Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z br. Krzysztofem Fabichem (pseud. BratCap), kapucynem, współautorem rozważań i wykonawcą drogi krzyżowej w formie utworów hiphopowych dostępnej na kanale YouTube Projektu Kapucyńskiego rozmawia Jarosław Kumor.
Droga krzyżowa i hip-hop?
Jarosław Kumor: Jak właściwie wymawia się twój pseudonim? Przez “C” czy przez “K”?
Br. Krzysztof Fabich OFMCap (pseud. BratCap): I tu jest problem… (śmiech) Może być przez “K”.
Hiphopowe rozważania drogi krzyżowej… Nie spotkałeś się z opiniami, że pasuje to do siebie jak kwiatek do kożucha?
Owszem, najbardziej zapamiętałem głosy, że to niepotrzebne mieszanie form. Kiedy projekt pojawiał się w internecie, zastrzegłem, że to nie jest droga krzyżowa do wykorzystania podczas nabożeństwa w kościele, ale raczej są to rozważania na jakiś wolny wieczór w domu, spacer po lesie albo po mieście.
Wiesz, nabożeństwa takie jak droga krzyżowa czy Gorzkie Żale w różnym czasie przybierają różne formy. Weźmy choćby Ekstremalną Drogę Krzyżową, która też nie każdemu się podoba. Ale te różne formy przemawiają do ludzi. Jestem świadom, że nie każdy się w tym odnajdzie, ale to nie oznacza, że kościół powinien z takich sposobów działania rezygnować.
OK, ale rozumiem, że założenie słuchawek w ławce, w cichym kościele byłoby przesadą.
Ja bym tak nie zrobił.
Czy zgadzasz się z tym, że rapowana droga krzyżowa jest dla niszowego odbiorcy, który jednocześnie jest katolikiem i lubi hip-hop?
Na pewno prędzej sięgnie po to ktoś, kto odnajduje się w takiej stylistyce lub rósł na tej muzyce. Takim osobom rap może pomóc w wytworzeniu klimatu modlitwy. Czy to jest nisza? Ja bym nie ograniczał grona odbiorców tej drogi krzyżowej do ludzi Kościoła. Generalnie staram się tworzyć muzykę dla poszukujących. Sam rzadko słucham katolickich wykonawców. Bardziej szukam twórców, którzy potrafią nazwać coś po imieniu, celnie trafiają, niekoniecznie będąc ludźmi wierzącymi. Więc może i tak – jest to nisza, ale niekoniecznie tylko wśród katolików. Bardziej myślę tu o kimś, dla kogo taka hiphopowa droga krzyżowa będzie pierwszym krokiem w stronę Pana Boga.
Hiphopowe korzenie
Podejrzewam, że nie tylko odbiorcy takiej drogi krzyżowej rośli lub rosną na hip-hopie. Wykonawca też. Na kim się wychowałeś muzycznie?
Wiesz, ojciec to mi puszczał Pink Floyd`ów. (śmiech) Zasypiałem z nimi w uszach. Później poszedłem w stronę muzyki rockowej, ale był w tym też hip-hop. Słuchałem takich wykonawców jak Pięć Dwa, Peja, Trzeci Wymiar. Był też taki zespół z Warszawy, który nazywał się Fenomen.
Oj tak, ich płyta „Efekt” to dla mnie legenda…
Fajne jest też to, że np. Pięć Dwa nagrał niedawno dwie nowe płyty i wiesz, dobrze jest posłuchać ich czy innych gości po latach. Pierwsze płyty takich składów były często antyklerykalne czy antysystemowe, a teraz słuchasz panów, którzy są dziś po czterdziestce i widać w nich zmianę.
Ze współczesnych wykonawców jestem zachwycony każdą płytą Bisza. Dla mnie gość jest dziś w Polsce najlepszy jeśli chodzi o teksty i flow.
Rozważania „w nie swoich butach”
Słuchałem niektórych stacji waszej rapowanej drogi krzyżowej i myślałem: „Głos Krzyśka, ale to brzmi, jakby było pisane przez ojca rodziny, męża, jakiegoś pracownika korporacji”. Brałeś kartkę, długopis i wchodziłeś w nie swoje buty?
Generalnie historia była taka, że nasz brat Siarhei z Białorusi napisał rozważania, które słyszymy w ramach każdej stacji, a ja do nich dopisałem kawałki, stworzyłem warstwę muzyczną i nagrałem je razem z Klarą, której wokal tam słyszymy. Siarhei, pisząc rozważania, chciał, żeby to nie było tylko takie zasmucenie i wzruszenie się nad Panem Jezusem, ale uderzenie, zburzenie wygodnego świata, by znaleźć się konkretnie w postaciach Piłata, Szymona, płaczących niewiast. Kiedy usłyszałem w kościele te rozważania, od razu przyszło na myśl, że można to jeszcze spotęgować za pomocą kawałków hip-hopowych. Ta muzyka zasadniczo jest kojarzona z ulicą, więc to pomogło osadzić rozważania jeszcze bardziej w realnym świecie.
Do tego ja mam sporo znajomych, którzy są obok kościoła, byli w kościele, i rozmowy z nimi pokazują mi, jak bliskie sobie są nasze przeżycia, zmaganie się z codziennością. Dlatego stawiając się w danym utworze w roli ojca rodziny, czy pracownika jakiejś firmy, piszę o autentycznych sprawach mojego wnętrza i one współgrają z tym, co przeżywa człowiek bez habitu. Jesteśmy w innych miejscach, ale przeżywamy bardzo podobne rzeczy.
Rapowana droga krzyżowa – „oranie w sobie”
Siarhei chciał, żeby to nie było wzruszające, ale uderzające. Ty to jeszcze pogłębiłeś. Czy nie sądzisz, że miejscami tego uderzenia jest za dużo? Czy czasami nie lepiej było odpuścić z tematami zmagania, trudu, walki, smutku, upadków?
W tej drodze krzyżowej jest mocne oranie w sobie. W tym sensie chyba wiem, o co ci chodzi. Jeden z braci powiedział mi np., że jest po przesłuchaniu tej drogi krzyżowej zmęczony. To był dla niego emocjonalny wysiłek. Co ci mogę powiedzieć? Każdy ma jakieś miejsce swojego zmagania. Jedni bardziej tego doświadczają, inni mogą tego nie widzieć, ale w pewnym momencie ich życia zmaganie przychodzi. Mam świadomość, że te rozważania mogą wymęczyć, ale takie to ma być.
Wschodni akcent Siarheia dla mnie brzmi inaczej teraz, niż przed 24 lutego 2022 r. Ból i cierpienie, wokół których prowadzi rozważania ktoś z tamtych stron chyba mimowolnie stały się jeszcze bardziej realne.
Jasne. Widzimy tragedię Ukrainy. Rozmawiam w tym wszystkim z naszymi braćmi z Białorusi, skąd Siarhei pochodzi, i oni też w tym wszystkim bardzo cierpią. Słyszysz ten akcent i automatycznie przenosi cię to do zdjęć, które widzimy w mediach, informacji o cierpieniu Ukrainy. Zgadzam się, że historia dopisała dodatkowy element odbioru tych rozważań.
Rap – moja pasja i mierzenie się z sobą
Powiedz na koniec, jak to robisz, że, zajmując się jako ojciec duchowny postulantami w zakonie, ucząc w szkole specjalnej, organizując co roku Golgotę Młodych, spowiadając siostry zakonne, głosząc im konferencje, znajdujesz jeszcze czas na nagrywanie? Siła pasji?
Najpierw odpowiem ci od strony technicznej: kiedy piszę i nagrywam, staram się to robić większymi partiami – po paręnaście piosenek wokół jakiegoś konkretnego tematu. Taka optymalizacja. Generalnie mam to w nawyku, bo od nastolatka coś tam pisałem i grałem na gitarze. Teraz to jest świetne, że mogę sam zadbać o warstwę muzyczną, napisać i nagrać wszystko u siebie w celi. A przy okazji podenerwować trochę braci, którzy na drugi dzień powiedzą, że to już trochę za późno było… (śmiech)
Od strony wewnętrznej, dla mnie zawsze nagrywanie było mierzeniem się z samym sobą. To taka pomoc w przepracowaniu moich wewnętrznych zmagań, w których uświadamiam sobie działanie Pana Boga, bo wierzę, że On towarzyszy mi w każdym moim kroku. Mogę tego nie widzieć, nie doświadczać, ale On jest.