W świecie, w którym ludzie wyrażają tak wiele oczekiwań wobec relacji romantycznych, potrzebujemy sobie przypomnieć, jak życiodajną więzią jest przyjaźń.
Gdy na zmianę słyszymy o micie „drugiej połówki” (jakbyśmy byli co najmniej wybrakowani) albo o byciu dla siebie samych całym światem (jestem samowystarczalny i nikogo nie potrzebuję), to właśnie przyjaźń uświadamia nam, że nie da się funkcjonować ani w oparciu o jedną relację, ani też w osamotnieniu. I nie chodzi mi tutaj o przyjaźń wyidealizowaną, na całe życie i „od serca” – choć i takie się pewnie zdarzają. Chcę napisać o takiej zwykłej, codziennej jak chleb powszedni więzi, którą budują małe gesty i upływ czasu.
Przyjaźń to najbardziej bezinteresowna relacja, jaka istnieje
W przyjaźni nie liczy się wiek, wykształcenie czy status społeczny. Przyjaciele nie muszą być do siebie podobni jak dwie krople wody. Przeciwnie: może różnić ich niemal wszystko. Przyjaźń to najbardziej bezinteresowna relacja, jaka istnieje: kochamy kogoś za to, kim jest, a nie ze względu na to, co może nam dać.
Słowo „przyjaźń” ma swoje źródło w prasłowiańskim prьj-a-ti, co oznacza: „lubić, sprzyjać”. Głęboka sympatia w przyjaźni łączy się z życzliwością. Przyjacielowi kibicujemy z głębi serca, bezwzględnie chcąc jego dobra. Nosimy go w sercu, nawet jeśli dzieli nas duża odległość albo nie widujemy się zbyt często.
Przyjaźń nie jest na "wyłączność"
W odróżnieniu od relacji romantycznych, przyjaźń nie generuje aż tak dużego napięcia, jakie towarzyszy nam w miłości chociażby wtedy, gdy potrzebujemy sprawdzić czy druga strona nadal darzy nas tym samym uczuciem. Przyjaźń nie jest też relacją na wyłączność, w której rezerwujemy sobie danego człowieka, tak by nie mógł już z nikim innym się przyjaźnić (a jeśli tak się dzieje, świadczy to o naszej niedojrzałości).
Jeśli zależy mi na czyimś dobru, to życzę mu/jej wielu głębokich, karmiących relacji, w tym również przyjaźni z innymi ludźmi. Prawdziwa przyjaźń nie zniewala i nie jest zaborcza, bo warunkiem istnienia i rozwoju tej relacji jest właśnie zostawianie drugiemu człowiekowi przestrzeni na wolność. Ale żeby to było możliwe, potrzebne jest zaufanie. Ufać przyjacielowi – to wierzyć w jego dobre intencje, w to, że jesteśmy dla niego ważni, że nie zdradzi naszych sekretów, nie zapomni, nie zniknie. Ufać – to także nie potrzebować wciąż tego wszystkiego sprawdzać.
Mam przyjaciela, więc nie musi mnie lubić cały świat
Przyjaźń to zaplecze konieczne do szczęśliwego życia, daje ona bowiem poczucie oparcia i bezpieczeństwo na czas wyzwań czy niepowodzeń. Jeśli mam kilka naprawdę bliskich osób, nie musi mnie lubić cały świat. Gdy wiem, że są wokół mnie ludzie, którzy mnie akceptują takim, jakim jestem: świętują ze mną moje sukcesy i opłakują straty – w naturalny sposób przybywa mi odporności psychicznej. Siła psychiczna wynika z tego, jaką mam relacją ze sobą samą/samym (na ile siebie lubię i szanuję; na ile wierzę, że sobie poradzę). Ale tego lubienia siebie uczymy się przecież także dzięki temu, że ktoś nas ceni i szanuje. I jest przy nas w momentach pełnych blasku, ale i tych, gdy wydaje się nam, że takimi, jakimi jesteśmy w tym momencie, nie da się nas przyjąć.
Kiedy rozmawiam z ludźmi, wielu zadaje pytanie o to, gdzie znaleźć przyjaźń. Odpowiedziałabym, żeby przyjrzeć się dobrze temu, co jest już w naszym życiu obecne. Mając tyle lat, ile mamy, przechodząc przez kolejne szkoły, studia, miejsca pracy czy realizacji naszych pasji, bez przerwy spotykamy przecież jakiś ludzi. Wiadomo, że nie ze wszystkimi poczujemy tzw. chemię, ale na pewno z częścią z nich kontakt jest dla nas łatwiejszy i mamy z nimi więcej tematów do rozmowy.
Jesteś otwarty czy zamknięty na przyjaźń?
Może więc nie chodzi o to, że w naszym życiu nie pojawiają się ludzie, ale o to, co takiego zadziewa się w nas samych, że nie otwieramy się na bliskość albo budujemy ją na warunkach, które nie sprzyjają rozwojowi przyjaźni. Warto sprawdzić czy przypadkiem nie uciekamy gdzie pieprz rośnie, gdy ktoś się do nas serdeczniej uśmiechnie. Czy nie zdarza się nam, że mamy chęć wymienić się numerami z osobą, która budzi naszą sympatię, ale koniec końców tego nie robimy? A może potrzebujemy skorygować nasz wewnętrzny radar, bo nieumiejętnie namierzamy ludzi, pakując się w relacje, które słabo rokują? Być może wybieramy ludzi, którzy zarzucają nas swoimi problemami, są wiecznie nieszczęśliwi albo apodyktyczni i roszczeniowi?
Ks. Krzysztof Grzywocz napisał, że można sprawdzić, na ile w moim życiu obecna jest przyjaźń, poprzez zadanie sobie pytania: „Kto się o mnie troszczy?”. Możliwe, że trudno nam doświadczyć przyjaźni, bo w relacjach przejmujemy rolę opiekuna innych ludzi i nie potrafimy przyjmować – ani komplementów, ani pomocy, ani życzliwości. Zupełnie jakbyśmy za wszelką cenę chcieli uniknąć zaciągnięcia u kogokolwiek długu. Wówczas lęk przed tym, by od kogoś zależeć, sprawia, że nie możemy doświadczyć, jak to jest móc się na kimś prawdziwie oprzeć.
Przyjaźń to nie pranie najtrudniejszych życiowych tematów
Warto też sprawdzać, co my wnosimy do bliskich relacji i czy nie traktujemy ich jak darmowej psychoterapii lub pralki do wrzucania najtrudniejszych, życiowych tematów. Jeśli w naszym życiu pojawiają się jakieś poważne problemy, lepiej zaopiekować je wspólnie ze specjalistą, a przyjaźnie zostawić jako miejsce, w którym świętujemy różne – nie tylko czarne – strony życia.
Przyjaźń zaczyna się zwykle od małych rzeczy. Od wspólnego słuchania śpiewu ptaków, wypicia filiżanki kawy czy opowiedzenia o książce, którą ostatnio czytaliśmy. Czy można się zawieść? Pewnie tak, ale szanse na to maleją, jeśli obie strony są gotowe rozmawiać o tym, co jest dla nich trudne, jak również słuchać perspektywy drugiej strony. W przyjaźni powierzamy sobie nawzajem swoją kruchość, w nadziei, że nie zostanie ona zraniona. Czy wobec tego bezpieczniej tego nie robić? Nie, bo bez przyjaźni życie staje się samotną podróżą przez pustynię.