Męka Jezusa, którą rozważamy w Wielkim Poście, to przejmująca opowieść o ludzkim ciele. O jego godności, znaczeniu i o tym, jakiego traktowania potrzebuje. To ważne, by dojrzeć sens cierpienia Boga już teraz, na początku Wielkiego Postu, bo rzuca ono światło na to, jak możemy w tym czasie pogłębić relację z własnym ciałem. Tym bardziej, że w potocznym rozumieniu Wielki Post polega na wprowadzaniu opozycji pomiędzy „ciałem i duchem”.
Ciało skazane na śmierć
Droga Jezusa, od pojmania do Jego śmierci na krzyżu, może uwrażliwiać nas na to, czego nie wolno czynić ludzkiemu ciału. Nie wolno więc ciała skazywać na śmierć – i dosłownie, ale również poprzez takie życie, jakby ono nie istniało i nie było częścią nas samych. Posiadanie relacji z własnym ciałem oznacza przyjęcie go. Odnalezienie go – czasem po wielu latach lub dekadach – rozłąki.
Co mówi mi moje ciało?
To odnalezienie i ocalenie przed skazaniem na śmierć w zapomnieniu zaczyna się od zauważenia. Nie jako kłopotliwego dodatku do życia, ale jako rzeczywistości, którą jestem. Od pierwszej do ostatniej komórki, w której przebiegają miliony procesów, wprawiających w zachwyt nad cudem życia.
Potem można wreszcie powoli zaczynać je czuć – nie tylko w pięknie, jakie dochodzi przez zmysły wzroku, słuchu, dotyku i podniebienia. Można próbować poczuć, co moje ciało chce mi opowiedzieć o rozmaitych sytuacjach dnia, o tym, co przeżywam, co się ze mną dzieje i czego potrzebuję. Czy mieszka w nim lęk, czy ma dość liczby spraw, w jakie się angażuję, czy może rozsadza je złość płynąca z zanurzenia w okoliczności kompletnie niespójne z mapą moich najgłębszych wartości.
Łagodny dotyk zamiast poganiania?
Może odkryję, że mieszka w moim ciele pragnienie dobrego traktowania i opieki. Nakarmienia tym, od czego poczuje się lepiej: przygotowaną z miłością potrawą, odpoczynkiem, ale i poczuciem sensu, życiodajnym słowem i wsparciem. Może okaże się, że moje ciało potrzebuje dłoni położonej na ramieniu, a nie smagania go biczem samopogardy i poniżenia.
Gdy pobędę z nim chwilę dłużej, może da mi znać, że chciałoby łagodnego dotyku, a nie poganiania. Tempa, które jest dla niego osiągalne, a nie marszobiegu. Może też okazać się, że przeciwnie – że moja ciało potrzebuje aktywności i działania zamiast bezsilności i bezruchu. Przestrzeni, w której mogłoby się wyprostować i rozciągnąć, dając mi znać o sięgających daleko pragnieniach – zamiast kurczyć się i pochylać wobec presji oczekiwań całego świata i moich wobec siebie.
Wielki Post: rezygnacja z ciała?
Moje ciało mogłoby mi powiedzieć, że potrzebuje okrycia go troską. Szacunku dla intymności – zamiast odarcia z szat ocenami, że jest niewystarczające, zawodne, zbyt ludzkie. Że przypomina mi o istniejącej we mnie seksualności, która potrzebuje zrozumienia i zaopiekowania.
Niektórzy odczytują krzyż Jezusa jako zaproszenie do odmówienia ciału miejsca we własnym życiu i praktykowania wrogości wobec niego. Dobrze sobie wtedy uświadomić, że tę mękę zgotowali Jezusowi ludzie, dla których ludzkie życie znaczyło niewiele. Ci sami, którym przepisy, ofiary i całopalenia przesłoniły relację z Bogiem. Skazali Go na śmierć, bo zagrażał systemowi opartemu na wyśrubowanym prawie wyzutym z miłosierdzia. Wbrew temu systemowi łuskał kłosy w szabat i w szabat uzdrawiał; przyjmował ludzi z ich biedą, przywracając im poczucie własnej godności i nadzieję.
Obserwuj granice
Co konkretnie mogłoby znaczyć dla nas budowanie relacji z własnym ciałem w Wielkim Poście? Może moglibyśmy zrobić coś, by nie skazywać go na mękę? Przy podejmowaniu decyzji o tym, co zrobimy tego dnia, sprawdzać, jak się to ma do naszych możliwości. Szanować je, gdy mówi „stop”, pokazując nam, gdzie leżą nasze granice i na co nie chcemy się zgodzić w relacji z innymi ludźmi.
Wsłuchanie się we własne ciało może pomóc nam odkryć mapę uczuć, które potrzebujemy zrozumieć i zaopiekować w sobie: tłumioną złość, przeciążający lęk albo smutek, który prosi o opłakanie strat, jakie ponieśliśmy. Szczególnie cenne może być zatrzymanie przy głodzie ciała, jaki zaspokajamy przy pomocy strategii, które nic nie wnoszą lub też wyrządzają nam szkodę, jak: przejadanie się, nadużywanie substancji psychoaktywnych, przesiadywanie w Internecie itd.
Zgoda na własną cielesność
Znaczy to, że brakuje nam sposobów na regulowanie emocji. Zamiast dowalania sobie – dobrze wtedy pochylić się ze współczuciem nad tym, co jest dla mnie tak trudne, że potrzebuje uśmierzenia. Czasem potrzeba to zrobić ze specjalistą, podobnie jak wtedy, gdy trudno nam odzyskać kontakt z własnym ciałem z powodu wydarzeń, przez które go utraciliśmy (jak trauma jednorazowa czy wielokrotna).
Bóg, który nie był autorem tortur, jakie zgotowano Jego synowi, nie chce, byśmy traktowali własne ciało tak, jak zrobili to oprawcy Jezusa. Jedynie pogodzeni z własnym ciałem potrafimy prawdziwie kochać, posiadać wolność dawania i okazywać empatię innym ludziom.
***
By pomagać sobie i Wam spotykać się w Wielkim Poście z Bogiem, który jest miłością, przygotowałam Kalendarz na Wielki Post, który można pobrać tu: