Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
1Modlitwa kluczem do relacji z Panem
W roku 1844 młody pasterz Jusuf (Józef) Makhluf w górach na północy Libanu przeżył spotkanie, które wyznaczyło jego młodemu życiu nowy kierunek. Jusuf spotkał pustelnika, którego słowa bardzo wpłynęły na dalsze życie.
– Ojcze, to twoje odmienne życie jest piękne, lecz ja mam dopiero szesnaście lat. Gdzie znajdę siłę, żeby prowadzić takie życie?
– W modlitwie i umartwieniu – oświadczył człowiek Boży. – Nie powinieneś niczego pragnąć, lecz powinieneś dążyć do tego, by być ostatnim ze wszystkich […]. Diabeł przyjmuje często postać ludzką, żeby nas kusić. Samotność w modlitwie może nas ochronić, albowiem cisza i samotność mniszej celi dają obfite światło. Powiedz mi zatem: jak się modlisz?
– Modlę się z całego serca i w ścisłym zjednoczeniu z Bogiem, odmawiając modlitwy, jakich mnie nauczono – odpowiedział Jusuf anachorecie.
– To wszystko?
– Ojcze, oczywiście wiem, że czynię źle, że grzeszę pychą. Lecz oprócz tego również sam wymyśliłem modlitwy, złożyłem razem słowa, bez specjalnego porządku, lecz tak jak mi przyszły do głowy. To raczej niezła plątanina, taki groch z kapustą – to, co mówię w nich Bogu.
– Przeciwnie, ten sposób modlitwy jest Bogu bardzo miły. Bo On jest jak ojciec, który się cieszy, gdy jego dziecko robi pierwsze kroki, żeby rzucić się w jego ramiona – odpowiedział eremita.
– Lecz jak najlepiej się modlić?
– Modlić się – to żyć, to rozmawiać z Bogiem. Pozostaw wszystko za sobą, wszystko to, w czym zbłądziłeś i czego ci do tej pory nie dostawało; cały bagaż ziemski. A kiedy w końcu zatracisz się całkowicie w świętym pokoju Bożym, wówczas otworzy się przed tobą królestwo Boga – dodał jeszcze – Gdy pokój Chrystusa zakorzeni się w tobie, zaniesiesz innym pokój i uleczysz ich z wątpliwości i niepokojów życiowych. Siła żarliwej modlitwy jest tysiąckroć większa od lekarstw ludzkich i sił ziemskich. Idź, synu, i zastanów się nad tym, co ci powiedziałem.
2Msza święta – sekret bliskości z Bogiem
„Sekretem” świętości ojca Szarbela była msza święta. Mnich mógł przede wszystkim korzystać z niezaprzeczalnego daru zanurzenia się we wspaniałej liturgii wschodniej, która jest jednym z klejnotów naszej religii. Przyzwyczajony do takiego pojmowania liturgii, ojciec Szarbel odkrył, że dla kapłana nie ma nic ważniejszego od celebracji ofiary mszy świętej. Nie tracił żadnej okazji, by tą drogą wchodzić w bezpośredni kontakt ze swym Stwórcą. Całe jego życie zakonne było determinowane myślą o mszy świętej jako o ustawicznej ofierze Krzyża. Już od momentu przebudzenia każdego dnia przygotowywał się do tej wspaniałej chwili odprawienia swej zwyczajowej mszy świętej o godzinie jedenastej. Czas po mszy świętej spędzał na dziękczynieniu należnemu Bogu, za to, że w swojej dobroci pozwolił mu On jeszcze tego dnia trzymać Go w rękach, pod postaciami chleba i wina.
3Cudowne znaki potwierdzające świętość Szarbela
Mnich Szarbel zmarł 24 grudnia 1898 roku. Kilka miesięcy po jego śmierci doszło do ekshumacji, której towarzyszył pewien znak. Oprócz tego, że jego zwłoki były nienaruszone, wypływała z nich krwawa ciecz, biała i czerwona, przy czym białej było więcej. Ponadto w całej kaplicy unosił się prawdziwy zapach krwi, a czuli go wszyscy, którzy byli obecni w pobliżu nowego grobu. Ta niesłychana okoliczność kazała zakonnikom dwa razy na tydzień zmieniać ojcu Makhlufowi szaty, żeby usunąć z nich plamy. Mimo tych środków plamy od krwi pojawiały się ponownie na albie, którą miał na sobie. Pogłoski o tych faktach rozeszły się, wzbudzając u zakonników różnych klasztorów ogromne zainteresowanie. Wydarzenia te tylko umocniły w ludziach przekonanie, że ojciec Szarbel jest święty. Zaczęto jeszcze bardziej niż do tej pory uciekać się do jego orędownictwa u Boga, powierzając mu mnóstwo codziennych trosk.
To nie był jednak koniec cudów. W trakcie Roku Świętego 1950 goście przybywający do grobu zauważali, że z jednego rogu grobowca sączy się woda w kierunku oratorium klasztornego. Zwrócili na to uwagę przełożonemu opactwa Świętego Marona w Annaya, który zbadał ten płyn. Musiał przyznać, że nie jest to woda, lecz jakiś rodzaj lepkiej cieczy. Opat bał się o grób, ponieważ uważał, że ta dziwna substancja napływała do dołu z zewnątrz i mogła uszkodzić trumnę oraz zwłoki ojca Szarbela. Trumna była w tym samym miejscu, gdzie została umieszczona w roku 1927. Dziwna ciecz wypływała od stóp samej trumny i płynęła dalej po ziemi w kierunku ściany zachodniej, torując sobie stamtąd drogę poza dół i docierając do oratorium. Ponownie została otwarta przez specjalną komisję. Jej członkowie odkryli, że ciecz rozeszła się po całym ciele i że po wypłynięciu natychmiast krzepnie. Samo ciało było elastyczne i można było zginać ramiona i kolana. Były to tylko jedne z wielu cudów towarzyszących mnichowi z Libanu.
4Świadectwa uzdrowień za wstawiennictwem Szarbela
Po ekshumacji doczesnych szczątków Sługi Bożego ojca Szarbela Makhlufa nadal mówiono publicznie o cudach przypisywanych zmarłemu zakonnikowi, a z roku na rok znanych jest coraz więcej przypadków uzdrowienia. Dotyczy to na przykład siostry Miriam Abel. Wstąpiła ona do zakonu w Bikfaya 8 września 1929 roku, w wieku szesnastu lat. Bardzo dobrym zdrowiem cieszyła się do 1936 roku, kiedy to zaczęła cierpieć z powodu choroby żołądka. Latem 1936 roku specjalista z Egiptu, Marajil, wykonał siostrze prześwietlenie, które wykazało wrzód żołądka. Niestety operacja nie przyniosła oczekiwanych skutków, a tylko wzmocniła ból. Gdy usłyszała o ojcu Szarbelu, postanowiła wzywać jego pomocy. Zjawił się jej we śnie i uzdrowił ją. W czwartek 11 lipca 1950 roku wyruszyła w podróż do Annaya, by modlić się przy grobie Sługi Bożego i podziękować mu za cud. Wniesiono ją tam na krześle. Gdy zobaczyła sączącą się ciecz, wzięła chusteczkę, umoczyła ją w niej i przetarła nią ciało. Chwilę potem, ku wielkiej radości współsióstr, mogła stanąć na nogach i odtąd nie czuła już żadnego bólu.
Potwierdzona jest również historia uzdrowienia dwudziestopięcioletniego Aql Jusuf Wakima. W 1939 roku miał wypadek na rowerze, którego skutkiem było skrócenie o pięć centymetrów lewej nogi. Był bez większego sukcesu leczony przez lekarzy europejskich, amerykańskich i arabskich. 4 maja 1950 roku udał się w towarzystwie matki, brata i wuja na pielgrzymkę do Annaya. Tak relacjonował wydarzenia z tego dnia: Potarła moją sparaliżowaną nogę. Po półgodzinnej żarliwej modlitwie mnisi podjęli śpiew kantyku do Najświętszej Dziewicy. W tym momencie poczułem nieznaną siłę przenikającą moje kolano; powstałem i mogłem iść bez żadnej pomocy.
Każdego roku grób libańskiego mnicha odwiedza wielu pielgrzymów, którzy proszą o uzdrowienie. Tysiące tych próśb zostało już wysłuchanych.
*Fragment pochodzi z książki Mnich z Libanu. Życie i cuda św. Szarbela Makhlufa, wydanej nakładem wydawnictwa Esprit.