Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dawid Cmok to 32-letni artysta grafik. W dzieciństwie przeżył straszne rzeczy. Ale spotkał Boga, który odmienił jego życie. O swoim poruszającym doświadczeniu opowiedział w filmie "Powołany", o którym pisaliśmy na naszych łamach i który możesz obejrzeć pod tym linkiem. Posłuchaj historii Dawida:
Anna Gębalska-Berekets: Dawidzie, mówisz, że światło płynące z monstrancji przeszyło twoje zranione serce!
Dawid Cmok: To nie było uczucie, ale doświadczenie Życia! Poczułem ogromną miłość Boga, której nikt z moich bliskich nie mógł mi dać. Miłosierny Bóg nauczył mnie przebaczania, przede wszystkim mojemu ojcu, który był zły na to, że się w ogóle urodziłem.
Wróćmy, proszę, do czasów, kiedy byłeś dzieckiem. Na wieść o twoim poczęciu ojciec chciał aborcji na życzenie.
Przeszkadzałem ojcu, bo burzyłem życie hedonisty. Małżeństwo z moją mamą od początku było dla niego fikcją, nie traktował tego związku poważnie, a moje narodziny były dla niego wyrzutem sumienia.
Agresja ojca w stosunku do ciebie przybierała na sile.
Ojciec uciekał od przed nami, bał się szczerej miłości. Znęcał się nade mną.
To znaczy?
Zabawy typu rzucanie dzieckiem o krawężnik, przenoszenie kilkanaście centymetrów nad ziemią, trzymając za włosy. Po roku nas zostawił. Odszedł do innej kobiety. Nie chciał pielęgnować relacji ani ze mną, ani z moim starszym bratem Arturem.
Dawid Cmok: Tato, chcę ci powiedzieć, że bardzo cię kocham
Wiem, że poszukiwałeś kontaktu z tatą. Chciałeś mu podziękować za to, że jesteś.
Tak, po latach jako młodzieniec odszukałem go, by podziękować za dar życia, za talent plastyczny, który po nim odziedziczyłem. Ale zwiał, nie chciał żadnej relacji. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Nigdy nie oddzwonił, nie odpowiedział na moje telefony. Nigdy nie zapytał: „Co u ciebie, synu? Wszystko w porządku?”.
A jak jest dziś?
Nie mamy kontaktu.
Co chciałbyś mu powiedzieć?
Tato, jeśli żyjesz, chcę ci powiedzieć, że mimo wszystko bardzo cię kocham i życzę ci jak najlepiej! Naprawdę! Nie było dnia, bym nie modlił się o twoje szczęście, zbawienie. Z całego serca życzę ci życia wiecznego, oglądania Boga twarzą w twarz. Nigdy mnie nie przytuliłeś, ale to ja tobie współczuję. Ty bardziej potrzebujesz tego przytulenia niż ja. Niech ci Pan Bóg błogosławi!
Przebaczyłeś mu?
Tak! Nie mam pretensji o te zranienia, bo dzięki nim doświadczyłem miłości Boga. Gdyby było inaczej, gdybym żył jego wartościami, to bym nigdy tej Bożej miłości nie doświadczył. Mam nadzieję, że mój ojciec żyje i dowie się, że Bóg go kocha i ja go kocham.
Razem z bratem i mamą mieszkaliście u dziadków. Jaka była wtedy twoja relacja z Bogiem?
Relacja ta była naturalna, ponieważ w naszym domu Bóg to nie był Pan Bóg, ale był to Bóg Ojciec. Matka Boża to była Mamusia, a moim najlepszym przyjacielem był Jezus. To może się wydawać dziwne, ale często z Nimi rozmawiałem. Kiedy moja mama przebywała w szpitalu, bardzo za nią tęskniłem. Babcia cierpiała razem ze mną. Bardzo często prosiła Matkę Boską o to, aby się mną zaopiekowała. Powtarzała mi, że jeśli zwrócę się do Niej o pomoc, nigdy mi jej nie odmówi. Maryja zawsze pokazywała mi swoją matczyną miłość, bez względu na to, ile miałem lat i w jakim stanie duchowości się znajdowałem.
Dziadek powierzył ciebie i twojego brata opiece Matki Bożej Jasnogórskiej. Pamiętasz coś z tamtego momentu?
Mój dziadek Jan, niezwykle skromny, prosty, konkretny i bardzo pracowity człowiek, założył swą jedyną dziurawą marynarkę, z drewnianym różańcem w kieszeni, wziął nas, dwóch malców pod pachę i ruszył na najbliższy pociąg do Częstochowy. Rozeznał, że trzeba nasz los powierzyć Maryi Jasnogórskiej. Powoli uklęknął pod obrazem jasnogórskim i wzruszony wyszeptał: „Kochana Mamo, to są moje wnuki, a Twoje dzieci. Opiekuj się nimi do samego końca”. Opowiedział mi o tym tuż przed śmiercią. Miałem wtedy 21 lat.
Sukces i duchowa pustka
Pracujesz jako grafik. Jesteś projektantem grafiki użytkowej, drukowanej i cyfrowej.
Skończyłem liceum plastyczne, byłem niezwykle kreatywny, osiągałem świetne wyniki, więc bez najmniejszego problemu zdałem egzamin na wymarzone studia projektowe na Akademii Sztuk Pięknych.
Twoje prace wielokrotnie były nagradzane, a sukces gonił sukces. Był jednak czas, że uciekłeś w pracoholizm.
Duża produktywność, intensywność działań, rozgłos w środowisku projektantów i artystów, wywiady w prasie. To mnie nakręcało i było ogromną nobilitacją. „Wspaniale! Sukces!” – powie ktoś. Tak, ale te osiągnięcia nie sprawiały mi radości. Wciąż się szarpałem, nie miałem pokoju serca. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ta machina zaczyna mnie coraz bardziej pożerać. Czułem się wobec niej całkowicie bezradny. Przestałem się cieszyć, mimo że zewsząd docierały do mnie gratulacje, wyrazy uznania, a nawet słowa zazdrości.
Trudne doświadczenia z czasów dzieciństwa odżyły?
Tak, złe odczucia z czasów dzieciństwa materializowały się. Z czasem pojawiła się depresja oraz negatywne emocje. Próbowałem nawet nazwać pewne objawy chorobowe. Szatan zaczął to wykorzystywać.
Co masz na myśli?
Ciągle coś mi mówiło, abym zajął się pracą i te negatywne myśli przelał na projekt, który mam do zrobienia. Zły duch posługiwał się ludźmi. Z jednej strony poklepywali mnie po plecach, życzyli sukcesów, ale to nie przynosiło mi satysfakcji i spełnienia. W relacji z Bogiem pojawił się ferment, czułem się zagubiony. Szatan to jest niezły dealer, oferuje bowiem wszystko, ale ceną jest życie. Zdałem sobie sprawę, że jestem opętany. Nie byłem w stanie dopiąć pracy licencjackiej, potem magisterskiej. Nie potrafiłem wziąć kredki, usiąść przed komputerem.
Czułeś wstręt.
Nie potrafiłem nic zrobić i byłem jak sparaliżowany. Coraz częściej słyszałem podszepty, że najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji byłoby odebranie sobie życia.
Dopadało mnie doświadczenie totalnej pustki, wypalenia, ogromny duchowy głód i paraliżujący lęk. Niepokojąca przestrzeń. Ponieważ nie oddałem jej Bogu, wnet stała się miejscem żerowania demonów. Tak to dziś widzę. Demon nie jest rogatym diabełkiem z kopytkami i widłami. Nie namawia nas wprost do zła, bo większość zorientowałaby się od razu, z kim ma do czynienia. Żąda jednego – malutkiego kompromisu ze złem. Oczywiście „dla naszego dobra”. Kąsa kiedy tracimy czujność.
Twoje prace zaczęły się zmieniać. Był w nich żal, złość, smutek oraz śmierć.
Często moją siłą napędową stawały się negatywne emocje. Te pokłady najgorszych uczuć przetwarzałem w obraz, grafikę, projekty. W swych pracach odzwierciedlałem to, co działo się w moim okaleczonym wnętrzu: żal, złość, smutek, nienawiść, agresję, śmierć. Im większe były moje osiągnięcia i rozgłos, tym bardziej dopadały mnie niepokój i poczucie wypalenia. Raniłem ludzi, a duchowa pustka zaczęła się domagać czegoś więcej.
Nawrócenie Dawida Cmoka
Nawróciłeś się w wieku 23 lat. Pamiętasz, co było takim momentem zwrotnym?
Na piątym roku studiów wszedłem do kościoła na adorację Najświętszego Sakramentu. Klęczałem i nagle zacząłem płakać jak bóbr. Wypłakiwałem całą swą bezsilność, samotność, rozpacz, pustkę. „Nienawidzę siebie, więc choć Ty mnie kochaj” – szlochałem do Boga. Miałem wrażenie, że szepnął: „Dawid, nie skupiaj się na grzechu. Przyjmij moją miłość, zanurz się w bezgranicznym morzu miłosierdzia”. Jego miłosierdzie wypełniło moją pustkę, a Jezus w Najświętszym Sakramencie otulał mnie swym płaszczem. To doświadczenie duchowe było bardziej realne niż całe moje dotychczasowe życie.
Bóg dał ci nowe życie!
Piękne jest to, że doświadczając tych przykrych sytuacji, widzę mimo wszystko obraz pięknego Boga Ojca. Na ciernistym szlaku On posługuje się różnymi osobami, abyśmy Go doświadczyli. To są takie puzzle, które – nazwane – budują obraz Stwórcy. Wiele z tych puzzli jeszcze jest do odkrycia. Zniszczone przez złego ducha serce On wypełnił swoją obecnością.
O swoim doświadczeniu opowiadasz w filmie "Powołany". Co nowego odkryłeś w sobie po udziale w tej produkcji?
Widzę sens nawracania się, podnoszenia się z upadków, godzenia się z bliźnimi i budowania pięknych rzeczy.
Otrzymujesz wiadomości o owocach tego filmu w życiu innych ludzi?
Piszą do mnie ludzie z podobnymi historiami, tłumaczą, że identyfikują się ze mną.
Jesteś teraz szczęśliwy?
Jestem osobą, której Bóg daje kolejne prezenty i odpowiedzi na wiele wątpliwości.
Jak teraz wygląda twoja relacja z Bogiem?
Czuję Jego opiekę nade mną. Wiem, że On wydobywa nasze talenty, abyśmy przekazywali o Nim świadectwo. Moja mam odeszła do Boga w tym roku, rankiem 19 lutego. Jestem w żałobie, powinienem czuć się smutny. Ale dostaję tyle radosnych świadectw ludzi, zapewnień o modlitwie za mnie i moją mamę, że wiem, że nie mam się o co martwić. Gdyby nie Bóg, mógłbym sobie z różnymi trudnymi sytuacjami nie poradzić.