Rozmowa z ks. Bernardem Minvielle’m z Instytutu Notre-Dame de Vie na temat książki bł. o. Marii Eugeniusza „Usłyszeć ciszę wewnętrzną”, wydanej przez Wydawnictwo M.
Kim jest dla księdza postać bł. o. Marii Eugeniusza?
Błogosławiony ojciec Maria Eugeniusz był francuskim zakonnikiem żyjącym w poprzednim wieku. Z tych powodów mógłby się on wydawać kimś bardzo odległym. Tymczasem im więcej go odkrywam, tym bardziej staje się mi bliski.
W rzeczywistości ma te same pragnienia, co my: kochać i być kochanym, żyć prawdziwie pełnią życia, z pasją, pragnąc tego nie tylko dla siebie, lecz także dla innych. Przede wszystkim zaś bardziej odkryć tego Boga, który daje nam znaki swojej żywej obecności i działania, oraz pozwolić się Jemu prowadzić.
Ojciec Maria Eugeniusz napotkał problemy, które i nam nie są obce; doświadczył cierpienia i pokusy zniechęcenia. Jest podobny do nas bardziej, niż sądzimy. Stąd tak dobrze rozumiał tych, którzy chętnie do niego przychodzili, prosząc o pomoc. Może on nas zatem także dzisiaj oświecić i prowadzić.
Co było charakterystyczne dla jego sposobu nauczania i wprowadzania w modlitwę?
Odpowiadając na to pytanie zwrócę uwagę na dwie sprawy. Kiedy ojciec Maria Eugeniusz mówił o Bogu, ożywiał się. Z jaką pasją to robił! Czuło się, że nie mówi o jakiejś idei albo abstrakcyjnej rzeczywistości, ale o kimś żywym, o kimś, kogo znał z doświadczenia i prawdziwie kochał.
Jednocześnie był przekonany, że my wszyscy, każdy z nas, jesteśmy zdolni do tego, by ciągle wzrastać, iść dalej, do tego, by stawać się wielkimi przyjaciółmi Boga, świętymi.
Mawiał: czy żołądź nie jest przeznaczony do tego, by stać się wielkim dębem? Oczywiście, że tak! A więc wierzmy najpierw w swoją łaskę, to znaczy w dynamizm Bożego życia w was. Jakiż to potężny zaczyn!
W jaki sposób można skorzystać z lektury Usłyszeć ciszę wewnętrzną?
Chciałbym zasugerować dwie rzeczy. Pierwsza to przybliżyć się do ojca Marii Eugeniusza, usiąść z nim jak z przyjacielem bogatym w doświadczenie, mądrość i dobroć. Słuchać go głową, ale także sercem.
Przede wszystkim zaś, i to jest druga sugestia, przywoływać Ducha Świętego, powierzając Mu pragnienie stania się Jego przyjacielem. Jest to prośba, której On lubi słuchać i którą jest gotów spełnić. Możemy się zatrzymać na chwilę, żeby się z Nim spotkać w głębi naszego serca i poprosić: „Drogi Duchu Święty, Ty myślisz o mnie od zawsze, ja natomiast często o Tobie zapominam. Naucz mnie odnajdywać Cię, pozwolić się przez Ciebie przemieniać i być Ci posłusznym. Pomóż mi uwolnić się od lęku i obdarzyć Cię całkowitą ufnością”.
Autor często wspominana w książce o nocy ciemnej. Czy jest ona etapem w rozwoju modlitwy dotyczącym każdego modlącego się?
Czymże jest „noc”? Jest ona zwyczajnie tym, że się nie widzi, nie czuje i nie słyszy Boga. Czy nie doświadczamy tego wszyscy? Im bardziej zbliżamy się do Boga, tym mniej Go czujemy, w przeciwieństwie do tego, co przeżywamy w kontakcie z naszymi bliskimi lub z inną rzeczywistością. A więc skąd bierze się ta „noc”? Po prostu stąd, że Bóg jest Bogiem. Jest On dla nas zbyt wielki, zbyt jasny i oślepiający.
Jesteśmy niczym sowa wobec blasku olśniewającego słońca. Jeśli niczego nie widzimy, to nie dlatego, że nie ma światła, ale ponieważ jest go zbyt dużo. Jakież to zachęcające! „Noc” staje się pięknym znakiem naszego spotkania z Nieskończenie Wielkim, a także tego, że zbliżamy się do samego Boga.
Bł. o. Maria Eugeniusz wspomina w swojej książce o tym, że możliwość rozwoju modlitwy kontemplacyjnej jest powszechna dzięki darom wiary i łaską chrztu świętego. Jaka jest więc droga rozwoju modlitwy kontemplacyjnej w życiu codziennym?
To prawda. Modlitwa kontemplacyjna jest darem pochodzącym od Boga. Darem, nie zaś zapłatą. Nawet jeśli można się do niej nieco przygotować, mówiąc sobie chociażby, że na nią nie zasługujemy.
Ponadto, chcąc otrzymać dar od Boga, musimy pamiętać o tym, by Mu zrobić w nas przestrzeń. Na tym polega cała praca oderwania się od tego wszystkiego, co obciąża nasze wnętrze, sprawiając, że skupiamy się zbytnio na sobie.
Nie ma tutaj lepszego sposobu niż dawanie siebie zawsze coraz bardziej Bogu i innym. Jak mówi Teresa z Ávili, Bóg daje się całkowicie tylko temu, kto i Jemu daje się całkowicie. Zaś dawać siebie to także żyć jak Jezus, to upodobnić się do Niego od wewnątrz.
Czym różni się zachwyt ludzkiej duszy nad Bogiem od daru kontemplacji wlanej? Czy może jest to samo?
Zachwyt jest bardzo szczególnym doświadczeniem, a nawet, mówiąc otwarcie, czymś wyjątkowym. Większość kontemplatyków nie doświadcza ani ekstazy, ani niczego podobnego. Mogą mieć rozproszenia tak jak my, czasem zdarza im się zasnąć podczas modlitwy, jak to bywało w przypadku świętej Teresy z Lisieux.
A jednak coś ich nieodparcie przyciąga na modlitwie. Chociaż niczego nie widzą i zazwyczaj niczego nie czują, jakaś tajemnicza obecność towarzyszy im w ciemności i fascynuje ich. A więc kontemplatyk trwa w modlitwie, patrząc na Niewidzialnego i kochając Go w ciszy.
Na czym polega postawa kontemplacyjna w życiu codziennym?
Jakie piękne pytanie! Życie kontemplacyjne przemienia nas i pomaga nam kochać Boga coraz większą miłością, miłością, która staje się, to prawda, nadzwyczajna. Ale nie ma w tym żadnej potrzeby życia nadzwyczajnego. Kontemplacja jest także dostępna dla ojców i matek, dla osób starszych i nastolatków, studentów. Krótko mówiąc – dla wszystkich.
A więc, co ona dla nas zmienia? Idziemy się modlić, mówi ojciec Maria Eugeniusz, żeby znaleźć Ducha Świętego i poddać się Jego działaniu; po to także, żeby stał się On naszym Przyjacielem i Mistrzem. W rezultacie stajemy się apostołami i pełnymi blasku świadkami zamieszkanymi przez Jego obecność. Czyż nie nosimy w sobie wszyscy tego pragnienia?
W jaki sposób modlitwa, w którą wprowadza bł. o Maria Eugeniusz, może być pomocna w odnalezieniu ciszy wewnętrznej i pokoju wobec zalewu informacji o wojnie i ludzkich tragediach, i całej gamy związanych z tym emocji (bezsilności, strachu, współczucia, litości, złości, gniewu, obaw i lęku o przyszłość)?
Wszyscy ulegamy emocjom w obliczu pewnych wydarzeń lub życiowych sytuacji. Na całe szczęście! Świadczą one o tym, że jesteśmy bytami ludzkimi, nie zaś nieczułymi robotami. Emocje rodzą w nas wdzięczność, współczucie, hojność i solidarność z potrzebującymi.
Proszę zobaczyć, jak ogromne pokłady takich właśnie gestów wobec ukraińskich uchodźców wyzwoliła w Polakach – ale także wśród innych mieszkańców Europy i świata – tocząca się obecnie wojna na Ukrainie.Emocje pozwalają nam również rozpoznawać nasze pomyłki.
Z drugiej zaś strony, wiemy, że mogą nas one wprowadzać w błąd, sprawiając, że zaczynamy nadmiernie na coś reagować. Mogą także wzbudzać w nas niepokój, gwałtowność lub chore poczucie winy. Najlepszym lekarstwem jest wtedy powrót do kontaktu z rzeczywistością oraz z Duchem Świętym będącym najprawdziwszą Rzeczywistością.
Jednak, jak mówi ojciec Maria Eugeniusz, potrzebna jest tutaj wiara: „Nie chodzi o to – podkreśla – aby wierzyć w Ducha Świętego w sposób mglisty: trzeba, byśmy wierzyli Mu jako Rzeczywistości żywej, pełnej mądrości, wszechmocnej”. On jest Duchem pokoju i jego dawcą.
Czy bł. ojciec Maria Eugeniusz pozostawił nam jakieś przesłanie?
Sądzę, że w tym miejscu najlepiej oddać głos jemu samemu. W książce Usłyszeć ciszę wewnętrzną (s. 192) pisze on:
„Nie chciałbym być zbyt wielkim optymistą, ale mogę wam przedstawić swoją myśl. Jestem osobiście przekonany, że żyjemy w okresie bardzo wysokiej świętości i że – właśnie z powodu tego, co robi demon, z powodu miotającej się obecnie w świecie mocy zła – Duch Święty rozlewa swoją łaskę, udzielając szczególnych łask wielkiej liczbie dusz.
A kiedy już dotrzemy do wieczności i spojrzymy z Nieba na ten czas, wówczas nie będziemy mogli powstrzymać się od wychwalania Boga za to wszystko, co uczynił. I nie ma wątpliwości, że uczynimy to za te okresy w życiu Kościoła, które wydają nam się tak smutne, dzięki świętości, która zakwitnie w Kościele Bożym.
Obyśmy mogli i my – będziemy prosić o tę łaskę – także dobrze skorzystać z tego wylania się łaski Bożej, z tego wylania się Ducha Miłości w świecie i w konsekwencji mogli się znaleźć, jeśli nie pośród wielkich świętych, to przynajmniej w bardzo wielkiej liczbie tych dusz, które skorzystały z owego wylania się Bożej miłości i które będą napełnione Duchem Świętym. Poproście o to dla mnie i ja o to samo poproszę dla was”.