Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ma 65 lat i grupę krwi BRh+. Od niemal 50 lat jest honorowym dawcą krwi. Niedawno oddał setny litr tego bezcennego płynu. Mówi, że nie jest bogaty, ale dzieli się tym, co ma.
Pomaganie mam we krwi
Pan Andrzej Lis jest honorowym dawcą krwi od 17 sierpnia 1974 roku. Mieszkał wtedy w Tarnowie i pracował w Zakładach Azotowych. Wówczas doszło do poważnego wypadku. Potrzebne były dodatkowe jednostki krwi. Mężczyzna nie do końca wiedział o co chodzi, ale zadziałał instynktownie.
„Wychowywałem się w domu, w którym liczył się przede wszystkim drugi człowiek” - opowiada w rozmowie z „Gazetą Krakowską”. Mężczyzna wspomina swój dom rodzinny. Jego ojciec był piekarzem, który w latach 60. ubiegłego wieku część pensji odbierał w postaci deputatu.
„Jak do domu wrócił z jednym bochenkiem, to było dobrze” – wyjaśnia pan Andrzej. „Pozostałe regularnie rozdawał biednym i potrzebującym”. Jego mama w każdą niedzielę piekła placki, regularnie zanosiła je na plebanię kościoła, aby seniorzy i dzieci mogli ich skosztować. Dlatego 65-latek pomaganie ma we krwi.
Jeszcze jako młody chłopak pomagał starszym w zrobieniu zakupów. Jak to się stało, że został honorowym dawcą krwi? Kiedy przeprowadził się do Starego Sącza, rozpoczął pracę. „Poszedłem do kadr zanieść dokumenty, a człowiek, który przyjmował moje papiery, zobaczył, że w klapę marynarki wpiętą mam odznakę Honorowego Krwiodawcy i od razu zagadnął mnie o to” – opowiada pan Andrzej w rozmowie dla portalu kobieta.gazeta.pl.
Okazało się, że ten mężczyzna był prezesem zakładowego klubu Honorowych Dawców Krwi. Pan Andrzej został zaproszony na spotkanie klubowe i pozostał w nim na kolejne lata.
100 litrów krwi w niemal 50 lat
Pan Andrzej oddaje krew już niemal 50 lat. Niedawno, 5 grudnia, oddał na starosądeckim rynku setny litr krwi. „Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tego, iż tak to przyjmę. Myślałem, że będzie to dla mnie tzw. chleb powszedni. A tu było jednak wiele emocji, wzruszeń, zakręciła się łezka w oku. Widząc te tłumy ludzi, które zapełniły cały starosądecki Rynek, trudno było się nie wzruszyć. Jestem dla nich pełen podziwu, szacunku. Czekali po dwie, trzy godziny na swoją kolej. A ci, co przyszli pierwszy raz, to już w ogóle! Przy takich ludziach krwiodawstwo w Polsce nie zaginie” – tłumaczy pan Andrzej „Gazecie Krakowskiej”.
Do tej pory oddawał krew co dwa miesiące, teraz, po konsultacjach z lekarzem, będzie musiał nieco wydłużyć terminy.
„Nie pójdę już 5 lutego, ale dopiero pod koniec miesiąca, albo z początkiem marca. Taka sytuacja potrwa dwa lata, a później czeka mnie już emerytura w krwiodawstwie” – mówi „Gazecie Krakowskiej”.
Ważny jest drugi człowiek
Starosądeczanin działa także w Polskim Czerwonym Krzyżu oraz Starosądeckim Klubie Honorowych Dawców Krwi pod patronatem burmistrza miasta. Kilka lat temu został nawet odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Dzieci pana Andrzeja także oddają krew.
„Syna zaprowadziłem, by po raz pierwszy oddał krew, gdy miał osiemnaście lat. Teraz przyjechał specjalnie z Krakowa, by wraz z tatą świętować oddanie setnego litra, wspomóc mnie. Sam również oddał krew” – opowiada.
65-latek wyjaśnia, że od dziecka był uczony przez rodziców, aby pomagać drugiemu człowiekowi i odnosić się do innych z szacunkiem. Podkreśla, że są trzy kategorie krwi: można oddać krew pełną z żyły do woreczka, osocze albo plazmę.
Pan Andrzej dzieli się pełną krwią. Mężczyzna jest okazem zdrowia, ma dużo energii, czuje się bardzo dobrze. I prawdopodobnie trafi do Księgi Rekordów Guinnessa.
Źródła: twojezdrowie.rmf24.pl; gazetakrakowska.pl; f7dobry.com.