Magdalena Prokop-Duchnowska: Co trzecie małżeństwo w Polsce kończy się rozwodem. Jesteś mediatorką specjalizującą się w konfliktach małżeńskich. Co najczęściej popycha ludzi w stronę rozstania?
Kasia Nowosielska*: W czołówce motywów są zdrada, przemoc fizyczna, psychiczna lub finansowa i oczywiście nałogi, wśród których prym wiedzie uzależnienie od alkoholu. Częstym problemem jest też pornografia, zakupoholizm i impulsywne zaciąganie szybkich pożyczek. Dzisiaj gros małżeństw rozpada się też z powodu niedopasowania charakterów czyli różnicy osobowości, światopoglądów czy sposobów myślenia i działania. Warto jednak wspomnieć, że ta różnorodność była między ludźmi od zawsze i potraktowana w dojrzały sposób, może być dla związku bardzo ożywcza. Oczywiście przy założeniu, że o różnicach się rozmawia, a nie zamiata je pod dywan. Gdy pary mówią o niedopasowaniu charakterów, to w rzeczywistości często chodzi o upór i zaciętość jednej lub obu stron. Dwóch walczących o władzę choleryków ma szansę zbudować zgodny i szczęśliwy związek, ale bez otwartości, rozmowy, stanięcia w prawdzie, komunikowania emocji aż wreszcie dobrej woli obu stron to się po prostu nie uda.
Wiele par nie chce lub nie potrafi uporać się z kryzysem. Małżonkowie boją się rozmawiać w trudnym czasie, bo może paść wiele raniących słów i oskarżeń. Gdy pojawia się problem, wolą więc uciec – np. w pracę, używki, kolejną relację – niż podjąć próbę konfrontacji.
Prawdziwą rewolucją w życiu pary są narodziny dziecka. Maksymalna koncentracja na nowym członku rodziny, brak czasu i więzi seksualnej, zarwane noce i skrajne zmęczenie rodzą szereg trudności, które stają się częstą przyczyną rozpadu młodych małżeństw.
7 minut rozmowy dziennie
Koniec końców wszystko sprowadza się do rozmowy. Tymczasem, jeśli wierzyć statystykom, rozmawiamy ze sobą 7 minut dziennie.
W dodatku te rozmowy nie są zazwyczaj o nas i naszej relacji. To głównie wymiana komunikatów i próba ustalenia, kto dziś robi zakupy, kto odbiera dzieci ze szkoły, a kto idzie z psem do weterynarza. Okazuje się, że już kwadrans wartościowej rozmowy dziennie robi różnicę i jest takim minimum, które pomaga doprowadzić do ładu małżeńskie sprawy. Ale to musi być świadoma decyzja – odkładam wszystko na bok i raz dziennie, przynajmniej na te kilkanaście minut, skupiam się wyłącznie na małżonku.
Kardynał Stefan Wyszyński powiedział, że: „Każda miłość ma swój Wielki Piątek”. Twoim zdaniem kryzysu nie wystarczy przetrwać – trzeba go przepracować. Co to znaczy?
Przetrwanie kryzysu wiąże się ze stagnacją, bo polega na przeczekaniu trudnego czasu, a w rzeczywistości – zamieceniu problemu pod dywan. Niby w związku panuje względny spokój, a tak naprawdę w małżonkach narasta coraz większa frustracja. Przepracowanie z kolei jest próbą rozmowy i szukaniem nici porozumienia. Ale też walką o czas, bo spędzając go razem – na kawie, spacerze albo weekendowym wyjeździe – mamy szansę dojść do wniosku, że może jednak coś nas jeszcze łączy i nie wszystko między nami stracone.
Młodzi małżonkowie wierzą, że żaden kryzys ich nie dotknie. O tym, że jest inaczej, powinni usłyszeć już na etapie kursu przedmałżeńskiego. Poradnie chętnie podejmują temat rozpoznawania płodności i otwartości na życie, ale na ewentualność np. braku ciąży już nikt nie przygotowuje. Gdy po kilku latach starań o dziecko lekarze zdiagnozowali u nas niepłodność, otarłam się o depresję. To był bardzo trudny czas – uratowała nas wspólna modlitwa i rekolekcje. Ostatecznie wydarzył się cud i synek przyszedł na świat po 7 latach starań. Kryzys, przez który przeszliśmy, nie tylko nie zrujnował naszego małżeństwa, ale wręcz zbudował je na nowo. Ale przecież scenariusz mógł być inny…
Wyzwania były, są i będą i każdemu przyjdzie się z nimi zmierzyć. W tym wszystkim ważna jest świadomość, że miłość to nie tylko pozytywne emocje i namiętność. To przede wszystkim ciężka praca, która wymaga dyscypliny, cierpliwości i przekraczania siebie. Zauważ że, „kochać” to czasownik, a więc nie bierne czekanie, tylko inwencja i wezwanie do działania! Kochać znaczy doceniać, dziękować, przytulać, brać za rękę… W kryzysie to duże wyzwanie, ale wtedy tym bardziej warto walczyć o takie gesty, bo one – podobnie jak skrucha, przeprosiny i przyznanie się do winy – potrafią zniszczyć największe mury.
Jak rozpoznać, że moje małżeństwo się rozpada?
Psycholog par J. Gottman zidentyfikował Czterech Jeźdźców Apokalipsy, którzy z wysoką, bo aż 80-procentową skutecznością prognozują rozpad związku. Co to za symptomy?
Sposób rozmowy i komunikacji pary jest w stanie dużo powiedzieć o jakości relacji. Nie chodzi o to, czy się kłócą, bo akurat kłótnia, taka z głową, dodaje związkowi energii. Kryzys lub wręcz rozpad związku zwiastują pogarda, obojętność, krytycyzm i defensywność. Pogarda powoduje, że współmałżonek przestaje słuchać i zamyka się na konstruktywny dialog, obrażając, podważając i negując każde słowo drugiej strony. A stąd już krótka droga do gwałtownych awantur lub przeciwnie – ciągnących się miesiącami cichych dni i stopniowego rozkładu więzi psychicznej, fizycznej i duchowej. Konsekwencją może być sytuacja, w której małżonkowie żyją pod jednym dachem, ale osobno – każdy w swoim świecie lub decydują się zakończyć związek drogą rozwodu lub separacji.
Mediacje małżeńskie
I takie małżeństwa – przed lub w trakcie złożenia pozwu o rozwód – lądują u ciebie na mediacji. Zdarzyło ci się, że po twojej interwencji ktoś zdecydował się wycofać pozew rozwodowy?
Moją rolą jest głównie pomoc w dogadaniu się w ważnych okołorozwodowych kwestiach – podziale majątku, opiece nad dziećmi i ustaleniu wysokości alimentów. Mediacja jest szansą na rozstanie bez wojny, publicznego prania brudów i skakania sobie do gardeł. Dlatego czasem największym sukcesem jest rozwód bez orzekania o winie.
Co nie zmienia faktu, że obecność obiektywnej osoby z zewnątrz i przedstawienie „na chłodno” argumentów drugiej strony potrafi otworzyć komuś oczy i skłonić do skruchy, przeprosin i próby odbudowania związku. Zwróciłam kiedyś małżonkom uwagę, że potrafią słuchać i są otwarci na argumenty drugiej strony i oni pod wpływem tego postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę. To jest oczywiście mniejszość, ale zdarzają się pary, które po sesji mediacyjnej rezygnują z rozwodu i decydują się dalej budować wspólne życie.
W naszej wierze pokutuje stwierdzenie, że skoro już kogoś wybrałeś na żonę/męża to choćby się waliło i paliło, musisz konsekwentnie dźwigać ten krzyż aż do grobowej deski. Są sytuacje, w których rozwód to jedyne słuszne rozwiązanie?
Rozstanie – czy to w formie rozwodu czy separacji – jest na pewno konieczne, gdy komuś w relacji dzieje się krzywda. Agresja ma różne oblicza – przemocy cielesnej, słownej albo np. finansowej. Ta ostatnia na przykład polega na traktowaniu małżonka jak darmozjada, robieniu wyrzutów, że pracuje mniej lub w ogóle lub kontrolowaniu jego wydatków.
Związek w którym jeden z partnerów jest w nałogu i nic z tym nie robi, a druga strona żyje w permanentnym lęku o siebie i dzieci, ale zaciska zęby i trwa w toksycznym układzie, przynosi więcej szkody niż pożytku. Wtedy konsekwentne „niesienie krzyża” uderza nie tylko w ofiarę, ale czasem również w dzieci, za które jest przecież odpowiedzialna. Każdy człowiek – bez wyjątku – ma prawo do bezpiecznego i spokojnego życia.
Skoro mowa o przysiędze małżeńskiej – czy na pewno jest nadal aktualna, gdy współmałżonek przyrzekał przed Bogiem kochać i szanować drugą osobę, a zamiast tego krzywdzi i stosuje przemoc? Trzeba mieć też świadomość, że nie zawsze jesteśmy w stanie „prześwietlić” partnera przed ślubem. Przykładowo, osoby z narcystycznym zaburzeniem osobowości uwodzą i stosują perfekcyjny kamuflaż, a dopiero po latach ujawniają prawdziwą twarz.
Wsparcie w rozwodzie
Rozwód jest dla niektórych bardziej traumatyzującym wydarzeniem od śmierci bliskiej osoby. Jak mądrze wspierać kogoś, kto przez ten proces przechodzi?
Podobnie jak w żałobie – najlepsze, co możemy zrobić, to towarzyszyć. Bez oceny, piętnowania i serwowania banalnych pocieszeń typu: „Głowa do góry. Ułożysz sobie życie na nowo”. Lepiej zapewnić taką osobę o wsparciu, o tym, że w razie czego jest się gotowym na pomoc. Na pewno warto też powstrzymać się przed namawianiem do ratowania związku za wszelką cenę. Jeżeli jednak obiektywnie jest chociaż cień szansy na porozumienie, można podsunąć pomysł terapii, mediacji albo lekturę wartościowej książki. W przypadku, gdy nie ma już co ratować, lepiej skupić się na praktycznej pomocy. Np. pomóc znaleźć etycznego pełnomocnika, który zamiast jątrzyć i podsycać emocje, wesprze w łagodnym i pokojowym przejściu przez – i tak już bardzo trudny proces rozwodu.
* Profil Kasi Nowosielskiej na Instagramie.