Gniezno zajęte zostało przez Niemców 11 września i włączone do Rejencji Inowrocławskiej Kraju Warty. W miejscowej "Matce polskich kościołów" okupanci urządzili salę koncertową, ogałacając ją wcześniej z kosztownego wyposażenia. Na wieżach archikatedry dyżurowali zaś niemieccy snajperzy, mając tam znakomity punkt obserwacyjny na sytuację w całym mieście. Relikwie polskiego patrona zdołał jednak ukryć u siebie wikariusz generalny archidiecezji gnieźnieńskiej, ks. kan. Edward van Blericq (syn Holendra i Polki).
Jak niderlandzki i niemiecki ksiądz pomagali Polakom?
Ks. van Blericq zasłynął na swoim stanowisku nieugiętą postawą wobec okupanta, organizując pomoc charytatywną dla Polaków, informując Watykan o popełnianych przez Niemców zbrodniach i pomagając ukrywać się zagrożonym zsyłką do obozu kapłanom. Wreszcie jednak w lipcu 1941 r. naziści postawili ultimatum jemu samemu – albo zaprzestanie swojej opozycyjnej działalności i opuści Gniezno, albo też trafi do obozu koncentracyjnego. Van Blericq zdecydował się na wyjazd. Najpierw jednak przekazać musiał w bezpieczne ręce ukryte relikwie św. Wojciecha.
Duchowny poprosił o pomoc zaprzyjaźnionego duszpasterza sprowadzonych na ziemię gnieźnieńską niemieckich osadników, ks. Paula Mattauscha. Ten zaś postanowił skorzystać ze wsparcia znanego mu zaufanego podoficera Wehrmachtu, sierż. Urbana Thelena. Thelen wyróżniał się wśród niemieckich wojskowych szczególną postawą: był gorliwym katolikiem, w tajemnicy przed towarzyszami broni pomagającym polskim cywilom. W trakcie II wojny światowej przydzielony został do biura Wojskowych Komend i Urzędów Meldunkowych w Inowrocławiu, co pozwalało mu względnie bez przeszkód poruszać się po terytorium okupowanej Polski.
Polski patron w niemieckim konwoju
Zadaniem Thelena stało się bezpieczne przewiezienie relikwii polskiego patrona z Gniezna do Inowrocławia, do rezydującego tam ks. Mattauscha. Tak wspominał potem ten dzień w wywiadzie dla "Przewodnika Katolickiego": "Gdy dotarłem na miejsce, od razu udałem się do ks. kan. van Blericqa. (...) Był bardzo zdenerwowany. Drżącymi dłońmi podał mi niewielką opieczętowaną skrzyneczkę z drewna, w której znajdowały się relikwie św. Wojciecha. Ratuj je – powtarzał. Nie bardzo wiedziałem jak. W końcu włożyliśmy skrzyneczkę do drewnianego pudła, zawinęliśmy je w szary papier i całość obwiązaliśmy sznurkiem. Z takim pakunkiem ruszyłem na dworzec. Pociąg był strasznie zatłoczony. Trudno uwierzyć, ale znalazłem pusty przedział – tak jakby na mnie czekał. Nikt nie próbował nawet do niego wejść. Pamiętam, że pomyślałem wówczas: oto święty Wojciech jedzie w żołniersko-niemieckim konwoju koleją”.
Niezwykły transport zakończył się powodzeniem, jednak u ks. Mattauscha relikwie również okazały się nie być bezpieczne. Wkrótce po ich przywiezieniu przez Thelena, do mieszkania duchownego wpadło na przeszukanie gestapo. Miejsce za arrasem, w którym ukrył on skrzyneczkę, było jedynym, do którego tajni policjanci nie zajrzeli. Ks. Mattausch wiedział już jednak, że musi zmienić kryjówkę. Ostatecznie zamurował on relikwie pod posadzką zakrystii inowrocławskiego kościoła pw. św. Mikołaja, gdzie przetrwały wojnę.
Przeżył ją również sam Urban Thelen, który po zakończeniu walk ukończył szkołę muzyczną i został organistą. O swojej niezwykłej misji po raz pierwszy opowiedział przyjaciołom dopiero w 1980 r. Aż do śmierci w 2008 r. podkreślał, że pomoc w tamtej sytuacji była jego obowiązkiem jako katolika. Wczoraj minęła 107. rocznica jego urodzin.