separateurCreated with Sketch.

Spotkania z rodziną: dla jednych radość, dla innych… udręka

trudne rozmowy przy wigilijnym stole
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Karolina Guzik - 03.12.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Agata i jej mąż od 9 lat zmagają się z niepłodnością. Każde kolejne święta bez dwóch kresek na teście tylko potęgują ich cierpienie. Mimo to, co roku musieli wysłuchiwać raniących komentarzy. Aż pewnego dnia postanowili zrobić coś, co na zawsze zmieniło ich rodzinne spotkania...

Wielu z nas doświadczyło zapewne, że podczas spotkań przy świątecznym stole bardzo często przekracza się nasze granice. Bywa, że jesteśmy zmuszeni wysłuchiwać od bliskich szeregu skarg i zażaleń. Pytają: "Kiedy w końcu dziecko?", "Dlaczego zdecydowaliśmy się na kolejne?", "Kiedy uda ci się wreszcie skończyć te studia?". Być może w tym roku usłyszysz, że przytyłeś, schudłeś, albo że źle wychowujesz swoje dzieci. Prawdopodobne scenariusze można by wyliczać w nieskończoność.

Jak zareagujesz? Jeśli zmianą tematu, milczeniem czy nerwowym uśmiechem, bliscy mogą odebrać to jako zgodę na dalsze drążenie tematu. Tymczasem ty masz wtedy ochotę dosłownie zapaść się pod ziemię. I przysięgasz sobie w duchu, że w przyszłym roku o tej porze wykupisz wczasy na Bali, choćbyś miał odkładać na nie przez cały rok.

Czy w tym roku może być inaczej?

Historia relacji ze świętami Bożego Narodzenia Agaty i jej męża od zawsze była skomplikowana. Od ponad 9 lat zmagają się oni z niepłodnością. "Każde kolejne święta bez dwóch kresek na teście były dla nas bardzo trudnym przeżyciem. Czuliśmy złość i smutek. Wylaliśmy morze łez" – wspomina Agata. Komentarze rodziny wcale im nie pomagały. Pewnego razu od kuzyna męża usłyszeli, że musi nauczyć ich "robić dzieci". Czuli wtedy potworne upokorzenie.

Dwa lata temu w styczniu postanowili przepracować temat niepłodności na terapii. Brali też udział w rekolekcjach. "Po wszystkim poczułam, że jestem wreszcie gotowa na świąteczne spotkanie z rodziną" – wspomina Agata. Gdy po zjedzeniu kolacji wigilijnej siedzieli w gronie 30 osób przy stole, babcia nagle wypaliła: "Zrobicie w końcu to dziecko czy nie?". Przy stole zapadła cisza. "Zwróciłam się do niej: Czy babcia myśli, że nam jest łatwo? Od ponad siedmiu lat staramy się o dziecko! Straciliśmy już dwie ciąże. Są dni, że płaczemy z bezsilności. Czy naprawdę myślicie, że tymi uwagami nam pomożecie? Nie. I wiecie co? Nie mam ochoty przychodzić tutaj w następne święta". Wszyscy zamilkli. Jedna z osób pospiesznie skierowała rozmowę na temat ciast, które właśnie pojawiły się na stole. Tylko mąż ciepło uśmiechnął się do Agaty. Od tamtej pory nikt z rodziny nie odważył się już wrócić do tematu dziecka.

Czy trzeba reagować "na ostro"?

A może należałoby postawić to pytanie inaczej: czy chcę dalej słuchać bolesnych uwag na temat mojego życia? Czy zamierzam w dalszym ciągu denerwować się, nerwowo myśleć o tym, co i od kogo dziś usłyszę, a potem czuć się tym upokorzona?

Czasem granice trzeba stawiać bardzo jasno i stanowczo. Niektórzy ludzie muszą wreszcie usłyszeć, z czym się zmagamy, co nas w tym boli i jakie konsekwencje to dla nas niesie. Wtedy wypowiedzenie tego wszystkiego na głos może sprawić, że raz na zawsze przestaną ranić nas niepotrzebnymi komentarzami. To nie jest łatwe. Ale możemy – w imię "świętego spokoju" – przy każdym rodzinnym spotkaniu tracić nerwy albo... jasno coś zakomunikować, kreśląc wyraźną granicę. Co więcej, tylko wtedy dajemy sobie szansę na przeżywanie radości z takich spotkań.

Wyznaczanie granic nie jest łatwe. Wręcz przeciwnie – bywa bardzo bolesne. Decyzja o tym, że dla dobra naszego i naszych bliskich nie widujemy się z jakimś członkiem rodziny, może wiązać się chociażby z tęsknotą za tą osobą. Ktoś powie, że zrywanie kontaktu jest okrutnym rozwiązaniem. A czy ty nie jesteś dla siebie zbyt okrutny, gdy spotykasz się z kimś, kto swoimi uwagami rani ciebie i twoich bliskich?

To nie musi dotyczyć przecież niepłodności. Komentarze rodziny mogą odnosić się do naszego wyglądu, wyboru męża/żony, zachowania naszych dzieci czy pracy, którą wykonujemy. Śmiem twierdzić, że nie chodzi tutaj wcale o „temat”, ale o to, jak my się z tym tematem czujemy. W te święta spróbujmy kochać też siebie samego. I bądźmy dla siebie wyrozumiali. Tego życzę sobie i Wam!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.