Po raz pierwszy od wielu lat w Europie przeżywamy Wielki Tydzień w cieniu wojny. Za naszą wschodnią granicą giną ludzie, cierpią dzieci, starcom brakuje łez. A jednak obietnica, że „w kraju zmarłych duszy naszej nie zostawi” została wypełniona, nie musimy się bać.
Święte Triduum – dni obecności i nieobecności Jezusa – warto przeżyć ze świętymi, dobrymi przewodnikami po Bożych tajemnicach.
Wielki Czwartek ze służebnicą Bożą s. Leonią Nastał
Ewangelie nie wspominają nic o torturach Jezusa wycierpianych w nocy po pojmaniu Go w Ogrodzie Oliwnym. Co wtedy przeżywał? Co się działo w otchłani więzienia? Łaskę poznania i wtajemniczenia w grozę tej nocy otrzymała s. Leonia Nastał, Służebniczka Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, dziś służebnica Boża. Oto słowa Jezusa, które zanotowała w dzienniku duchowym Uwierzyłam Miłości:
„Noc w lochu więziennym. Co i ile tam cierpiałem, okryte jest również mrokiem tajemnic. Nie miałem tam świadka, który by patrzył na moje bóle, męki i cierpienia. Siepacze wtrącili Mnie, po przesłuchaniu u arcykapłanów żydowskich, do więzienia, ale nie zostawili Mnie tam samego. Rozpoczęli ze Mną straszliwą igraszkę wśród ciemności nocnych.
Siepacze ustawili się w kątach lochu i odrzucali Mnie jeden drugiemu z całej mocy, jak się odrzuca piłkę. Kiedy im się uprzykrzył ten rodzaj zabawy, chwycili Mnie za ręce i, ciągnąc w przeciwne strony, próbowali swoich sił Moim kosztem. Równocześnie inni siepacze wbijali ostre iglice w Moje Ciało. Ile omdlewających bólów cierpiałem wówczas.
Wreszcie rzucili Mnie na ziemię. Jeden z siepaczy stanął na Mojej głowie, inny na piersiach, a jeszcze inny na nogach, i cisnęli Mnie do ziemi całą siłą swojego ciężaru. Przechodzili przeze Mnie. Byli i tacy, którzy usiłowali wyłamywać poszczególne palce Moich rąk, uderzali głową Moją o słup kamienny. Jakaś zaciekłość, iście szatańska, popychała tych nieszczęśników do coraz to nowych okrucieństw i znęcania się nad bezbronną ofiarą.
W Sercu Moim panowała w czasie tych katuszy niczym niezmącona słodycz, dobroć, litość dla biednych ludzi. Nie wydałem ani jednej skargi, ani jednego wyrzutu niewdzięczności. Usiłowałem wpłynąć swoją łaską na ich dusze, ale serca ich były już zatwardziałe. Nie chcieli sobie odmówić przyjemności, jaką znajdowali w katowaniu Mnie. Milczałem wówczas…”
Wielki Piątek ze służebnicą Bożą s. Marią Dulcissimą Hoffmann
Te godziny, które dzieliły świat od śmierci do zmartwychwstania Jezusa, musiały być czasem niepojętego napięcia. Ziemia, z ludźmi małej wiary, nawet w połowie nie zdawała sobie sprawy z tajemnicy oczekiwania, w której zastygło niebo. Przeszedł. Pokonał. Zwyciężył.
Przepłynął wieczność w tę i z powrotem na kruchym kawałku krzyżowego drewna. Sam. I wrócił, aby żaden człowiek, nigdy więcej, nie wyruszał w tę podróż bez przewodnika.
W 1933 r. s. Dulcissima, śląska mistyczka, przygotowała rozważania pasyjne. „Całe niebo smuciło się przy śmierci Jezusa, wewnątrz, jak również na zewnątrz" – pisała. "Stało się całkiem ciemno. Jak często jest tak w mojej duszy! Chcę umrzeć z miłości ku Tobie, o Jezu, aby też móc kiedyś zmartwychwstać. Twoja Krew płynęła, aż do ostatniej kropli, również moja krew powinna płynąć w żyłach dla Ciebie, aż do ostatniej chwili na łożu śmierci.
Oczyść, o Jezu, nasze serca i serca całego świata! Jedna kropla wystarczyłaby, żeby nas odkupić, a Ty oddajesz się cały. Jedno jedyne słowo wystarczyłoby, jednakże Ty wypełniasz wolę Ojca, aż dostatniego tchnienia. Pozwól mi również modlić się na łożu śmierci za nieprzyjaciół religii, tak, za cały świat!”.
Siostra nieraz wyznawała, że boi się cierpienia, że jest ono przeciwne naturze, ale jednocześnie widziała jego błogosławione skutki uduchawiania natury i potęgowania w duszy miłości ofiarnej. To cierpienie kształtowało jej własną osobowość na wzór Jezusowej i czyniło ją silną mocą Zmartwychwstałego. Wierna Bogu dopuszczającemu chorobę, pozostawała też wierna ludziom opacznie ją interpretującym. Z miłości do Pana chciała o sobie zapomnieć, uzależnić się od Niego całkowicie.
„Jezu, rozciągnąłeś Twoje ramiona na krzyżu, a ja czasami chcę uciekać od małych ofiar. Pozwól mi, Jezu, stać się dobrym dzieckiem. Zobacz, jak źle wygląda teraz ten świat. Można by myśleć, że dopiero teraz zaczyna się droga krzyżowa na świecie. Ludzie zapierają się Ciebie, chcą burzyć kościoły i klasztory. Jezu, pokaż ludziom, że to Ty jesteś Panem wszystkiego” – modliła się s. Dulcissima, która już w 1934 r. przepowiedziała wybuch wojny.
Wielka Sobota ze św. Matką Teresą z Kalkuty
„Wielka Sobota jest dniem ukrycia Boga (...). «Dzisiaj na ziemi panuje wielka cisza, wielka cisza i samotność. Wielka cisza, bo Król śpi... Bóg umarł w ciele i zstąpił, by wstrząsnąć królestwem piekieł»”. (...) Wielka Sobota jest «ziemią niczyją», gdzieś między śmiercią a zmartwychwstaniem, ale na tę «ziemię niczyją» dotarł On, Jedyny, który ją przeszedł ze śladami męki poniesionej dla człowieka” – mówił papież Benedykt XVI w 2010 r.
Cisza i ciemność Wielkiej Soboty dotykają serc coraz większej rzeszy ludzi. Ich samotność jest często otchłanią, w której nie pali się żadne światło. Jesteśmy światem, który najpierw wepchnął Boga na krzyż, potem zamknął Go w grobie, a teraz krzyczy, że Bóg nas opuścił i przestał się interesować losem człowieka.
Jednak nawet w ciszy Wielkiej Soboty Bóg trudził się ratowaniem tych, za których oddał życie – zstąpił do piekieł i wstrząsnął królestwem. Ciemność i cisza Wielkiej Soboty dotykały też serc wielu świętych – Bóg ukrywał się przed nimi, mimo że kochali Go całym sercem. Jedną z nich była św. Matka Teresa z Kalkuty.
Na twarzy tej drobnej kobiety w białym sari zawsze rozkwitał uśmiech. Podobno nigdy się nie skarżyła. Pracowała od rana do nocy, chodziła do najgorszych nor biedaków i niosła tam światło. A jednak przez prawie pół wieku przeżywała niemal całkowitą ciemność i pustkę duchową!
„Ojcze, od roku 49 albo 50 to straszliwe poczucie pustki. Ta niewypowiedziana ciemność, ta nieustanna tęsknota za Bogiem, która przyprawia mnie o ten ból w głębi serca. Ciemność jest taka, że naprawdę nic nie widzę – ani umysłem, ani rozumem. Miejsce Boga w mojej duszy jest puste. Nie ma we mnie Boga. Kiedy ból tęsknoty jest tak wielki – po prostu tęsknię i tęsknię za Bogiem. I wtedy jest tak, że czuję: On mnie nie chce, nie ma Go tu” – pisała w 1961 r. w liście do o. Josepha Neunera SJ.
„Jeśli kiedykolwiek będę świętą – na pewno będę świętą od «ciemności». Będę ciągle nieobecna w niebie – aby zapalić światło tym, którzy są w ciemności na ziemi” – mówiła.
Ciemność i cisza Wielkiej Soboty przerażają, ale musimy w nie wejść. Po drugiej stronie czeka Chrystus Zmartwychwstały!
Korzystałam z książek: S. Leonia Nastał, „Uwierzyłam Miłości, Dziennik duchowy i wybór listów”; o. Joseph Schwetter, Oblubienica Krzyża sługa Boża s. M. Dulcissima Helena Hoffmann (1910-1936); Matka Teresa, „Pójdź, bądź moim światłem. Prywatne pisma świętej z Kalkuty”.