Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że w modlitwie przeciętnego katolika zazwyczaj dominuje prośba. Po części to zrozumiałe. Prosimy Boga, bo mamy wiele potrzeb; bo doświadczamy wielu życiowych trudności, braku bezpieczeństwa, niepewności; bo cierpimy na różne dolegliwości i dotykają nas rozmaite choroby.
Liczymy więc, że Ten, który jest wszechmocny, wysłucha naszej prośby i odpowie swym błogosławieństwem. Mamy nadzieję, że dzięki wytrwałej modlitwie nasze problemy znikną, że przyjdzie uzdrowienie, a Bóg w nadprzyrodzony sposób zainterweniuje w naszym życiu.
Potrafimy prosić długo, wytrwale, intensywnie. Po co? Oczywiście nie po to, aby Boga o naszych sprawach poinformować. W końcu On zna naszą sytuację doskonale – o wiele lepiej niż my sami. Nie po to również, aby coś „ubłagać”. Bóg nie jest skąpym suwerenem, u którego musimy wyżebrać jakieś „łaski”, a On udzieli nam ich lub nie – wedle swego kaprysu – ewentualnie przychylając się do naszej prośby, gdy się szczególnie do tego proszenia przyłożymy. Taki obraz Boga to fałsz.
W rzeczywistości On chce nam dać o wiele więcej niż możemy przyjąć, a kłopot polega na tym, że my właśnie z owym przyjmowaniem mamy największy kłopot – często nie potrafimy tego czynić we właściwy sposób.
Dlaczego Boga warto wciąż o coś prosić?
Dlaczego zatem prosimy? Bo prosząc niejako „udostępniamy” Bogu te obszary naszego życia, które potrzebują Jego szczególnego działania. Bóg liczy się z naszą wolnością i szanuje ją, a my, w sposób wolny, pozwalamy Mu wkraczać tam, gdzie sami sobie nie radzimy.
Nierzadko prosimy więc przez dłuższy czas, bo potrzebujemy tego, żeby bardziej zaufać i pełniej otworzyć się na Jego działanie. Niestety, nie zawsze potrafimy zachować w tym właściwą miarę. Czasami tak bardzo skupiamy się na prośbie, że zamiast otwierać się w niej na Boga, jeszcze bardziej zasklepiamy się w sobie, w naszych wąskich myślowych schematach, w lękowych wyobrażeniach i przywiązaniach do takich rozwiązań, których kurczowo się trzymamy, próbując je również narzucić Bogu.
Jak zatem zachować w tym właściwą miarę?
Modlitwa uwielbienia
Słowo Boże daje nam konkretne przykłady. Z jednej strony podkreśla wagę wytrwałej modlitwy prośby, z drugiej jednak uczy dojrzałej i wolnej postawy duchowej, która modlitwie prośby powinna towarzyszyć, a nawet dominować w naszej relacji z Bogiem.
Chodzi mianowicie o modlitwę uwielbienia. Pismo Święte pełne jest jej przykładów i ma wiele określeń na jej opisanie. Poruszający jest chociażby przykład pasterzy, którzy doświadczyli w Betlejem spotkania z nowonarodzonym Synem Bożym i wracali później δοξαζοντες και αινουντες (doksazontes kai ainountes) – „oddając chwałę i wielbiąc” Boga (Łk 2,20).
Co takiego szczególnego jest w modlitwie uwielbienia? Przede wszystkim jej bezinteresowny charakter. Gdy prosimy, mamy w tym jakiś interes – chcemy coś uzyskać dla siebie lub dla innych. Uwielbiając, nie kierujemy się niczym dla siebie. Wysławiamy Boga dlatego, że On jest, i że jest właśnie taki: wszechmocny, doskonały, dobry, kochający.
Uwielbiając, stajemy się jak dzieci, które wtulają się w ramiona Ojca. Nie musimy wówczas zajmować się swoimi sprawami, bo ufamy, że On sam zatroszczy się o nas. Skupiamy się więc na Nim i to właśnie On staje w centrum naszej modlitwy.
Możemy więc Boga uwielbiać w odruchu wdzięcznego serca – doświadczając od Niego jakiejś dobroci – ale też bez przyczyny, a nawet w trudzie i bólu, w samym środku cierpienia. Wtedy nasze uwielbienie staje się heroiczne i ogromnie wzrusza serce Boga.
Wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba
Znamienny jest przy tym fakt, że Boża chwała rozumiana jest w teologii jako pełne majestatu i mocy objawianie się Bożej obecności. Oddawanie Bogu chwały – uwielbienie – oznacza rozpoznawanie blasku tej obecności nie tylko w wielkich wydarzeniach i znakach, ale także w drobnych epizodach naszego życia, a nawet w największych ciemnościach.
Wówczas nasze uwielbienie ma szczególną wartość. Przypomina bowiem wołanie psalmisty, który modlił się: „Sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie, a noc jak dzień zajaśnieje: mrok jest dla Ciebie jak światło” (Ps 139,12).
I paradoksalnie, właśnie w takiej modlitwie, gdy nie skupiamy się na sobie lecz na Bogu, najwięcej otrzymujemy. W końcu nie na darmo mówi Pismo Święte: „Wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw nim Go poprosicie” (Mt 6,8).