Życie religijne w Muzeum na Rakowieckiej
Anna Rasińska (KAI): W tym roku minie dokładnie pięć lat odkąd został Ksiądz mianowany kapelanem Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, jak Ksiądz podsumuje te lata?
Ks. Tomasz Trzaska*: Moją posługę, do której skierował mnie ks. kard. Kazimierz Nycz za zgodą mojego biskupa Janusza Stepnowskiego z Łomży, rozpocząłem dokładnie w 70. rocznicę śmierci rotmistrza Witolda Pileckiego, który został zamordowany 25 maja 1948 roku. Wówczas, na dziedzińcu dawnej mokotowskiej katowni, sprawowałem Eucharystię w intencji pana rotmistrza, w której wzięła udział jego córka, Zofia Pilecka. Dokładnie pamiętam ten dzień.
Myślę, że Rakowiecka, jest takim miejscem, w którym nie tylko buduje się pamięć o bohaterach, ale i środowisko wokół samego muzeum. Cieszy mnie, że życie modlitewne jest naprawdę mocnym i stałym elementem życia tej instytucji; sprawujemy tam regularnie Eucharystie i nabożeństwa, każdej ważnej rocznicy, każdej uroczystości państwowej towarzyszy modlitwa. Kierownictwo muzeum nigdy nie wstydziło się przywiązania do wiary, traktując ją jako element naszej narodowej tożsamości. Zresztą jest to również zgodne z tym, co wyznawali więźniowie polityczni osadzeni, torturowani i mordowani na Rakowieckiej. Było wśród nich również wielu duchownych; trzeba tutaj wspomnieć chociażby abp. Antoniego Baraniaka, bp. Czesława Kaczmarka, ks. Zygmunta Kaczyńskiego czy ks. Rudolfa Marszałka. Ale to przecież nie jedyne osoby duchowne więzione w tym miejscu.
Chciałbym podkreślić to jeszcze raz, że dla mnie, jako kapelana tego miejsca, niezwykle ważna jest jego duchowa strona. Szczególnie na początku mojej posługi (pełnionej społecznie) słyszałem niekiedy złośliwe pytania: Po co w muzeum kapelan? Czy eksponaty i mury potrzebują posługi kapłańskiej? A muzeum to przecież ludzie, środowisko, a także niezwykła potrzeba modlitwy za ofiary tej katowni. Każdy, kto był chociaż raz na Rakowieckiej wie, że nie da się wyłączyć Boga z doświadczenia historii tego miejsca.
Jak obecnie wygląda życie religijne w Muzeum na Rakowieckiej?
Co miesiąc, od września 2018 roku, w drugą niedzielę miesiąca, odprawiamy Eucharystię w intencji więzionych i pomordowanych w więzieniu na Rakowieckiej. To dla nas pewna istotna stałość. Te msze św. odbywają bez względu na okoliczności, nie przestaliśmy ich organizować nawet w czasach pandemii. Co miesiąc modlimy się także w intencji rychłej beatyfikacji abp. Antoniego Baraniaka. Odprawiamy nabożeństwa okazjonalne, jak np. w rocznicę śmierci rotmistrza Witolda Pileckiego, generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego i oczywiście 1 marca w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Te nabożeństwa nadają pewien rytm życia muzeum. A dla ludzi wierzących są okazją, by pomodlić się za ofiary właśnie w tym miejscu, w którym dokonał się ich bohaterski żywot. Musimy pamiętać, że stalinowscy więźniowie polityczni byli pozbawiani możliwości przeżywania praktyk religijnych, a dziś sprawujemy mszę św. pośrodku tego najstraszniejszego miejsca – Pawilonu X. To znak zwycięstwa dobra i prawdy nad zbrodnią komunizmu.
W tym właśnie Pawilonie X, w centralnym miejscu wisi obraz Matki Bożej Częstochowskiej, przekazany przez ojców paulinów na ręce Jacka Pawłowicza, ówczesnego dyrektora muzeum. W mrocznym gmachu ta delikatnie podświetlona jasnogórska ikona jest znakiem matczynej opieki Maryi i naszego zawierzenia. Zwiedzający z tego miejsca mogą także wziąć dla siebie w prezencie poświęcony różaniec. To taki nasz apel o modlitwę w intencji ofiar oraz powstającego muzeum.
Modlimy się nie tylko podczas Eucharystii. Niezwykłym doświadczeniem jest Mokotowska Droga Krzyżowa, którą odprawiamy przechodząc przez teren całego dawnego więzienia. Rozważania, przeplatane wspomnieniami więźniów i ich rodzin nie tylko powodują głębokie wzruszenie, ale też skłaniają do wdzięczności i modlitwy za tych, którzy tutaj cierpieli. Kilka lat temu napisaliśmy razem z Jarkiem Wróblewskim, pracownikiem muzeum, te rozważania i do dziś również my sami za każdym razem głęboko przeżywamy to nabożeństwo. Organizujemy również zaduszki „Za tych, którzy nie mają grobu…”, modlitwę różańcową i inne formy spotkań modlitewnych.
Różańce z chleba i ołtarz ukryty w szafie. Jak więźniowie stalinizmu pielęgnowali swą wiarę? [FOTOREPORTAŻ cz. 1]
W trosce o beatyfikację
Wspomniał Ksiądz o beatyfikacji bp. Antoniego Baraniaka, czy w Księdza opinii w najbliższym czasie możemy liczyć na to, że dołączy on do grona błogosławionych?
Jest to nasza nadzieja i gorące pragnienie, aby abp Antoni Baraniak został jak najszybciej błogosławionym i mógł być dla nas wyjątkowym patronem. Pamiętajmy, że to właśnie on – dosłownie i w przenośni – dźwigał na swoich plecach ciężar odpowiedzialności za Kościół w Polsce. Komuniści chcieli poprzez uwięzienie, poniżanie i brutalne przesłuchania (a było ich 145) wymusić na bp. Baraniaku zeznania obciążające prymasa bł. Stefana Wyszyńskiego. W naszym muzeum znajduje się wystawa poświęcona tej szczególnej postaci. Niebawem będziemy obchodzić 70. rocznicę aresztowania prymasa i bp. Baraniaka. Tego dnia w naszym muzeum Eucharystię będzie sprawował abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski i autor pierwszego tak bardzo obszernego opracowania, pt. „Teczki na Baraniaka”. Każdego 26 dnia miesiąca sprawujemy też mszę św. w intencji beatyfikacji bp. Antoniego, której przewodniczy ks. Jarek Wąsowicz, salezjanin.
Czy msze św. w intencji osób, które na Rakowieckiej były więzione i zamordowane, cieszą się dużym zainteresowaniem? Czy Polacy wciąż pamiętają o zasługach Niezłomnych i ich upamiętnieniu?
Bywa bardzo różnie. Staraliśmy się znaleźć odpowiedni dzień w miesiącu, aby jak najwięcej osób miało możliwość przybycia na naszą modlitwę. Pierwotnie gromadziliśmy się w drugą środę miesiąca wieczorem, ale wiele osób mówiło, że po dniu pracy ciężko znaleźć chwilę, aby jeszcze przyjechać na mszę św. Przenieśliśmy je zatem na drugą niedzielę miesiąca, bo przecież wtedy i tak idziemy na Eucharystię.
Zazwyczaj gromadzi się nas kilkanaście, kilkadziesiąt osób. Więcej jest nas wtedy, gdy jest szczególna okazja, na przykład 1 marca w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Wśród uczestników są osoby, które stale, od lat są na każdej Eucharystii. Za nich dziękuję Bogu w sposób szczególny. Swoją obecnością dają niezwykłe świadectwo prawdziwego oddania sprawie pamięci i modlitwy. Oczywiście cieszę się z każdej osoby, z drugiej strony czuję pewien niedosyt i pragnienie, by uczestników comiesięcznej, niedzielnej Eucharystii było więcej.
Mam także świadomość, że do wszystkiego się można „przyzwyczaić”, a zatem również do tego, że modlitwa na Rakowieckiej jest stałym elementem muzealnego kalendarza. I chociaż wierzę, że zawsze w tym miejscu będzie obecna Eucharystia, to musimy pamiętać, że nie zawsze tak było – jeszcze kilka lat temu było tu więzienie, a patrioci modlili się przed więzienną bramą. Dziś zawsze możemy tutaj przyjść, stąd mój apel, który kieruję do wszystkich, a szczególnie do środowisk patriotycznych, by byli obecni na tej Eucharystii sprawowanej w intencji więzionych i pomordowanych na Rakowieckiej. To jeden z wyrazów naszej wdzięczności, szacunku i pamięci. Zwłaszcza że lokalizacja muzeum jest tak dogodna i znajduje się ono na Mokotowie, można powiedzieć, prawie w sercu Warszawy.
Po nabożeństwie jest zawsze możliwość zwiedzania. Zobaczyć można cele, w których więziono i torturowano narodowych bohaterów, są tu pamiątki po nich, ich wizerunki, namacalne ślady ich obecności.
Informacje o wszystkich mszach św. i innych modlitewnych inicjatywach są dostępne na naszej stronie internetowej i w mediach społecznościowych muzeum. We wrześniu, w drugą niedzielę miesiąca, wypada akurat beatyfikacja rodziny Ulmów, więc comiesięczna msza św. jest przesunięta na 3 września. Serdecznie zapraszam do udziału.
Różańce z chleba i ołtarz ukryty w szafie. Jak więźniowie stalinizmu pielęgnowali swą wiarę? [FOTOREPORTAŻ cz. 2]
Lekcja patriotyzmu
Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL bez wątpienia jest wyjątkowym miejscem dla historii Polski. Dlaczego jeszcze warto je odwiedzić?
Muzeum (chociaż wciąż w organizacji) powstało w mokotowskim kompleksie więziennym, który był pierwotnie więzieniem carskim, potem, w czasie II wojny światowej był w rękach Niemców, a następnie komuniści urządzili tutaj areszt, a wewnątrz niego miejsca przeznaczone dla stalinowskich więźniów politycznych, których zwożono tutaj z całej Polski. Nie jest to zatem muzeum wybudowane „od zera”, lecz jesteśmy w autentycznych więziennych murach.
Osobom, które jeszcze tu nie były, mówię, że wizytę tutaj można przyrównać do wizyty w dawnym obozie Auschwitz. To wstrząsające i głębokie przeżycie skali męczeństwa, jakie ponosili polscy patrioci czasów stalinowskich i późniejszych. Wychodzący często przyznają, że do tej pory nie zdawali sobie sprawy, że tak bolesne miejsce istnieje na mapie Warszawy. Dodatkowo zwiedzający mogą osobiście przejść więziennymi korytarzami, wejść do cel, podziemi czy przejść dziedzińcem więziennym. Wstęp jest wolny, a zasady odwiedzin dostępne są na naszej stronie internetowej. Nie sposób opisać jest całość doświadczenia tego miejsca, dlatego serdecznie zapraszamy do przybycia. Nasi przewodnicy w sposób niezwykle opisowy i wrażliwy przedstawiają historię, ale i sylwetki osób tutaj więzionych.
Razem z dyrektorem prof. Filipem Musiałem niebawem skierujemy na ręce rektorów seminariów duchownych zaproszenie do odwiedzenia tego miejsca razem z alumnami. Mamy świadomość, że taka wizyta pozwoli jeszcze dojrzalej przygotować się do kapłaństwa i kształtować postawę patriotyczną u siebie i innych. Mamy świadomość jak bardzo ważne jest odkrycie relacji między wiarą a miłością do ojczyzny.
Wiele osób podważa heroiczność cnót chociażby Żołnierzy Wyklętych, powtarzając za ludową propagandą, że byli oni bandytami, złodziejami itd. Jak obalić takie krzywdzące argumenty?
Wiem, że to, co odpowiem może być trochę przykre dla niektórych, zacznę zatem od przykładu: kilka tygodni temu usłyszałem pytanie o to czy w Polsce, o Żołnierzach Wyklętych będzie się mówić z takim szacunkiem, jak o Powstańcach Warszawskich? Chociaż bardzo bym tego chciał, to myślę, że tak się jednak nie stanie. Powstańcy Warszawscy walczyli przeciwko okupantowi zewnętrznemu, Niemcom i ich kolaborantom. Żołnierze podziemia antykomunistycznego walczyli przeciwko tym, którzy służyli utrwalaniu władzy komunistycznej, przeciwko aparatowi stalinowskiemu, który tworzyli w większości Polacy. Oczywiście! Mocodawcami, autorami i nadzorcami byli funkcjonariusze sowieckiej bezpieki, ale cały aparat bezpieczeństwa budowano w oparciu o „służbę” wielu polskich obywateli. Stąd w Polsce widzimy spadkobierców tradycji „niepodległościowej” i tych, którzy swoją karierę budowali w oparciu o system zależności wobec zewnętrznego (w tym wypadku sowieckiego) mocarstwa. Nie podejrzewam, że dojdzie tutaj do jakiegoś szczególnego kompromisu.
Faktem jest, że żołnierze podziemia antykomunistycznego, poza walką z funkcjonariuszami bezpieki prowadzili też działalność informacyjną, ale też represyjną wobec kolaborantów komunistycznej władzy. Dotyczyło to szczególnie tych, którzy donosili na sąsiadów do władzy ludowej, prowadzili szkodliwą działalność czy też gorliwie utrwalali narzucony ustrój komunistyczny. Owe represje ze strony podziemia niepodległościowego mogą zostać nazwane w międzypokoleniowym przekazie jako działalność bandycka czy zbrodnicza. Dodatkowo pamiętajmy o niezwykle silnie rozwiniętym aparacie propagandy komunistycznej, która stale działała w obszarze budowania czarnego wizerunku wrogów władzy ludowej.
W tym roku obchodzimy 77. rocznicę zamordowania Danuty Siedzikówny ps. Inka. To znana nam wszystkim niespełna 18-letnia sanitariuszka, która po brutalnym śledztwie została zamordowana wyrokiem komunistycznego sądu. Zważmy tutaj te dwie perspektywy – konspiracyjna działalność na rzecz niepodległości Państwa Polskiego, a po drugiej stronie zbrodnicza i bezwzględna działalność komunistycznego aparatu represji, który morduje nastoletnią sanitariuszkę za służbę w podziemiu. A przecież setkami możemy tutaj przywoływać przykłady takiego bezprawia. Nikt intelektualnie uczciwy nie może wyrazić pozytywnego sądu o ludowej władzy czasów stalinowskich.
Pamięć o bohaterach musi być przekazywana
Posługuje Ksiądz w miejscu, gdzie zło było wręcz namacalne. Gdzie torturowano narodowych bohaterów, wykonywano na nich wyroki śmierci, gdzie Żołnierze Niezłomni dostawali kulę w tył głowy. Czy nie czuje Ksiądz gniewu, czy też nienawiści wobec zbrodniarzy, którzy dokonali tych haniebnych czynów? Jak radzi sobie Ksiądz z takimi emocjami?
Przyznam, że to pytanie słyszę na Rakowieckiej dosyć często – jak sobie poradzić z tym gniewem, z nienawiścią. W tym kontekście przychodzą mi do głowy słowa Zbigniewa Herberta z „Przesłania Pana Cogito”, które brzmią: „ A gniew Twój bezsilny niech będzie jak morze / ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych”. To właśnie dla mnie jest ten „bezsilny gniew”. Większość zbrodniarzy nie poniosła żadnej odpowiedzialności za swoje nikczemne czyny. Wiemy, że tej sytuacji nie da się już odwrócić. Nie wrócimy życia ofiarom. Ba! Wolnej Polsce nie udało się w zasadzie ukarać sprawców. Emocje, które kojarzymy z gniewem są tutaj bardzo uzasadnione.
W tej sytuacji przywołuję dwa rozwiązania. Pierwsze, bardziej psychologiczne, polega na odpowiedzeniu sobie na pytania: „Wobec czego czuję gniew?” oraz: „Co mogę z tym gniewem zrobić?”. Nie mogę cofnąć czasu, ukarać nikogo, ale mogę te emocje przełożyć na pracę na rzecz Polski, np. poprzez upamiętnienie tych ofiar, dokładne poznanie ich historii, przekazywanie jej innym i kultywowanie jej przez uczestnictwo w różnych uroczystościach. W ten sposób swój gniew można przekuć na coś pozytywnego.
Drugie rozwiązanie jest bardziej religijne. Sam musiałem dojrzeć do tej prawdy i zrozumieć, że Pan Jezus umarł również za tych oprawców. Umarł na krzyżu za nas, ale i za nich, za wszystkich grzeszników. Skoro więc Pan Bóg nie odmawiał nikomu możliwości zbawienia, to również i my powinniśmy walczyć z gniewem i nienawiścią w sobie, mówiąc: „Niech was Pan Bóg osądzi. On będzie wiedział najlepiej jak osądzić wasze czyny”. Takie podejście daje pewne uczucie ulgi. Podejście, że nie ja muszę w sercu wydać osąd, nie ja podejmuję decyzję kto kim był.
Oczywiście mogę nazwać jego czyny. Uznać, że były to niegodziwe zbrodnie, ale resztę musimy zostawić Panu Bogu. A sami powinniśmy zająć się tą pozytywną działalnością, żeby przez naszą bezczynność i zaniechania nie doprowadzić do tego, czego chcieli komuniści – żeby o Żołnierzach Wyklętych zapomniano. Jeśli sami nie uczestniczymy w uroczystościach, które ich upamiętniają, nie znamy ich historii, nie przekazujemy jej dalej, wpisujemy się w pragnienia komunistów, żeby już nigdy o nich nie mówiono.
Co nam przyjdzie z gniewu, jeśli kolejne pokolenia nigdy nie usłyszą o Wyklętych? Czy – jeśli tak się stanie – nie spełni się mroczny zamiar władzy komunistycznej, by tamto niezłomne pokolenie zostało na zawsze zapomniane? Teraz jest czas, by o tym pomyśleć.
„Ponieważ żyli prawem wilka. Historia o nich głucho milczy” – to również fragment wiersza Zbigniewa Herberta, często cytowany w kontekście Żołnierzy Wyklętych. Czy myśli Ksiądz, że w ostatnich latach pamięć o bohaterach tamtych czasów została przywrócona?
Z pamięcią o bohaterach jest podobnie jak z wiarą. Jeśli jest ona prawdziwie przekazywana z pokolenia na pokolenie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie niesiona przez pokolenia i wieki. Ale jeśli tylko jedno czy drugie pokolenie rodziców uzna, że wiarę każdy musi znaleźć sobie sam i nie jej nie przekaże wtedy dzieci będą niestety niewierzące.
Podobnie jest z pamięcią historyczną i szerzej, z patriotyzmem. Można oczywiście wypracować sobie taką postawę samodzielnie, ale to są raczej rzadkie przypadki. Częściej jest ona przekazywana przez rodziców, szkołę, państwo. Jeśli my nie wykonamy naszych zadań należycie, wówczas kolejne pokolenia Polaków będą patriotycznie „niewierzące” i pamięć zaginie. Ona pozostanie w książkach stojących obok pięknego wydania Biblii, po którą nikt nie sięga.
Wołam zatem i proszę, jako kapelan miejsca uświęconego krwią i ofiarą tak wielu Polaków – nie zwalniajmy się nigdy z obowiązków wobec ojczyzny! Niech nas nie zwalnia brak czasu, nadmiar obowiązków czy myśl, że udało się osiągnąć coś, czego nie naruszy czas. Adam Mickiewicz pisał w Konradzie Wallenrodzie, że „pieśń ujdzie cało”. Ale ktoś tę pieśń musi śpiewać. Ktoś Polskę musi ponieść w kolejne pokolenia. Obyśmy to byli my.
Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL
Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL to muzeum historyczne powstające w Warszawie, gromadzące pamiątki związane z historią żołnierzy wyklętych, powojennego podziemia antykomunistycznego oraz organizacji niepodległościowych z czasów PRL. Mieści się na ul. Rakowieckiej 37, w budynkach zbudowanego na początku XX wieku więzienia mokotowskiego, wówczas jednego z najcięższych na terenie całego zaboru rosyjskiego.
W nieludzkich warunkach więziono tam, przesłuchiwano, a w końcu zamordowano zastępcę Komendanta Głównego AK, generała Augusta Fieldorfa „Nila”. Taki sam los spotkał legendarnego rotmistrza Witolda Pileckiego, mjra Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, abp. Antoniego Baraniaka członków Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” z płk. Łukaszem Cieplińskim ps. Pług oraz wielu innych polskich bohaterów.
*Ks. Tomasz Trzaska – kapelan Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL
Rozmawiała Anna Rasińska / Warszawa