Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
"Osoby mające rodzinę są dwa razy rzadziej samotne niż te bez rodziny. Wydaje się, że to stwierdzenie to banał, ale warto je podkreślić, bo dzisiaj wielu młodych ludzi uważa, że rodzina nie jest im potrzebna do szczęścia” – mówi w wywiadzie Michał Kot, dyrektor Instytutu Pokolenia.
Jak zmierzyć samotność?
Joanna Operacz: Do tej pory za kraje dobre do socjologicznych badań nad zjawiskiem samotności uchodziły Japonia i Szwecja. Okazuje się jednak, że Polacy również są bardzo samotni.
Michał Kot: Wszystkie kraje rozwinięte zmagają się z tym problemem. W Japonii istnieje nawet Ministerstwo ds. Samotności i Izolacji, a w Wielkiej Brytanii kilka lat temu powołano Departament ds. Samotności w Ministerstwie Cyfryzacji, Kultury, Mediów i Sportu.
W zeszłym roku Komisja Europejska opublikowała badania, z których wynika, że po pandemii wzrósł poziom poczucia samotności w całej Unii. O ile wcześniej najbardziej samotną grupą byli seniorzy, to w czasie pandemii na pierwsze miejsce wysunęli się młodzi.
W Polsce nie jesteśmy jeszcze aż tak naznaczeni samotnością jak Japończycy, Koreańczycy czy Szwedzi, ale niestety szybko ich gonimy.
Jak się mierzy samotność?
W naszych badaniach oparliśmy się na dwudziestoskładnikowym wskaźniku poczucia samotności, tzw. Zrewidowanej Skali Samotności R-UCLA. W znacznej mierze odnosi się ona do jakości i częstości interakcji społecznych. Wykorzystaliśmy w badaniu takie stwierdzenia, jak: „Czuję, że ludzie są wokół mnie, ale nie ze mną”, „Moje relacje są powierzchowne”, „Nie mam nikogo, do kogo mógłbym się zwrócić”. Nie braliśmy pod uwagę tego, jak respondenci żyją, np. czy są sami, czy w związku.
Wyniki są zaskakujące. Okazało się, że młodzi ludzie są bardziej samotni niż starsi czy w średnim wieku, a także, że mężczyźni są bardziej samotni niż kobiety. Poza tym w grupie najbardziej samotnych znajdują się mieszkańcy dużych miast. Osoby mające rodzinę są dwa razy rzadziej samotne niż te bez rodziny. Wydaje się, że to ostatnie zdanie to banał, ale warto je podkreślić, bo dzisiaj wielu młodych ludzi uważa, że rodzina nie jest im potrzebna do szczęścia.
Duże znaczenie ma też to, w jakiej rodzinie się wychowaliśmy. Osoby, które miały oboje rodziców, zdecydowanie rzadziej czują się samotne niż te, które wychowały się w rodzinie niepełnej.
Dziesięć lat samotności
Ponoć kluczowy dla eskalacji zjawiska był rok 2012. Dlaczego?
Wtedy w Polsce upowszechniły się smartfony. W tym czasie zaczęliśmy obserwować spadek wielu wskaźników dotyczących więzi społecznych i kondycji psychicznej młodych ludzi. W kolejnych latach zaczęła zmniejszać się w tej grupie liczba posiadanych znajomych i częstotliwość kontaktów społecznych. Wzrosło za to zapotrzebowanie na psychologów i psychiatrów. Gwałtownie rośnie też liczba prób samobójczych.
Rozwój usług internetowych i dostępność smartfonów, choć same w sobie są dobre i potrzebne, spowodowały, że kontakt z ludźmi dzisiaj nie jest już potrzebny do codziennego funkcjonowania. Ten proces bardzo przyspieszył w czasie pandemii. Sam się łapię na tym, że w supermarkecie chętniej podejdę do kasy samoobsługowej niż tradycyjnej, w której mogę mieć kontakt z drugą osobą.
Co do psychologów – na pewno duże znaczenie miało zmniejszenie się odium społecznego związanego z korzystaniem z terapii.
Z pewnością. Ale też zapotrzebowanie na tego typu usługi rośnie, bo potrzeby, które dzisiaj zaspokaja psycholog, były niegdyś częściej zaspokajane przez inne osoby i instytucje: przyjaciół, kolegów, rodziców, grupę religijną itp.
Czy samotność może zabić?
W państwa raporcie jeden z rozdziałów ma tytuł: „Samotność zabija”. Naprawdę aż tak?
Mamy wiele badań, które mówią o tym, że osamotnienie przekłada się nie tylko na zdrowie psychiczne, ale również fizyczne. Wspomniany Departament ds. Samotności w Wielkiej Brytanii powstał z inicjatywy przedsiębiorców, którzy zauważyli, że samotność pracowników generuje wielkie straty finansowe w firmach, np. niższą wydajność, absencje chorobowe.
W Polsce mamy badania prof. Łukasza Okruszka z Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk. Pokazują one, jak poczucie samotności przekłada się na spadek odporności organizmu oraz zapadanie na choroby zakaźne i cywilizacyjne.
W popularnych publikacjach pojawiają się nawet takie porównania, że statystycznie rzecz biorąc, chroniczna samotność jest równoważna wypalaniu piętnastu papierosów dziennie. Niektórzy badacze twierdzą, że jest ona bardziej niebezpieczna dla zdrowia niż na przykład otyłość czy niezdrowy tryb życia. To dlatego, że życie w stanie przewlekłego poczucia osamotnienia wiąże się z nieustannym stresem. Organizm wydatkuje wiele energii, żeby poradzić sobie z tym napięciem i jest bardziej podatny na choroby.
W niektóre sposoby radzenia sobie z samotnością wręcz trudno uwierzyć. Pojawiły się na przykład firmy „rent-a-friend”, które oferują osobom samotnym wynajęcie kogoś, kto pójdzie z nimi do kina, a w Japonii starsze osoby niekiedy celowo popełniają przestępstwa, żeby pójść do więzienia i nie być same.
W Japonii jest około miliona hikikomori – młodych mężczyzn, którzy miesiącami nie opuszczają domu, a nawet pokoju. Mieszkają z rodzicami, którzy dostarczają im jedzenie i zabezpieczają inne podstawowe potrzeby. Ci młodzi dorośli spędzają życie przed komputerem.
W internecie można też znaleźć streamingi z osobami jedzącymi posiłki. Ludzie włączają je, żeby nie jeść w samotności i mieć namiastkę obecności kogoś bliskiego. Są też firmy, które wynajmują osoby mogące nas przytulić, bez kontekstu erotycznego. W Szwecji niektóre samorządy organizują mieszkańcom wspólne wyjścia na spacer do lasu czy parku. Takie spacery cieszą się wielką popularnością. W krajach rozwiniętych usługi związane z "obsługą" samotności to coraz większa gałąź przemysłu. Takie biznesowe rozwiązania pojawiają się już także powoli w Polsce.
Relacyjny fatalizm
Do wchodzenia w relacje bardzo zniechęca młodych ludzi przekonanie o tymczasowości związków. A przecież od czasów rewolucji seksualnej przekonuje się nas, że jest odwrotnie; że skakanie z kwiatka na kwiatek to znakomity lek na samotność.
To bywa dobry sposób na to, żeby nie być samemu, ale na samotność – niekoniecznie. Aby więzi były głębokie, potrzebujemy stabilizacji. Młodzi ludzie bardzo by chcieli znaleźć osoby, z którymi stworzą związki na całe życie. Często jednak żyją w przeświadczeniu, że jest to niemożliwe. Na taką sytuację składa się splot wielu czynników. Te osoby nieraz same pochodzą z rozbitych rodzin, media przedstawiają związki jako coś tymczasowego (bardzo rzadko można znaleźć historie ludzi, którzy są szczęśliwi żyjąc ze sobą przez trzydzieści czy pięćdziesiąt lat), a debata publiczna ogniskuje się najczęściej na zjawiskach negatywnych.
Widzimy nagłówki typu: „Połowa małżeństw się rozpada”. Kiedy jednak przyjrzymy się temu zjawisku, okaże się, że w skali kraju rozpada się nie połowa, tylko około trzydzieści procent małżeństw – co znaczy, że ok. siedemdziesiąt procent związków jest trwałych! Ale ten nagłówek może spowodować myślenie: „Skoro innym się nie udaje, to dlaczego mnie miałoby się udać?”. Niestety, kiedy ktoś zakłada, że mu się nie uda, to przestaje szukać partnera na całe życie i zadowala się chwilowym związkiem. Zupełnie inne wymagania stawia się osobie, z którą chce się spędzić kilkadziesiąt lat niż tej, z którą chce się przeżyć krótki, ale intensywny czas.
O tym akurat nie piszecie w raporcie, ale mam wrażenie, że główny powód braku zainteresowania związkami wśród młodych mężczyzn to pornografia.
Potwierdza to wiele badań. Oglądanie pornografii eliminuje choćby podstawową biologiczną motywację do wchodzenia w relacje. Wywołuje też wiele problemów w związku, np. obniża poczucie własnej wartości i atrakcyjności, buduje nierealistyczne oczekiwania. A pornografia jest dzisiaj łatwo dostępna i jej konsumpcja rośnie, także wśród młodzieży i dzieci.
Włóż telefon do koszyczka
„Nikt mnie nie rozumie”, „Na nikogo nie mogę liczyć”, „Jestem sam na świecie” – to brzmi jak typowe problemy nastolatków. A może głównym powodem tego, że pięćdziesiąt pięć procent mężczyzn w wieku od osiemnastu do dwudziestu czterech lat jest samotnych, jest niedojrzałość?
Na pewno ma to jakiś związek. Ale w grupie osób od dwudziestu pięciu do trzydziestu czterech lat poczucie samotności jest niewiele mniejsze.
Najważniejsze pytanie: czy da się coś z tym zrobić? Czy ministerstwa i departamenty zajmujące się samotnością notują jakieś sukcesy?
Urzędy zajmujące się pomocą ludziom samotnym wprowadzają powoli programy zmierzające do zapobiegania skutkom samotności. Rzadziej jednak szukają sposobów eliminowania jej przyczyn.
Pierwszy krok, który musimy zrobić, to zacząć rozmawiać o problemie. Wtedy łatwiej będzie myśleć o rozwiązaniach, np. ograniczeniu dzieciom dostępności do telefonów w szkołach. W Polsce ta dostępność jest jedną z największych w Europie.
Wiele innych krajów wprowadziło regulacje, które mają pomóc nastolatkom być offline, choćby przez kilka godzin. Pojawiły się firmy, które oferują organizację różnych wydarzeń, np. urodzin, podczas których jedną z atrakcji jest odłożenie telefonu przed wejściem. Moda na bywanie offline jest niszowa, ale się pojawia. Jeśli sobie uświadomimy, że stały dostęp do internetu, oprócz wielu pozytywnych aspektów ma również wiele negatywnych, łatwiej nam będzie coś na to zaradzić.
Każdy z nas może coś zrobić w tej dziedzinie. Zaczynając choćby od tego, że powie „dzień dobry” sąsiadowi z klatki schodowej, a w autobusie zamiast wyjąć telefon rozejrzy się wokół siebie. Warto też częściej okazywać zwyczajną życzliwość w relacjach międzyludzkich. Wtedy jest szansa na to, że będziemy bardziej żyć życiem realnym niż wirtualnym. Taka niewielka zmiana nawyków może ograniczyć postępujący rozpad więzi społecznych i wpłynąć na zmniejszenie odczuwanego przez nas poczucia samotności.
***
Sprawdź, na ile samotność jest poważnym problemem w Twoim życiu. Wejdź na stronę Instytutu Pokolenia i zobacz, z jak wieloma stwierdzeniami nt. samotności się identyfikujesz.