Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Rozmowa z siostrą Esterą Wosińską ze Zgromadzenia Uczennic Boskiego Mistrza w Częstochowie.
Tłusty czwartek i nauka umiaru
Iwona Flisikowska: Siostro, ile mogę zjeść pączków w tłusty czwartek?
S. Estera Wosińska: Myślę, że trzeba jeść z umiarem. Może tobie jeden pączek wystarczy? Ale jedno jest pewne: jemy „do syta”. Tym bardziej, że żyjemy w czasach, gdy wiele produktów nie jest zdrowych, a my jesteśmy na co dzień bardzo zabiegani i może czasem nie mamy zwyczajnie siły, aby pomyśleć, jak zdrowo się odżywiać. Jak przygotować zbalansowaną dietę.
Jeśli już mówimy o diecie, to korzystamy często z żywienia „pudełkowego”. Albo jemy w biegu, często korzystając z fast foodów, bo nie mamy czasu. Popadamy w bulimię lub anoreksję. W mediach często lansuje się taki obraz, który zaczyna być już presją: aby się nie starzeć i zawsze modnie i ładnie wyglądać. A „najpiękniejsze”, godne naśladowania postacie, to młode i bardzo szczupłe modelki.
Ale… nie dajmy się zwariować. Święci praktykowali święty umiar we wszystkim. Potrafili się zatrzymać i uczyli się dobrych wyborów. Starali się naśladować Pana Jezusa oraz podążać za Jego słowami o tym, że Jego pokarmem jest pełnienie woli Ojca.
Człowiek jest istotą cielesno-psychiczno-duchową. I dlatego warto pamiętać o wewnętrznej harmonii. Być może zadajemy sobie w tym momencie racjonalne pytanie: ale co te szczytne ideały mają wspólnego z tym tłustym czwartkiem i pączkiem?
Z pozoru nic, ale gdy sięgniemy do tradycji tłustego czwartku, to gdzie nas to zaprowadzi? A choćby do tego, że ta tradycja przypomina nam, iż coś się kończy, a zaczyna się coś nowego. Dla ludzi wierzących kończy się karnawał, a zbliża okres Wielkiego Postu, czyli czas zastanowienia nad sobą w relacji z Panem Bogiem. Czas rozmyślania, czas wyciszenia i medytacji nad Męką Pana Jezusa oraz tajemnicą zbawienia.
Także czas pokuty, wynagrodzenia Panu Bogu i ludziom za zło, które się uczyniło lub za brak dostatecznej miłości bliźniego: tu mam na myśli nie tylko najbliższą rodzinę, wspólnotę czy przyjaciół. Nasza przemiana i życzliwość niech będzie widoczna w zatłoczonym tramwaju, uciekającym przed nosem, wcześniej ruszającym autobusie, niesympatycznym szefie w pracy czy wtedy, kiedy spotyka nas niezrozumienie lub brak miłości i akceptacji.
Nauki św. Hildegardy z Bingen
Jest siostra zwolenniczką m.in. diety św. Hildegardy z Bingen. Ciekawe czy znana święta piekła ciasta, smażyła pączki…
To, co zrozumiałam z nauki i całego duchowego bogactwa, a także doświadczenia św. Hildegardy, mogę ująć w dwóch słowach: harmonia i dobry wybór. Mniszka polecała dobre produkty, które daje natura, by leczyły człowieka, a nie polecała tych, które by szkodziły jego zdrowiu.
Wiem, że wśród przepisów kuchni według świętej z Bingen są i te na różne wypieki: ciasta, a nawet pączki i faworki, ale przygotowywane z produktów przez nią polecanych, takich jak zdrowa mąka orkiszowa i wybrane przyprawy.
Sama święta bardzo polecała i pewnie wypiekała dla siebie i swoich sióstr w klasztorze tzw. „ciasteczka radości”, które spożywa się do dzisiaj pod koniec tzw. postu wg św. Hildegardy lub w innym czasie – aby powróciła do nas, jak tłumaczyła słynna „dietetyczka”, radość ducha.
Pączki: smaki dzieciństwa
Czy siostra będzie smażyła pączki na tłusty czwartek i czy ma siostra jakiś swój ulubiony przepis?
Jeśli znajdę czas, aby usmażyć pączki, to na pewno właśnie według przepisu św. Hildegardy. I na pewno w większej liczbie, aby poczęstować siostry z mojej wspólnoty. A także moich przyjaciół, którzy lubią „dietetyczne” pączki (śmiech).
Chętnie też usmażyłabym faworki, również związane z tradycją tłustego czwartku. Jeśli nie zdążę – z racji codziennej posługi zakonnej – to powspominam, jak to fajnie było, gdy mama je pieczołowicie smażyła przez kilka godzin. Jaka to była – wręcz cudowna – rodzinna atmosfera.
Pamiętam, że to wymagało zaangażowania, skupienia, uwagi. Każdy raczej sam starał się smażyć pączki w rodzinie według swoich przepisów, kultywowanych i przekazywanych od babci czy prababci. Dla mnie to było coś nadzwyczajnego. A poprzedzały to specjalne przygotowania, takie jak zakup odpowiednich produktów itp. Wymagało to czasu i – co tu dużo kryć – zwyczajnie wysiłku w wyrabianiu ciasta, kształtowaniu pączków z nadzieniem, najczęściej różanym.
A na koniec radosne oczekiwanie z ciągłymi pytaniami do mamy, kiedy wreszcie ten pączek wystygnie i można go będzie skosztować. Ocenić, czy udało się dobrze wysmażyć, czy jest jak zwykle dobry. Tak, pychota! Lubiłam, gdy w pączku było dużo marmolady. Ujmując w dwóch słowach, znanych chyba przez wszystkich: smaki dzieciństwa.
Do dzisiaj mam w sercu wdzięczność do minionych pokoleń, że ta piękna tradycja się zachowała i została nam przekazana.
Tutaj małe życzenie dla wszystkich, którzy będą jednak stać w kolejkach za dobrym pączkiem, aby ten czas wykorzystali właśnie na zadumę nad wartościami, o których mówi nam ta tradycja i życzę smacznego pączka, może takiego, jak te z dzieciństwa!