ktoś zauważył, że proroctwo jest takim właśnie skrótem, dlatego powoduje zatarcie perspektywy czasowej. Brak w nim też oczywistości, bowiem ulubionym tworzywem proroków jest symbol. Niektórzy biblijni prorocy w głoszonych przez siebie orędziach nagromadzili tyle symboli, że nie tylko my mamy trudności z ich odczytaniem. Już współcześni im nie we wszystkim mogli ich pojąć.
Przepowiadanie przyszłości w Biblii nie jest jednak nigdy celem samym w sobie. Z jednej strony potęguje wezwanie do nawrócenia. Z drugiej zaś spełnienie się przepowiedni jest sprawdzianem prawdziwości prorockiego posłannictwa (Pwt 18,21n). Przepowiadanie nigdy nie służy zaspokajaniu ludzkiej ciekawości. A od przepowiedni, nawet spełnionych, ważniejsza jest wiara w Boga i wierność względem Niego.
"Jeśli powstanie u ciebie prorok, lub wyjaśniacz snów, i zapowie znak lub cud, i spełni się znak albo cud, jak ci zapowiedział, a potem ci powie: «Chodźmy do bogów obcych – których nie znałeś – i służmy im», nie usłuchasz słów tego proroka, albo wyjaśniacza snów. Gdyż Pan, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy miłujesz Pana, Boga swego" – czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa (Pwt 13,2-4).
Fałszywe autorstwo
Różnego rodzaju przepowiednie pojawiają się także poza Pismem Świętym. Od wieków cieszą się niesłabnącym powodzeniem pisma przypisywane królowej Saby, Michaldzie oraz wyrocznie Sybilli. Zwłaszcza w sytuacjach zawirowań dziejowych, gdy borykamy się z przykładami triumfu zła, ludzie skłonni są szukać pocieszenia w wizjach przyszłości. Czasem takie utwory pisano wprost „ku pokrzepieniu serc”.
Od wieków cieszą się niesłabnącym powodzeniem, zwłaszcza że sformułowania, których użyli jasnowidzowie, są tak zawiłe i wieloznaczne, że można je interpretować na kilkadziesiąt sposobów. Dopasowując je do poszczególnych wydarzeń można znaleźć rzekome dowody spełniania się przepowiedni.
Najsłynniejszą "przepowiednią" związaną z dziejami papiestwa jest tzw. "Proroctwo św. Malachiasza". Nie wiemy, kim był jego autor. Oczywiście nie ma on nic wspólnego z prorokiem Malachiaszem (Mal'akijahu), żyjącym po odbudowie Świątyni Jerozolimskiej ok. 516 roku przed Chrystusem.
Utwór nie jest również dziełem irlandzkiego mnicha, św. Malachiasza, któremu został przypisany. Św. Malachiasz (Maul Maedoc Ua Morgair) urodził się w Armagh w 1094 r. W 1119 roku został opatem klasztoru benedyktyńskiego w Bangor. Cztery lata później został biskupem Coonor, a potem Down. Gdy zaprzyjaźnił się z Bernardem z Clairvaux, zaczął wspierać reformę klasztorów cysterskich. W 1142 r. założył pierwsze w Irlandii opactwo cysterskie.
Innocenty II mianował Malachiasza legatem papieskim w Irlandii. Ten zaś zmarł w drodze do Rzymu, w Clairvaux (1148), w obecności swego przyjaciela, współtowarzysza i powiernika, św. Bernarda. Według relacji Doktora Miodopłynnego, Malachiasz podobno przewidział dokładnie dzień i godzinę swojej śmierci. Papież Klemens III w 1190 r. wyniósł go na ołtarze. W brewiarzu na dzień św. Malachiasza (2 listopada) można przeczytać, iż irlandzki mnich posiadał dar proroctwa.
"Przypadkowa" zgodność z historią
Jeśli jednak chodzi o "Proroctwo św. Malachiasza", pojawiło się ono dopiero pod koniec XVI wieku, a więc kilkaset lat po śmierci irlandzkiego świętego. Tekst zatytułowany Prophetia Sancti Malachiae Archiepiscopi, de Summis Pontificibus po raz pierwszy opublikował w 1595 r. benedyktyński mnich Arnold Wion w swoim dziele Lignum Vitae.
Oczywiście wiele pobożnych osób wierzyło, iż tekst ten jest autentycznym proroctwem irlandzkiego mnicha. Na przykład ks. Cucherat (żyjący w XIX w. we Francji) utrzymywał, że Malachiasz w 1140 r. w Rzymie doświadczył wizji dotyczących historii papiestwa, które legły u podstaw jego proroctwa. Przyszły święty spisał je ponoć następnie na pergaminie, który przekazał papieżowi Innocentemu II. Ten zaś polecił złożyć otrzymany od Malachiasza pergamin w Bibliotece Watykańskiej, gdzie przez wszystkich zapomniany spoczywał przez następne 400 lat. Rewelacje te nie znajdują jednak żadnego potwierdzenia w dostępnych nam dokumentach.
Na dodatek św. Bernard z Clairvaux, biograf św. Malachiasza, który opisał skrupulatnie wszystkie jego cuda w dziele Vita sancti Malachiae episcopi, nie wspomniał w ogóle o istnieniu malachiaszowego proroctwa dotyczącego papieży. To wysoce nieprawdopodobne, by nie wiedział o nim, gdyby jego przyjaciel faktycznie był autorem takiego tekstu.
Utwór przypisywany św. Malachiaszowi jest bardzo krótki. Autor wylicza listę 112 papieży, zwięźle ukazując charakter pontyfikatu każdego z nich za pomocą łacińskiej sentencji. Rozpoczyna prawdopodobnie od papieża Celestyna II, czyli od roku 1143. Listę zamyka "Piotr Rzymianin". Teksty przepowiedni są niezwykle lakoniczne, zawiłe i niejednoznaczne. Niektóre z nich składają się zaledwie z dwóch czy trzech słów. Na przykład fragment odnoszony do Celestyna II brzmi: Ex Castro Tiberis (Z zamku nad Tybrem). W słowach tych doszukiwano się aluzji do jego nazwiska – Guido de Castello.
Co dość znamienne, charakterystyki kolejnych papieży z lat między rzekomą wizją Malachiasza w roku 1139, a dniem "odnalezienia" samej wizji w XVI w. są dużo trafniejsze, niż te z lat późniejszych. Łatwiej wszak opisywać papieży, którzy już byli.
Daj mi papieża, a dopasuję opis
Jeśli spróbujemy połączyć kolejnych papieży znanych nam z historii z ich łacińskimi opisami, przekonamy się, że papież Leon XIII określony jest rzekomo jako Lumen de coelo ("Światło z nieba"), kolejni zaś to: Ignis ardens ("Ogień gorejący", Pius X); Religio depopulata ("Religia spustoszona", Benedykt XV); Fides intrepida ("Wiara nieustraszona", Pius XI); Pastor angelicus ("Pasterz anielski", Pius XII); Pastor et nauta ("Pasterz i żeglarz", Jan XIII); Flos florum ("Kwiat kwiatów", Paweł VI); De medietate lunae ("Z połowy księżyca", Jan Paweł I); De labore Solis ("Z pracy słońca", Jan Paweł II); De gloria olivae ("Z chwały oliwnego drzewa", Benedykt XVI) oraz Petrus Romanus ("Piotr Rzymianin", Franciszek).
Podobnie jak w przypadku czterowierszy Nostradamusa, słowa charakteryzujące poszczególnych papieży mogą być przedmiotem najzupełniej dowolnej interpretacji. Potrzeba jedynie wyobraźni i pomysłowości.
Nas szczególnie interesują oczywiście ci papieże, których pamiętamy. Otóż zwolennicy prawdziwości przepowiedni twierdzą na przykład, że Jan XXIII, który jako patriarcha Wenecji sporo pływał gondolą, pasuje do łacińskiego pseudonimu Pastor et nauta – "Pasterz żeglarz". Paweł VI zaś, który miał w herbie trzy burbońskie lilie, dlatego właśnie określony miał zostać jako Flos florum – "Kwiat kwiatów" (aczkolwiek wcześniejsi papieże także mieli kwiaty w herbach).
Jan Paweł I został z kolei jakoby określony jako De medietate lune ("Z połowy księżyca"), bo jego pontyfikat trwał niezwykle krótko. Zmarł on 33 dni po konklawe, kiedy wschodzący księżyc ukazał się w trzeciej kwadrze. Na dodatek nazywał się Albino Luciani (wł. białe światło), co jest poetyckim określeniem blasku księżyca. Przez pewien czas pracował też jako ksiądz w mieście Belluno, którego nazwę można przetłumaczyć jako dobry księżyc. Jak widać, zawsze znajdzie się jakiś punkt odniesienia do życiorysu papieża, jeśli tylko pragnie się go znaleźć.
Jan Paweł II określony jest rzekomo jako De labore Solis ("Z pracy Słońca"). Można to interpretować przeróżnie. Jedni widzą w tym określeniu odniesienie do podróży papieskich, gdyż papież docierał wszędzie tam, gdzie dociera słońce. Inni wskazują na fakt, że zarówno w dniu urodzin Karola Wojtyły, jak i w dniu jego pogrzebu było widoczne na Ziemi zaćmienie Słońca. Bez większych trudności można też snuć inne interpretacje, na przykład, że jest to aluzja do pracy fizycznej Wojtyły w czasie wojny, gdy był robotnikiem kamieniołomach i pracował "na słońcu".
Ani Żyd, ani czarnoskóry
Następcą De labore Solis jest w przepowiedni Gloria Olivae ("Chwała oliwki"). Przed nastaniem pontyfikatu Benedykta XVI było to interpretowane jako aluzja do oliwkowego koloru skóry, a więc miało przepowiadać osobę ciemnoskórą na papieskim tronie. Gałązka oliwna stanowi też popularny symbol wśród ludów wywodzących się z kultury śródziemnomorskiej, m.in. wśród ludów semickich. Pojawiały się więc spekulacje, że chodzić może o papieża z żydowskim pochodzeniem, zwłaszcza, że św. Paweł nazywa Izrael drzewem oliwnym (Rz 11). Wbrew obu interpretacjom papieżem nie został jednak ani kard. Francis Arinze (czarnoskóry), ani kard. Jean-Marie Lustiger (o żydowskich korzeniach).
Pojawiły się więc interpretacje, że wzmianka o oliwce odnosi się do imienia, które przyjął Joseph Ratzinger stając się Benedyktem XVI. Jego patron, św. Benedykt był twórcą zakonu benedyktynów, który jako swój symbol przyjął gałązkę oliwki. Można też spotkać się z interpretacją, która sugeruje, że Gloria olivae ma coś wspólnego z faktem, że kard. Ratzinger był prefektem Kongregacji ds. Nauki Wiary, czyli dawnego Świętego Oficjum (inkwizycji). Zwolennicy tej teorii powołują się na Ap 11,4-5: "Ci są dwie oliwy i dwa świeczniki, stojące przed obliczem Pana wszystkiej ziemi. A jeśliby im kto chciał szkodzić, ogień wynijdzie z ust ich i pożre nieprzyjacioły ich; a jeśliby im kto chciał szkodzić, ten też tak musi być zabity". Ratzinger, jako prefekt Kongregacji, był czasem zmuszony do podejmowania radykalnych decyzji o zakazie nauczania wobec teologów, którzy zboczyli na manowce herezji. Był więc jak ten apokaliptyczny świadek prawdy symbolicznie nazwany drzewem oliwnym.
Istnieje jeszcze inna interpretacja, wedle której faktycznie chodziło o czarnoskórego, ale z zastrzeżeniem, że mylili się ci, którzy oczekiwali papieża o takim kolorze skóry. Osoba czarnoskóra znajduje się bowiem na… papieskim herbie Benedykta XVI. Następca Jana Pawła II zachował w niemal niezmienionej formie swój herb biskupi, którego używał od 1977 r., kiedy to został arcybiskupem Monachium i Fryzyngi. Tarcza tego herbu podzielona jest na trzy pola: w lewym górnym polu widnieje głowa czarnoskórego w koronie, która od XIV w. znajduje się w herbie diecezji Fryzyngi. Symbolizuje ona powszechność Kościoła nieznającego różnic rasowych czy klasowych, bo wszyscy jesteśmy jednym w Chrystusie.
Czy zbliżamy się do paruzji?
Odnośnie do ostatniego papieża przepowiednia nie ogranicza się tylko do łacińskiego pseudonimu, ale podaje dłuższą informację: "In persecutione extrema S.R.E. sedebit Petrus Romanus, qui pascet oves in multis tribulationibus: quibus transactis civitas septicollis diruetur, et Iudex tremendus iudicabit populum suum. Finis". Możemy przetłumaczyć te słowa następująco: "W czasie najgorszego prześladowania Świętego Kościoła Rzymskiego zasiądzie Petrus Romanus [Piotr Rzymianin], który będzie paść owce podczas wielu utrapień, po czym miasto siedmiu wzgórz zostanie zniszczone i straszny Sędzia osądzi swój lud. Koniec".
I tu doświadczyć możemy pewnej konsternacji, bo jeśli „Chwałą oliwki” był Benedykt XVI, to Piotrem Rzymianinem (a zarazem ostatnim papieżem) jest… Franciszek. Po rezygnacji Benedykta XVI, która wywołała szok na całym świecie (i po dziwnych „znakach”, takich jak uderzenie pioruna w bazylikę św. Piotra) wzmogły się nastroje apokaliptyczne. W mediach spekulowano, że następny (a zarazem ostatni) papież będzie miał na imię Piotr, albo że takie właśnie imię przyjmie, obejmując swój urząd. Tak bowiem miał przewidzieć św. Malachiasz. Dlatego między innymi typowano, że papieżem będzie kard. Tarcisio Pietro Evasio Bertone, w latach 2006-2013 pełniący funkcję watykańskiego sekretarza stanu.
Tymczasem biskupem Rzymu został kard. Jorge Mario Bergoglio z Argentyny, który wybrał dla siebie imię Franciszek. Dlaczego miałby on być w proroctwie określony jako „Piotr Rzymianin”? Dla chcącego, nic trudnego! Święty Franciszek z Asyżu, na którego cześć wybrał swe imię Bergoglio, w rzeczywistości nazywał się Giovanni di Pietro di Bernardone (czyli Jan Piotr Bernardone). Ponadto ojciec papieża był włoskim imigrantem, który przeniósł się do Argentyny. Można więc powiedzieć, że Argentyńczyk Jorge Mario Bergoglio jest Włochem, a skoro Włochem – to także Rzymianinem. I wszystko już pasuje, a że jest to straszliwie naciągane, nie ma wielkiego znaczenia.
Jak widać zawsze uda się znaleźć taką interpretację, aby pasowała. Ogólnikowe określenia mogą być w dowolny sposób zinterpretowane post factum w celu wytłumaczenia, dlaczego na tron Piotrowy została wybrana ta, a nie inna osoba. Gdyby została wybrana inna, również udałoby się znaleźć jakiś sposób na powiązanie jej z „proroctwem”. Nie ukrywam, że bardzo sceptycznie podchodzę do tego wszystkiego, choć oczywiście mogę się mylić.
Są osoby (nawet w kręgach kościelnych), które traktują przepowiednie całkiem poważnie. Na przykład abp Georg Gänswein (osobisty sekretarz papieża Benedykta XVI) podczas wywiadu dla katolickiej telewizji EWTN powiedział, że „proroctwo św. Malachiasza” wywołuje u niego dreszcz niepokoju. Uważa on, że przepowiednia ta może być traktowana jako pewien sygnał do przebudzenia. No cóż, właściwie każdy powód do „przebudzenia” jest dobry. Jako chrześcijanie nie powinniśmy duchowo „spać”.
Niekończący się adwent
Jeśli „Proroctwo św. Malachiasza” jest prawdziwe, już niebawem czeka nas paruzja. Będziemy mogli się przekonać, czy to prawda. W najdawniejszych dokumentach chrześcijańskich (1 Tes 4,15; 1 Kor 15,23) przez wyraz „paruzja” rozumiano powrót Chrystusa w chwale pod koniec dziejów, żeby osądzić świat (Mt 24,29-31; 25,31-46). Będzie to „dzień Pana” (1 Kor 1,8), kiedy to Chrystus „drugi raz się ukaże” (Hbr 9,28). Chrześcijanie są zaś zobowiązani do czekania na Jego powrót i czekają od początku istnienia Kościoła.
Ewangeliści łączą to oczekiwanie na koniec świata z zachętą do czuwania (Mt 24,36-25,13; Mk 13,1-37; Łk 21,5-36). A zatem chrześcijanie wszystkich pokoleń zawsze żyją właściwie w okresie adwentu – oczekiwania na przyjście Pana. Co więcej, modlitwa pierwszych chrześcijan (marana tha) była prośbą o to, aby Pan przyszedł jak najszybciej. Takimi właśnie słowami kończy się Apokalipsa: "Przyjdź, Panie Jezu!".
Każde pokolenie chrześcijan powinno żyć tak, jakby było pokoleniem paruzji. Św. Jan Paweł II powtarzał często: "Nie lękajcie się!". Teksty biblijne przesycone są atmosferą końca czasów i sądu ostatecznego, ale przede wszystkim są przesłaniem nadziei. Autorzy natchnieni piszą o czasach trudnych, o okresie ucisku i prześladowań, o wojnach, kataklizmach, o niezwykłych zjawiskach. Wszystko jednak skończy się dobrze! Historia zmierza do swego celu, ale Chrystus nie pozostawił nam żadnych wskazówek czasowych.
Nawet Syn tego nie wie
Złudne zatem i mylące są wszelkie próby przewidzenia końca świata. Chrystus zapewnił nas jedynie, że koniec nie nastąpi, zanim Jego zbawcze dzieło nie ogarnie całego świata za pośrednictwem głoszenia Ewangelii: "A ta Ewangelia o królestwie będzie głoszona po całej ziemi, na świadectwo wszystkim narodom. I wtedy nadejdzie koniec" (Mt 24,14). Jezus przestrzegł równocześnie przed dociekaniem, kiedy to nastąpi: "Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą" ((Dz 1,7); "O dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec" (Mk 13,32).
Wielu ludzi oczywiście chciałoby poznać przyszłość i datę końca świata. Chcieliby wiedzieć, co będzie jutro, za rok, co się wydarzy po śmierci. Są tacy, którzy zaczytują się w horoskopach, wsłuchują w przeróżne wróżby, przepowiednie, szukają jasnowidzów i różnego rodzaju szarlatanów.
Katechizm Kościoła katolickiego przestrzega przed tego rodzaju praktykami, nazywając je po prostu bezbożnością i grzechem: "Bóg może objawić przyszłość swoim prorokom lub świętym. Jednak właściwa postawa chrześcijańska polega na ufnym powierzeniu się Opatrzności w tym, co dotyczy przyszłości, i na odrzuceniu wszelkiej niezdrowej ciekawości w tym względzie" (KKK 2115 nn). Niezależnie od wiarygodności "Przepowiedni św. Malachiasza" powinniśmy żyć tak, jakby czas paruzji był bliski, bowiem już od dwóch tysięcy lat żyjemy w czasach ostatecznych.
***
Tekst pochodzi ze strony kosciol.pl i został przedrukowany za zgodą autora oraz uzupełniony przez niego. Skróty, tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji Aletei Polska.