„Błogosławię was za mego życia i po mojej śmierci, jak tylko mogę i więcej niż mogę, wszystkimi błogosławieństwami, jakimi Ojciec miłosierdzia błogosławił i będzie błogosławił swoim synom i córkom duchowym w niebie i na ziemi, i jakimi błogosławił i będzie błogosławić każdy ojciec i każda matka duchowa swoim synom i córkom duchowym. Amen” – powtarzała często św. Klara z Asyżu.
Przykuta do łóżka przez 28 lat
Był gorący sierpień 1253 r., w klasztorze San Damiano koło Asyżu umierała Klara, najwierniejsza z duchowych córek św. Franciszka. Miała pięćdziesiąt dziewięć lat. Jej miłość do Jezusa i tęsknota za Nim były tak wielkie, że samą siebie prosiła, by zechciała opuścić ten świat i wyprawić się na tamten, gdzie czekały ramiona Boga Ojca.
„W tym czasie, kiedy przez wiele dni walczyła ze śmiercią, wzmagała się wiara i pobożność ludu. Codziennie też odwiedzali ją liczni kardynałowie i prałaci, i czcili ją jak prawdziwie świętą” – pisał Tomasz Celano, średniowieczny biograf Biedaczyny z Asyżu.
Zanotował też, że Klara przez ostatnie siedemnaście dni nie mogła przyjąć żadnego pokarmu, a mimo to Pan umocnił ją taką siłą, że nie tylko nie skarżyła się na głód, słabość czy złe samopoczucie, ale wszystkich odwiedzających zachęcała do odważnego służenia Chrystusowi.
Leżała przykuta do łóżka od dwudziestu ośmiu lat. Jej choroba zaczęła się w tym samym czasie, w którym Franciszek otrzymał stygmaty. Z pięćdziesięciu dziewięciu lat życia blisko połowę spędziła leżąc i cierpiąc niewyobrażalny ból. W jej czasach nie istniały przecież znane nam środki przeciwbólowe.
Śmierć, która uwielbiła Boga
Gdy doradzano jej cierpliwość w długim męczeństwie ciężkiej choroby, ona swobodnym głosem odpowiedziała: „Od kiedy poznałam łaskę Pana mojego, Jezusa Chrystusa za pośrednictwem Jego sługi Franciszka, żaden trud nie był mi uciążliwy, żadna pokuta ciężka, żadna choroba bolesna!”.
„Kiedy zaś Pan był całkiem blisko i stał jakby w drzwiach, chciała, żeby kapłani i bracia duchowni byli przy niej i czytali jej mękę Pańską i święte teksty” – pisał biograf z Celano. Ci, którzy byli przy niej w tych dniach, prosili o ostatnie rady i błogosławieństwo. Wielu zalewało się łzami, bracia franciszkańscy całowali jej ręce, jednak ona prosiła, by ją rozśmieszać, pocieszać i opowiadać wesołe historie.
Wychodząc naprzeciw tej prośbie zaproszono brata Jupitera, którego nazywano wesołkiem Pańskim. Gdy tylko przybył, miał zaserwować cierpiącej taką porcję opowieści o panu Bogu okraszonych jego poczuciem humoru, że Klara cieszyła się jak dziecko.
Jednak w tych ostatnich dniach widmo rozstania było coraz wyraźniejsze i wywoływało prawdziwy ból mniszek. Klara, świadoma swojego końca, „zwracała się do płaczących córek, zalecając im ubóstwo Pana i wśród uwielbień przypominając dobrodziejstwa Boskie. Błogosławiła braci i siostry, a wszystkim paniom ubogich klasztorów, tak obecnych jak przyszłych, wzywała szczodrej łaski błogosławieństwa”.
I choć zakonny rygor nakładał na nie milczenie, to jednak gwałtowny ból wyrywał z nich wzdychanie i szlochy. „Policzki tonęły we łzach, a żałość strapionego serca wyciskała nowy strumień płaczu”.
Modlitwa św. Klary w chwili śmierci
Wszystkie pomieszczenia klasztorne płonęły modlitwą, mniszki i odwiedzający klasztor goście mieli świadomość, że uczestniczą nie tyle w męce umierania, co w radości wchodzenia do nieba. Sama Klara nie przestawała się modlić. I wcale nie prosiła o ulgę w cierpieniu, ale ośmielała samą siebie do odbycia tej ostatniej podroży, po której ona, Klara – czyli jasna – zatonie w ramionach Tego, który jest źródłem wszelkiego światła, i w którym nie ma żadnej ciemności.
„Idź bezpiecznie, ponieważ masz dobrą eskortę na drogę. Idź, ponieważ Ten, który cię stworzył, uświęcił cię, kochał cię czułą miłością, zawsze troszczył się o ciebie, jak matka o swego syna. A Ty, Panie, bądź błogosławiony za to, żeś mię stworzył” – szeptała.
Zapytana przez jedną ze swych duchowych córek do kogo mówi, odpowiedziała pewnym głosem: „Mówię do mojej błogosławionej duszy”.
Przedśmiertna wizja
Wreszcie spytała: „Córko, czy widzisz Króla chwały, którego ja widzę?”. I nagle w celi Klary ukazał się obraz przedziwny. Najpierw zobaczyły Klarę, wijącą się z bólu i jednocześnie patrzącą w kierunku drzwi. Potem dwanaście dziewic, w białych szatach i złotych wieńcach na głowie. Wśród nich kroczyła jedna o wiele wspanialsza od innych. Z jej korony, która u szczytu wyglądała jak kadzielnica z prześwitami, bił tak wielki blask, że ściany domu, mimo trwającej nocy, jaśniały jak w dzień.
Piękna dziewica podeszła do łóżka Klary, schyliła się i uściskała ją serdecznie. Potem pozostałe podały płaszcz i ubrały w niego Klarę, kwiatami przyozdobiły jej łóżko. Gdy te wszystkie czynności zostały wykonane, Klara Offreduccio patrzyła już na Asyż z zupełnie innej perspektywy.
Subita santa
„Wiadomość o śmierci dziewicy, łącznie z opowiadaniem cudownych zdarzeń, natychmiast poruszyła cały lud w mieście. Biegną do klasztoru mężczyźni, biegną i kobiety. Tyle narodu tu płynie, że miasto wygląda jak opustoszałe. Wszyscy obwołują ją świętą, wszyscy zwą ją drogą Bogu, a wśród głosów pochwały słychać też płacz.
Przybywa podesta razem z oddziałem rycerzy i zastępem uzbrojonych mężczyzn. Tego wieczoru i przez całą noc trzymają pilne zmiany straży, aby przypadkiem nie zrobiono jakiej krzywdy temu drogocennemu skarbowi, jaki spoczywa wewnątrz klasztoru.
Następnego dnia rusza cała Kuria: wikariusz Chrystusa wraz z kardynałami przybywa na miejsce i całe miasto kieruje się do świętego Damiana. Przychodzą właśnie w momencie rozpoczęcia modłów. Bracia zaczynają oficjum o zmarłych, a tu nagle pan Papież mówi, że trzeba by odprawić oficjum o dziewicach, a nie o zmarłych, co wyglądało, jakby chciał ją kanonizować wpierw zanim jeszcze ciało zostanie pochowane…” – napisał Tomasz z Celano.
Dzień później, 12 sierpnia odbył się jej pogrzeb, któremu przewodniczył papież Innocenty IV, a już dwa lata później papież Aleksander IV ogłosił ją świętą.
Korzystałam z książek:
Tomasz z Celano, „Żywot św. Klary z Asyżu br. Tomasza z Celano”,
Marco Bartoli, „Utkana z jasności. Świętość Klary z Asyżu w świetle źródeł”.