Łukasz Hećman jest doktorem nauk prawnych, a także podróżnikiem i autorem bloga Niepełnosprawny turysta. Nam opowiada o trudnościach, z którymi się zmaga i wyzwaniami, przed którymi staje.
Beata Dązbłaż: Pana podróże są bardziej dla samego siebie, czy dla innych, by pokazać, że się da?
Łukasz Hećman: Zacząłem podróżować po studiach, z ciekawości świata. Przy pierwszym wyjeździe do Irlandii okazało się, że trudno znaleźć informacje w internecie o dostępności miejsc dla osób z niepełnosprawnościami. Po powrocie pomyślałem, że warto dzielić się takimi wiadomościami, skoro sam sprawdziłem dostępność. Stąd pomysł na blog. A zatem ciekawość nowych kultur, a przy okazji chęć podzielenia się sprawdzonymi informacjami o dostępności. Wbrew pozorom, nie ma ich wciąż zbyt wiele.
Niepełnosprawny w podróży
Którą część podróży lubi pan najbardziej, co jest najciekawsze?
Zawsze jest to fascynacja nowym miejscem, poznawanie kultury, kuchni. Cieszy mnie sam wyjazd. Wcześniej robię spis tego, co chcę spróbować, często są to specyficzne dania z jakiegoś regionu. Dużo rzeczy cieszy mnie już na etapie planowania. Lot samolotem jest dobrze zorganizowany i jeśli stosujemy się do procedur na lotniskach, nie ma stresu. Zakładam, że zawsze w podróże wpisane jest pewne ryzyko. Zdarzyło się, że ktoś zapomniał mnie odebrać z samolotu specjalnym pojazdem. Musiałem poczekać na pokładzie godzinę. To część wyprawy. Staram się do tego podchodzić jak do przełamywania ograniczeń i uczenia się pokory.
Ma pan w zanadrzu plan B?
Przed wyjazdem sprawdzam, co mogę zobaczyć. Mniej przyjemne są obawy, czy będą tam dostosowane toalety. Często się zdarza, że z toalet dla osób niepełnosprawnych (w miejscach turystycznych czy teatrach) robi się kantorek na środki czyszczące, szczotki, mopy. Osoba na wózku nie może skorzystać z takiej toalety. Zdarza się też, że gdzieś nieoczekiwanie wyrastają schody, choć miało ich nie być. Jednak zawsze udaje się, dzięki pomocy innych, rozwiązać problem. Tak było np. we Włoszech, kiedy uciekł nam z lotniska ostatni dostosowany pociąg. Pozostawała albo bardzo droga taksówka, albo niedostosowany autobus. Inni pasażerowie zainstalowali mnie tam, mimo początkowego sprzeciwu samego kierowcy.
Jaka była najbardziej zaskakująca rzecz podczas podróży?
Po przyjeździe do Izraela (przed wylotem także) każdy podróżny odbywa rozmowę z obsługą lotniska. Ze mną ktoś postanowił porozmawiać bardziej szczegółowo. Do dziś nie wiem, dlaczego. Szefowa ochrony z karabinem zabrała mnie do innego pokoju. Zabrano mi wózek. Po około pięćdziesięciu minutach wypuszczono mnie i oddano wózek. Moja towarzyszka podróży była gdzie indziej, nie wiedziała, co się dzieje. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. To Boża Opatrzność, że nie pojechaliśmy do pobliskiego Jemenu. Z pieczątką z Jemenu mogłoby być trudniej. Z perspektywy czasu to fajna historia do opowiadania, ale wtedy nie było mi do śmiechu.
Łukasz Hećman o podróżowaniu na wózku
Coś jeszcze pana zaskoczyło?
Nie wpuszczono mnie w miejsca oczywiste turystycznie, i to w krajach mocno rozwiniętych. Nie mogłem wjechać windą na wieżę telewizyjną w Berlinie. Powód? Gdyby zepsuła się winda, nikt mnie nie zniesie. Byłem już w niejednym miejscu widokowym, bardzo wysoko, i nie spotkałem się z takim podejściem. Za to pozytywnie zaskoczyła mnie Malta. Wszystkie informacje w internecie wskazywały na utrudnienia dla osób na wózkach. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Mogłem spokojnie podróżować np. niskopodłogowymi autobusami.
Ile było tych podróży?
Ciężko policzyć. Najwięcej podróżuję po Europie, najchętniej wracam do Hiszpanii i Włoch, tam jest przyjazne podejście do osób z niepełnosprawnościami. Nie trzeba stać w kolejce czekając na wstęp. Poza tym są one najczęściej bezpłatne dla osoby niepełnosprawnej i jej opiekuna. Są to pod każdym względem piękne kraje – krajobrazowo i kulinarnie. W Europie jest jeszcze kilka państw na Bałkanach, których nie widziałem.
Osoby niepełnosprawne w miejscach kultu
Czy miejsca kultu są dostępne dla osób z niepełnosprawnością?
Jestem osobą wierzącą. To jedne z punktów moich podróży. Watykan, plac św. Piotra czy bazylika św. Marka w Wenecji były dostępne. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie bazylika Sagrada Familia w Barcelonie. Najpiękniejsza, jaką widziałem w życiu. Zarówno architektonicznie na zewnątrz, jak i gra świateł w środku. To jest coś cudownego!
Chyba gorzej tą dostępnością w miejscach kultu w Polsce?
Niestety tak. Choćby w Gdańsku, do bazyliki Mariackiej wejście utrudnia schodek, są też wąskie, ciężkie drzwi. Osoby na wózku elektrycznym mogą mieć problem z dostaniem się do kościoła. W Polsce zdarzają się problemy z dostępnością nawet w nowych świątyniach.
Lepiej jest z bazą noclegową?
Dużo się zmienia i poprawia. Jednak zdarzają się hotele, które promują się jako dostępne, a w rzeczywistości takie nie są. Hotel informował o dostępnym basenie, a na miejscu okazało się, że jest schodek uniemożliwiający mi skorzystanie z niego. Są też płatne wstępy do atrakcji turystycznych, co może być przeszkodą dla osób niepełnosprawnych.
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą
Na blogu posługuje się pan maksymą św. Augustyna „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”. To w odniesieniu do podróży czy w ogóle do życiowych doświadczeń?
I tak, i tak. Jeśli chce się coś zrobić, trzeba wytrwale do tego dążyć. Wiadomo, że po drodze będą przeszkody i trudności. Moim marzeniem było napisanie doktoratu z prawa. Wydarzyło się w międzyczasie sporo niezależnych ode mnie rzeczy, które mi to utrudniały. Jednak bardzo tego pragnąłem i chciałem to marzenie urzeczywistnić. Pozytywna upartość pozwoliła mi osiągnąć cel.
Ma pan za sobą trudne doświadczenie utraty sprawności. W tym kontekście maksyma nabiera nowego znaczenia.
Nawet podwójnie trudne doświadczenie. Dwa razy siadałem na wózek. Pierwsza nieudana operacja posadziła mnie na półtora roku. Potem zacząłem chodzić o kulach, a w domu nawet bez nich. Potem druga operacja, która posadziła mnie na wózek do dziś. Myślę jednak, że nie warto w życiu spalać energii na rzeczy, na które nie mamy wpływu. Jest zbyt wiele innych do zrobienia i zobaczenia, by przekreślać wszystko.
Łukasz Hećman o kondycji i modzie
Podróże i praca prawnika to nie wszystko. Kocha pan sport, odnosi sukcesy w piłce ręcznej. Dba pan o poprawę kondycji?
Gdy usiadłem na wózku, przyszła praca i stagnacja. Zaczęło przybywać kilogramów. Praca nad tym i uniknięcie efektu jojo jest możliwe! Dziś, jako 40-latek, czuję się lepiej, niż mając lat dwadzieścia kilka.
Lubi pan modę, a nawet miał pan przygodę z modelingiem!
Cieszy mnie dobry wygląd i przełamywanie stereotypów dotyczących wyglądu osoby na wózku. Zauważyła to popularna firma sprzedająca odzież różnych marek. Zaproponowano mi sesje zdjęciowe. Dzieliłem się nią m.in. na Instagramie. Najbardziej cieszy mnie fakt, że kogoś może to zainspirować. Skontaktowała się ze mną pani, której mąż porusza się na wózku. Pokazała mu moje zdjęcia. To zmieniło jego nastawienie do swojego wizerunku. Warto dzielić się takimi rzeczami, nawet jeśli miałyby pomóc tylko jednej osobie.