separateurCreated with Sketch.

Jak św. Teresa Wielka utarła nosa duchownym doktorom i krytykowała spowiedników

pomnik św. Teresy z Avili
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Dziękujemy autorowi, że nam tak dobrze wytłumaczył to, o co go nie pytaliśmy…” – pisała bez pardonu św. Teresa do św. Jana od Krzyża.

Ponad dwadzieścia lat przeżyła ze stygmatem na sercu, otrzymanym podczas mistycznej wizji. Cierpienie towarzyszyło jej nieprzerwanie. Nie stępiło jednak błyskotliwej inteligencji i nie odebrało poczucia humoru, których ślady nietrudno odnaleźć w jej pismach.

Późny start

Ponad dwie pierwsze dekady życia zakonnego Teresa de Cepeda y Ahumada (znana bardziej jako Teresa od Jezusa, Teresa Wielka lub Teresa z Ávila) przeżyła mało „zakonnie”. W pismach autobiograficznych samą siebie z tamtego okresu ocenia jako osobę niestałą w postanowieniach, kapryśną, zbyt łatwo ulegającą nastrojom, wygodnicką i płochą.

Nie to, żeby była osobą zupełnie „wypraną” z dobrych i pobożnych pragnień, niewierzącą, zaniedbującą modlitwę, czy ciężko łamiącą zakonne śluby. Miewała „zrywy” gorliwości. Ale zdecydowanie brakowało jej wytrwałości, a jej postawa przypominała nieco słynne „nawróć mnie, Boże, ale jeszcze nie dziś” św. Augustyna.

Jednak kiedy w wieku 42 lat, wpatrzona w obraz ubiczowanego i wyszydzonego Chrystusa, przeżyła głęboką i definitywną przemianę wewnętrzną, jej życie duchowe „ruszyło z kopyta”.

Wizja – ekstaza św. Teresy

Trzy lata później (jeszcze w macierzystym klasztorze w Avili, który niebawem miała opuścić, by rozpocząć wielkie dzieło reformy karmelu) doświadczyła wizji, którą opisała następująco:

Ujrzałam w ręku anioła długą, złotą włócznię, a grot jej żelazny u samego końca był jakby z ognia. Tą włócznią kilka razy przebijał mi serce, zagłębiając ją aż do wnętrzności (…). Tak wielki był ból tego przebicia, że wyrywał mi z piersi te jęki (…). Ale taką zarazem przewyższającą wszelki wyraz słodycz sprawia mi to niewypowiedziane męczeństwo, że najmniejszego nie czuję w sobie pragnienia, by ono się skończyło i w niczym innym dusza moja nie znajduje zadowolenia, tylko w samym Bogu. Nie jest to ból cielesny, ale duchowy, chociaż i ciało niejaki, owszem, nawet znaczny ma w nim udział. (Księga Życia, rozdz. 29, 13)

Wspomnienie tego wydarzenia rodzina karmelitańska obchodzi 30 sierpnia. Uwieczniono je na licznych obrazach i oczywiście w słynnej rzeźbie Ekstaza Świętej Teresy dłuta Gianlorenzo Berniniego.

Kiedy po śmierci świętej (w 1582 roku) wyjęto jej serce, by umieścić je w osobnym relikwiarzu, okazało się, że rzeczywiście była w nim rana. Relikwia zachowała się do dziś i stanowi zagadkę z medycznego punktu widzenia. Struktura tkanek nie wskazuje na to, by ów „stygmat” sprokurowano później.

Trudno jednak wytłumaczyć, jak Teresa mogła żyć z czymś takim przez 22 lata. I to żyć „na pełnych obrotach”. Reformując zakon, zakładając nowe klasztory, wiele podróżując, zmagając się z wieloma niebłahymi przeciwnościami. A przy tym wszystkim zachowując iście hiszpański temperament, charakter i humor.

Pisaliśmy już o jej utarczkach z Panem Jezusem i pretensjach do malarza, który sportretował ją nie dość (jej zdaniem) korzystnie.

Duchowni „mądrale” zrecenzowani przez świętą

W 1576 roku sześćdziesięciojednoletnia Teresa usłyszała od Jezusa polecenie: „Szukaj siebie we Mnie”. Pragnąc zrozumieć te słowa, prosiła o pomoc swojego rodzonego brata, Lorenza de Cepedę. Ten z kolei zasięgnął języka u św. Jana od Krzyża, Juliana z Avila i Francisca de Salcedo. Gdy dowiedział się o tym zaprzyjaźniony z Teresą biskup Alvarez de Mendoza, poprosił wszystkich czterech o spisanie ich przemyśleń, a następnie posłał je przyjaciółce z żądaniem recenzji.

Pisma owych czterech duchownych uczonych niestety się nie zachowały, ale z „laurki”, jaką wystawiła im święta, można wnioskować, że panowie „popłynęli”. Jej odpowiedź skrzy się od humoru (wyrażonego oczywiście językiem tamtych czasów). A oto jego próbki.

„Niechże i mnie łaska Pańska wspomoże, abym tu nie napisała niczego, za co bym zasłużyła zostać doniesioną Inkwizycji, czego poniekąd mogę się obawiać, mając głowę zmęczoną mnóstwem listów i interesów, które od przeszłej nocy aż do tej chwili musiałam załatwiać (…). Pragnęłam wprawdzie choć na chwilę odpocząć od tej pisaniny, ale nie ma rady”.

Warto zdawać sobie sprawę, że pisze to kobieta, którą zaledwie rok wcześniej postawiono przed inkwizycyjnym trybunałem, który skazał ją na „areszt domowy” we własnym klasztorze.

Dalej przechodzi do imiennego, acz żartobliwego „ataku” na czterech respondentów. Rozprawkę Franciszka de Salcedo kwituje stwierdzeniem:

„Lecz najgorsza to, że jeśli autor nie odwoła, wypadnie mi donieść go Inkwizycji, do której mamy blisko. Bo przytaczając ciągle Pismo Święte i co chwila powtarzając: tak mówi św. Paweł, te są słowa Ducha Świętego, na końcu oznajmia, że napisał i podpisuje bzdurstwa. Niechże się czym prędzej poprawi, inaczej może być źle”.

Julian z Avila zdaniem świętej „zaczął dobrze, ale źle skończył, czym sobie na pochwałę nie zasłużył. Bo tu nie chodziło o to, by nam prawił o światłości niestworzonej (…) jeno o to, by nam wytłumaczył, jak mamy szukać siebie w Bogu”.

Strofy nadesłane przez rodzonego brata Lorenza podsumowuje następująco: „Więcej w nich powiedział, niż rozumie (…) Dziękujemy mu również za dobrą radę, jaką nam daje, choć o nią nie prosiliśmy, byśmy się oddawali modlitwie odpocznienia – jak gdyby to od nas zależało. Czym płacą nieproszonym doradcom, to mu zapewne wiadomo. Daj mu, Boże, zakosztować nieco tego miodu, do którego się zbliża”.

Św. Teresa do św. Jana od Krzyża

Najbardziej „oberwało się” jednak św. Janowi od Krzyża – skądinąd serdecznemu przyjacielowi Teresy, cenionemu przez nią kierownikowi duchowemu i jej wielkiemu współpracownikowi w dziele reformy: „Niech mię Bóg broni od tego rodzaju ludzi tak wysoko duchowych, że wszystko, o czymkolwiek z nimi mówić, naciągają do kontemplacji doskonałej. Z tym wszystkim jednak dziękujemy autorowi, że nam tak dobrze wytłumaczył to, o co go nie pytaliśmy”.

Na Janie zresztą Teresa „użyła sobie” nie ten jedyny raz. Już cztery lata wcześniej, odpisując na żartobliwe wyzwanie do pojedynku na zakonną gorliwość i praktyki pobożne, jakie skierowali do sióstr z Avila karmelitańscy nowicjusze z klasztoru w Pastranie, pisze o pełniącym u nich akurat posługę spowiednika mistyku: „Przybłęda jeden”.

O spowiednikach z gorzkim humorem

Do tematu spowiedników Teresa wraca w swoich pismach co najmniej kilkukrotnie. Ocena, jaką wystawia im po czasie, nie jest „lukrowana”, ale i w niej dostrzec można przebłyski humoru (nawet jeśli momentami dość gorzkiego):

Niemałą duszy mojej szkodę wyrządzili spowiednicy niedouczeni, ponieważ prawdziwie uczonych, jakich pragnęłam, nie miałam. Przekonałam się o tym z własnego doświadczenia, że spowiednikowi, jeśli jeno jest kapłanem cnotliwym i świątobliwych obyczajów, lepiej jest nie mieć żadnej nauki, niż mieć niedostateczną: bo wówczas ani on nie będzie dowierzał sobie bez poradzenia się takich, którzy mają rzetelną naukę, ani też ja na nim z ufnością zupełną polegać nie będę”.

W tych nieco gorzkich, ale zaprawionych nutą ironii uwagach mistyczki pod mianem „nauki” kryje się oczywiście odpowiednia wiedza o życiu duchowym i rządzących nim zasadach. Warto zauważyć, że pozostaje ona zupełnie aktualna i dzisiaj – tak w odniesieniu do spowiedników, jak i wszelkiego rodzaju i maści kierowników i kaznodziejów – również internetowych i popularnych…

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.