Bóg wybrał miejsce na budowę domu
Finanse to niełatwy temat w naszym małżeństwie. Przeszliśmy drogę od docierania się dwóch skrajnych postaw: rozrzutnej i skąpej, przez czas Bożych cudów do okresu, który można nazwać pewną stabilnością i uporządkowaniem. Dziś chciałabym napisać o tym, co pośrodku – czasie namacalnej pomocy ze strony Pana Boga.
Zaczęło się od decyzji, że spożytkujemy dobrze spadek po rodzicach i zaczniemy budowę domu. Poszukiwania działki trwały długo, aż do momentu, gdy mój mąż dostał natchnienie: „Szukaj parafii, nie ziemi”. Bardzo nas to zastanowiło. Uświadomiliśmy sobie, że przecież mamy znajomego proboszcza zaprzyjaźnionego z naszą wspólnotą. Postanowiliśmy tam spróbować i w ten sposób zapadła decyzja o budowaniu domu pod Pszczyną. Tego nie planowaliśmy! Nawet przez myśl nam nie przeszło, byśmy mogli tam mieszkać, i wierzymy, że to była podpowiedź z góry.
Dziesięcina i oddanie się Bogu
Zaczęła się budowa, a z nią… problemy w pracy i różne, bardzo poważne perypetie finansowe. Do tego stopnia, że trudno nam było się utrzymać, a co dopiero kontynuować budowę.
We wspólnocie Chrystusa Zmartwychwstałego, do której należymy, po paru latach formacji można przystąpić do tzw. Przymierza. Jednym ze zobowiązań w jego ramach jest składanie tzw. dziesięciny. Jest to jedna z form jałmużny, polegająca na oddawaniu dziesiątej części swoich zarobków na Boży cel. Brakowało nam jeszcze roku do tego momentu. Niemniej zrodziło się w nas pragnienie, żeby składać dziesięcinę już teraz, zanim przystąpimy do Przymierza. Nie był to obowiązek, tym bardziej że w trudnej sytuacji finansowej mogliśmy oddawać po prostu stałą, ale mniejszą niż 10%, kwotę. Tak postanowiliśmy. Suma była niewielka – 50 złotych – ale dla nas, w tamtej sytuacji, było to sporo.
Dziesięcinę składa się co miesiąc podczas tzw. świętowania. Potem modlimy się, dziękując Bogu za nasze talenty, pracę, dary materialne i prosząc o pomoc i opiekę w tej dziedzinie. Uczymy się w ten sposób żyć w Bożej Opatrzności.
I stały się cuda
Kiedy „zadebiutowaliśmy” w obszarze dzielenia się swoimi środkami, na naszym wspólnotowym świętowaniu był akurat nasz pasterz i założyciel ks. Krzysztof Czerwionka ze zgromadzenia księży zmartwychwstańców. Po wspólnej z nim modlitwie poczułam bardzo głęboki pokój, wynikający z zawierzenia Bogu naszych finansów. Po raz pierwszy od wielu miesięcy spałam spokojnie. I od tego czasu rzeczywiście zaczęły dziać się cuda, które nawet trudno wyliczyć. Napiszę o dwóch.
Gdy kupiliśmy dachówki i zabrakło pieniędzy, żeby je położyć, przyjechał nagle nasz brat ze wspólnoty (we wspólnocie mówimy o sobie „brat” i „siostra”, bo jakoś inne słowa nie oddają tych relacji). Powiedział, że chce nam pożyczyć 15 tysięcy. Usłyszał gdzieś, że mamy kłopoty, i stwierdził, że nam pomoże. To była tylko jedna z bardzo wielu podobnych sytuacji.
Kiedyś, po opłaceniu rachunków i zainwestowaniu w budowę, zostało nam 200 zł. Trudno było oddać jeszcze 50, ale postanowiliśmy być wierni naszemu zobowiązaniu. Niedługo po tym, w czasie świętowania, podeszła do nas jedna z sióstr ze wspólnoty z wiadomością, że znalazła złoty pierścionek, sprzedała go i zapytała wprost Jezusa, komu te pieniądze dać. Wskazał na nas. My tylko mieliśmy pokornie przyjąć.
Schodzimy na ziemię
Po wszystkich tych cudach, pomocy ze strony wielu, wielu ludzi, wybudowaliśmy wreszcie dom. Mówimy, że to dom Pana Jezusa. Zresztą, jeśli do Niego należymy, to wszystko, co mamy – nie tylko materialne dobra, ale i czas, relacje czy talenty – to Jego własność. Staramy się o tym nie zapominać, co wcale nie jest łatwe.
Uczyliśmy się w tym wszystkim pokory i przyjmowania. Modliliśmy się jednocześnie o stabilniejszą pracę dla męża, a dla mnie w ogóle o pracę – po wielu latach przerwy spędzonej z dziećmi w domu.
Pewnego dnia czytaliśmy razem fragment Ewangelii o uzdrowieniu niewidomego. Uderzyło mnie w nim, że Pan Jezus zrobił ten cud „natychmiast”. Spontanicznie więc zawołałam: „Ojej, Panie Jezu, Ty robisz coś natychmiast. To daj pracę Jarkowi też natychmiast”. Następnego dnia mój mąż pojechał na rozmowę i zadzwonił, że chcą go przyjąć… „natychmiast”.
A ja, po napisaniu swojej pierwszej książki, szukałam wydawnictwa i znajoma powiedziała: „Załóż własne. Możesz zdobyć pieniądze na dobry początek”. Tak się stało i skończyliśmy okres spektakularnych cudów. Zaczął się czas pracy i gospodarowania pieniędzmi, ale poczucie zależności od Boga, także w tej dziedzinie, ciągle nam towarzyszy.