Od pierwszego dnia szerokiej inwazji Rosji na Ukrainę bp Pawło przebywa w Charkowie, służąc wszystkim potrzebującym, bez względu na wyznanie. Biskup organizuje pomoc humanitarną, wspiera wojskowych i ich rodziny, modli się na pogrzebach młodych obrońców Ukrainy, schodzi do metra w Charkowie, by pobłogosławić ludzi, którzy ukrywają się przed bombami i pociskami. I od ponad miesiąca nie widzieli słońca…
Rozmowa odbyła się 34. dnia wojny, mimo ciągłego rozłączania i odgłosów ostrzału w pobliżu samochodu biskupa. „Jestem do tego przyzwyczajony, po prostu słucham charakteru ostrzału. Myślę, że ci, którzy tu mieszkają, wszyscy już słyszą: skąd, dokąd i co” – mówi bp. Pawło.
Rosjanie ostrzeliwują świątynie
Na początku wojny biskup powiedział, że nie zamierza uciekać z Charkowa. A miesiąc później potwierdza: „Jestem w Charkowie, jestem na miejscu”. Charków stał się jednym z kluczowych obszarów ataków okupantów. Rosjanie przeprowadzają ataki rakietowe i bombowe na centrum miasta, strategicznie niszcząc dzielnice mieszkalne i zabijając zwykłych cywilów. Od początku inwazji rosyjskiej na mieszkańców Charkowa i obwodu charkowskiego spadają pociski manewrujące, rakiety balistyczne Iskander, bomby próżniowe i kasetowe.
W ciągu miesiąca wojny w Ukrainie zniszczonych i uszkodzonych zostało około 60 kościołów i budynków sakralnych. Jak na ironię, jest wśród nich wiele kościołów Kościoła prawosławnego patriarchatu moskiewskiego. Trafiało także w kościoły katolickie. Na Sałtowce (osiedle na wschodzie Charkowa) w kościele św. Wincentego a Paulo po eksplozji wybito drzwi i kilka okien. Uszkodzona została również katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny — pojawiły się pęknięcia i wybito kilka witraży.
„I poleciał nam prezencik na dach tak, że posiekał całą blachę” – mówi biskup Pawło (przypomnimy, że na początku marca w kurię diecezji charkowsko-zaporoskiej uderzyła rakieta). Początkowo msze w katedrze charkowskiej trwały nawet pod ostrzałami, ale teraz w katedrze nie ma mszy publicznych. „Modliliśmy się do końca z wiernymi w kościele, na ile było to możliwe, ale już zaczęło uderzać bardzo blisko, a ty nie będziesz przerywać nabożeństwa. Zdaliśmy sobie sprawę, że może to być śmiertelne” – powiedział bp Pawło.
Zobaczcie zdjęcia biskupa, jego posługi oraz z sytuacji na Ukrainie:
W mieście pozostało niewielu parafian — większość z nich wyjechała. Transport publiczny nie kursuje. Niebezpiecznie jest chodzić daleko czy też jeździć samochodem. Dlatego wiernych zachęca się do modlitwy w domu – wyjaśnia ksiądz biskup. W innych miastach – Zaporożu, Dnieprze, Kamiańsku – życie parafialne trwa i ludzie przychodzą na Eucharystię. W Pokrowsku też zbierają się na mszę, a w Kramatorsku i Słowiańsku jest już niebezpiecznie.
Klasztor w Mariupolu został doszczętnie splądrowany, mówi biskup: „Nie wiem, czy jest cały, ale tam nie ma okien i już wszystko jest wyniesione. Z Mariupola został przeniesiony jedynie mszał — to wszystko, co pozostało z kaplicy”.
Przed wojną mieszkali tam i służyli ojcowie paulini: Paweł Tkaczyk OSPPE i Paweł Tomaszewski OSPPE. Nie było z nimi kontaktu od 2 marca i sytuacja była całkiem niejasna. Ale po kilku dniach księżom i niektórym parafianom udało się wyjechać. Obecnie znajdują się w klasztorze parafii św. Mikołaja w Kamieńcu Podolskim.
Trudna sytuacja jest w okupowanych miastach i tam, gdzie trwają walki — okupanci zastraszają księży. Jedynym okupowanym miastem, w którym obecnie posługują księża rzymskokatoliccy, jest Konotop. Kapłani zajmują się pracą duszpasterską i wolontariacką, rozdają pomoc humanitarną. Udzielają także schronienia ludziom – ukrywają się w piwnicy przed ostrzałem.
W Sumach nie ma księdza. Wyjechał na spotkanie i nie mógł już wrócić. Ksiądz z Berdiańska też już pojechał do Polski, ale kiedy wszystko się zaczęło, nie mógł wrócić. Wyprowadził się także ksiądz z Melitopola. Okazało się, że okupanci zaczęli go szukać i jego powrót był niebezpieczny. Kościół w Melitopolu jest nadal nienaruszony, ale nie ma o tym wiarygodnych informacji.
Na terenie tzw. ŁRL i DRL nie ma księży rzymskokatolickich. Ksiądz Mykoła Pilecki TChr, który służył w Doniecku, wyjechał do Polski i nie mógł wrócić. „Miał przyjechać do mnie w piątek, ale wszystko zaczęło się w czwartek… Poproszono go, by już nie jechał, bo to było niebezpieczne” – powiedział bp Pawło.
Dodaje, że utrudniony jest kontakt z wiernymi, którzy tam pozostali. „Ludzie się modlą, martwią się, ale nie mogą nic powiedzieć, ponieważ wszystko jest przesłuchiwane”.
Niebezpieczna misja Kościoła
Okupanci ostrzeliwują miejsca pomocy humanitarnej, jest to teraz niebezpieczna misja, z której Kościół katolicki nie rezygnuje. W końcu miejscowa ludność często nie ma już gdzie kupić lekarstw, żywności i środków higienicznych.
W czasie wojny Kościół katolicki rozdaje dużo pomocy humanitarnej. Istnieje lokalny Caritas-Spes, na którego czele stoi dyrektor ks.Wojciech Stasiewicz. Pomagają też o. Anatoli Klak MIC i ks. Rafal Szkopowiec, który przyjeżdża z Merefy, a także kanclerz diecezji charkowsko-zaporoskiej i proboszcz katedry, ks.Grzegorz Semenkow. Kapłani podzielili między sobą obowiązki i wszystko działa jak należy.
Z Polski, a także z parafii ukraińskich: Dunajowców, Baru, Chmielnickiego, Poninki, Kamieńca Podolskiego, Gródka, Lwowa itd. przyjeżdża dużo ładunków, które na miejscu są sortowane przez wolontariuszy. „Mamy wielu wolontariuszy: wierzących i niewierzących, katolików, prawosławnych, protestantów – wszyscy tworzymy jeden organizm” – mówi biskup.
Pomoc jest dokładnie dystrybuowana w różnych miejscach miasta, które ciągle się zmieniają, aby magazyny nie stały się celem ataku. W Charkowie kilkakrotnie okupanci celowo strzelali do kolejek cywilów do ośrodków wolontariatu i często ostrzeliwali magazyny, w których przetrzymywana jest pomoc humanitarna.
Według niego w Charkowie nie ma kryzysu humanitarnego. Natomiast większy kryzys jest na terytoriach okupowanych, gdzie Rosjanie nie dopuszczają pomocy humanitarnej. „Mam nadzieję, że miasta zostaną wyzwolone, a ludzie w końcu będą mogli wrócić do normalnego życia” – mówi.
Umrzeć jako wolny człowiek lub umrzeć jako niewolnik
"Kościół musi być sobą w czasie wojny i pełnić swoją posługę w różnych charyzmatach" – mówi biskup. Codziennie w Charkowie modli się za Ukrainę, wspiera ukraińskie wojsko, przypominając, że naszym świętym obowiązkiem jest obrona naszej ojczyzny, naszych bliskich. „Jestem wolnym człowiekiem, jestem obywatelem tego kraju, jestem na własnej ziemi” – mówi bp Pawło, dodając, że to wolność i prawda pomagają mu służyć, pomagają kochać, bo to są wartości podstawowe.
Jeszcze przed święceniami biskupimi jako kapelan wojskowy Pawło Honczaruk często jeździł do strefy operacji sił zjednoczonych. Kontynuuje posługę kapłańską, a teraz dużo komunikuje się z żołnierzami. To spotkania duszpasterskie lub po prostu przyjacielskie: „Rozmawiamy o wartościach, nie szukamy tematów planowania strategicznego ani niczego innego. Dla nich ważne jest po prostu porozmawiać, wyspowiadać się” – mówi biskup. Jednak teraz, w czasie wojny, spotkania są często pełne strat i bólu.
Rozmawialiśmy z biskupem, kiedy właśnie wrócił z pogrzebu żołnierza, młodego dowódcy. „Była jego matka, jego ojciec, jego dziewczyna – bardzo trudny pogrzeb. Walczył od 2014 roku. Tracimy kwiat naszego kraju… Módlcie się za chłopców, którzy zginęli” – zachęca hierarcha. Przypomina też, że trzeba się modlić za rannych i za tych, którzy bronią ojczyzny na polu bitwy, aby przeżyli.
„To czas szczególny, choć bardzo niebezpieczny, bo wiele osób umiera, wiele osób cierpi, ale w tym czasie można znaleźć Boga” – dodaje. Opowiada, jak odwiedza ludzi w charkowskim metrze, które teraz służy również jako schron przeciwbombowy. Niektórzy nie wychodzili z metra od ponad miesiąca. „Co zauważyłem, ludzie teraz chcą się przytulać".
"Ludzie są zmęczeni. Cały czas siedzą pod ziemią, a ich stan jest bardzo słaby. Już sama obecność księdza, który będzie z nimi rozmawiał o wszystkim, jest wsparciem. Proszą o błogosławieństwo, proszą o modlitwę za zmarłych, proszą o modlitwę o ich zdrowie. Tak trudna sytuacja to poczucie bezradności, a z drugiej strony docenienie daru wiary, docenienie tego, co Bóg tworzy w sercu”.
„Kościół to my. Mamy wojnę i wszyscy na swoim miejscu niech robią to, co mogą” – mówi bp Pawło i apeluje do mieszkańców spokojniejszych ukraińskich miast, aby byli gościnni dla uchodźców, którzy stracili wszystko: „Mogą być agresywni, mogą być niezadowoleni, mogą być smutni…”.
Biskup apeluje o cierpliwość i zrozumienie. „Osobiście odczuwam ból tych ludzi. Płaczą i mówią, że mieli wszystko, ale teraz nie mają nic”. Według niego modlitwa, wsparcie, a nawet cicha obecność pomagają. Biskup Pawło Honczaruk przyznaje, że fizycznie trudno jest wytrzymać taki stres i życie pod ciągłymi ostrzałami.
„Siły fizyczne się poddają. Ciało bardzo szybko się wyczerpuje. Około czwartej jestem wykończony. Ciało mówi: Wiesz co, miej sumienie!. Ale Pan jest źródłem duchowej siły. Proszę Boga, aby mi pomógł, dał mi siłę. I On daje. Myślałem, że On tylko wyznaczył pewny limit, ale okazuje się, że jest trochę więcej niż jakiś limit” – powiedział, dodając, że bardzo ważne jest, aby nie skupiać się na sobie, ale wspierać innych i służyć ludziom. A także cieszyć się z każdego nowego dnia: „Trzeba żyć, kochać, cieszyć się z tego, że Bóg dał mi ten dzień, że mogę oddychać, że mogę służyć. Trzeba żyć dzisiaj!”.
Tekst i zdjęcia pochodzą z portalu ukraińskiego CREDO i zostały opublikowane na Aleteia.pl za zgodą redakcji CREDO.