Marek Lisiński założył swoją fundację w sierpniu 2013 r. Wtedy też oskarżył ks. Zdzisława Witkowskiego z rodzinnej parafii pw. św. Walentego w Korzeniu o to, że duchowny, począwszy od wczesnych lat '80 ub. w., molestował go seksualnie jako ministranta. W styczniu 2014 r. bp Piotr Libera zawiesił księdza Witkowskiego w posłudze duszpasterskiej na trzy lata. Dożywotnio zakazał mu też pracy z dziećmi.
W międzyczasie Marek Lisiński zażądał od płockiej kurii rekompensaty w wysokości 200 tys. zł, a następnie skierował sprawę do sądu z żądaniem 1 mln zł zadośćuczynienia. 7 maja 2018 roku sąd okręgowy w Płocku uznał winę ks. Witkowskiego i nakazał mu przeproszenie powoda. Duchowny odwołał się od wyroku do sądu apelacyjnego.
11 października tego roku w sprawie zapadł prawomocny wyrok. W środę poznaliśmy jego pisemne uzasadnienie. Sąd apelacyjny w Łodzi przeanalizował m.in. dotychczasowe relacje Lisińskiego składane przed sądami biskupim oraz okręgowym i stwierdził, że – relacjonując to samo zdarzenie – mężczyzna przedstawił trzy różne jego wersje. Wbrew twierdzeniom Lisińskiego, nie znalazły się również dowody wskazujące, jakoby powód kiedykolwiek służył do mszy w parafii w Korzeniu.
Wyrok sądu apelacyjnego potwierdza ustalenia "Gazety Wyborczej" poczynione przed dwoma laty. Według nich, motywem działania mężczyzny była chęć uniknięcia zwrotu pożyczki, jaką Marek Lisiński zaciągnął u ks. Zdzisława Witkowskiego, fałszywie uzasadniając to potrzebą leczenia chorej żony. Prowadząc fundację, mężczyzna miał również wyłudzić pieniądze od jednej z ofiar przestępstw seksualnych.