Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Duchowa sinusoida
Oddaliłem się ostatnio od Pana Boga. Moją wiarę w ostatnich miesiącach można by zilustrować wykresem sinusoidy. Punktem zwrotnym jest zawsze spowiedź. Odchodzę od konfesjonału i od razu przystępuję do wyliczania postanowień. Zamierzam więcej czasu poświęcać na modlitwę, skończyć z przeklinaniem i wyładowywaniem nerwów na kolegach z pracy. Postanawiam, że będę cierpliwy dla swoich dzieci.
A potem przychodzi czas rozliczenia się z samym sobą i okazuje się, że przy okazji kolejnej spowiedzi muszę wyliczyć dokładnie ten sam zestaw grzechów, co ostatnio. Przypomina mi się wtedy ta piosenka: „Chciałem Ci w chwilach uniesień życie poświęcić bez reszty. Spójrz, moje ręce są puste, stoję ubogi, ja grzesznik…”.
„Chciałem”, ale znowu nie wyszło. Dawno i nieprawda. Bo aktualnie zaliczam kolejny dołek. W dodatku nie widzę perspektyw, by wzbić się ku górze. Niby staram się być dobrym człowiekiem, ale na co to wszystko, skoro brakuje relacji z Bogiem?
Modlitwa – klucz do sukcesu
Jak wygląda moje życie, gdy jestem w dołku, a jak wtedy, gdy wybijam się na wysokie "częstotliwości"? Zaraz po spowiedzi więcej się modlę. Dlaczego zatem już po miesiącu brakuje mi do tego zapału? "W chwilach uniesień” rozmawiam z Bogiem regularnie. Codziennie wyrażam wdzięczność i praktykuję rachunek sumienia. Wtedy moja więź z Panem Bogiem jest żywa. Czuję się, jakbym był Jego uczniem i chodził z nim po Ziemi Świętej.
A potem pojawia się pierwszy grzech – najpierw zwykle lżejszy, a w następnej kolejności cięższy. Aż w końcu doprowadzam do sytuacji, że nie mogę przystąpić do Komunii na niedzielnej mszy. Wycofuję się do głębi własnego "ja". A Pana Boga świadomie zostawiam na zewnątrz, z takim przeświadczeniem, że w sumie to nie potrzebuję Go aż tak bardzo, jak wydawało się, gdy byłem tuż po spowiedzi. Od tej pory modlę się krótko i mechanicznie. I stopniowo spadam w dół. Przestaję chodzić za Jezusem, a wymawiam się brakiem czasu i mnóstwem spraw na głowie.
A Pan Bóg się nie irytuje
Co na to Pan Bóg? Czeka na mnie z otwartymi ramionami! I to jest największy fenomen Jego miłości! Nie irytuje się ani nie upomina: „Ej Rafał, skoro dobrze wiesz, co Cię ode mnie oddala, to dlaczego za każdym razem znów w to wchodzisz?”. Tylko mówi: „Jestem zawsze obok Ciebie, nawet gdy mnie odrzucasz. Ja Jestem.”
Jedyne co mogę w takiej chwili zrobić, to pójść do spowiedzi. Żeby ponownie – choćby tylko na chwilę – ale wspiąć się ku górze. Też tak masz? Nie szkodzi – wyciągnij rękę na zgodę. To jest najlepsze, co możesz zrobić. Tym bardziej, że On zawsze wybacza. Nie jestem pewien, czy żona wybaczyłaby mi zdradę. A On? Po każdym, nawet najgorszym grzechu – przyjmuje mnie i wybacza.