Reformatorka Karmelu odkryła głębię duchowości – a co za tym idzie – swoje zasadnicze powołanie już jako dojrzała kobieta, od wielu lat żyjąca w zakonie. Wstąpiła do niego jako córka możnej rodziny, wychowana na dworze kultywującym zwyczaje rycerskie i ceniącym urodę kobiet.
Portret pięknej św. Teresy
Sama zresztą była piękna i doskonale swojej urody świadoma, co bez problemu potrafiła godzić ze swoim zakonnym powołaniem.
Kiedy już była cenioną powszechnie fundatorką nowej gałęzi zakonu karmelitańskiego, jej współpracownicy wpłynęli na nią, by zgodziła się pozować do portretu. Chcieli mieć jej podobiznę, w domyśle – na wypadek kanonizacji będzie, jak znalazł. Malował go jeden z uzdolnionych artystycznie braci zakonnych, Jan.
Teresa cierpliwie trwała w wybranej pozie. Kiedy portret został skończony, podeszła, by zobaczyć efekt starań. Chyba nie przypadł jej do gustu, bo recenzja z jej ust brzmiała: „Bóg ci wybaczy, bracie Janie, żeś mnie namalował taką starą i kaprawą!”.
Trudno przyszłej świętej odmówić słuszności, o czym może świadczyć pewna historia. Kilka lat po śmierci Teresy, w ramach przygotowań do jej procesu kanonizacyjnego, dokonywano rozpoznania relikwii. Obecny przy ekshumacji kapłan musiał opuścić pomieszczenie. Jak sam pisze we wspomnieniach, nietknięte rozkładem ciało Teresy pozostało wciąż tak atrakcyjne, że ze względu na skromność wypadało zostawić siostry same podczas zmiany habitu zmarłej.
Wadzenie się z Jezusem
Reforma Karmelu i zakładanie nowych fundacji wiązało się z wieloma podróżami. Ówczesne drogi i sposób transportu były zdecydowanie odległe od znanych nam standardów wygody i bezpieczeństwa. Podczas jednej z takich wypraw, do tego przy niezbyt przychylnej pogodzie, w wozie, którym jechały siostry, pękła oś.
Zmęczona podróżą i schorowana Teresa westchnęła w duszy do Pana i zapytała Go, dlaczego, skoro jadą wypełnić Jego wolę, On tak ciężko je doświadcza. Na to Jezus odparł, że takie doświadczenia zsyła na swoich przyjaciół, aby mogli dzięki nim wzrastać duchowo. Święta, niewiele myśląc, odparła: „To już się nie dziwię, że masz ich tak niewielu!”.
Chrystus najwyraźniej nie miał za złe swojej ukochanej takiej bezpośredniości. Błogosławił podejmowanym przez nią działaniom i zachowywał ją blisko siebie, także na modlitwie.
Kłopotliwa lewitacja
Co prawda miewało to też niezamierzenie zabawne, choć kłopotliwe efekty. Otóż zdarzało się, że po przyjęciu Komunii św. Teresa wpadała w taki zachwyt, że jej ciało zaczynało lewitować.
Zjawisko to jednak miało fatalny wpływ na pozostałe karmelitanki, bo zamiast skupiać się na Tym, którego przyjmowały w Eucharystii, zerkały na przełożoną, czy dziś też uniesie się nad posadzką.
Dlatego ta miała podobno przez pewien czas zwyczaj szeptania po przyjęciu Ciała Pańskiego: „Panie Jezu, nie przy siostrach!”. Na ile ta prośba była przyjmowana, zapewne zależało od sytuacji…