separateurCreated with Sketch.

Gdy odeszła, pocałowałem ją: „Już jesteś w domu, nie cierpisz, jesteś wolna” [wywiad]

TOMASZ I IWONA KANIA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– Kiedy na początku choroby znajomi pytali, po co Bóg zesłał na nią chorobę, Iwonka odpowiadała: „A co, jeśli Bóg chce mnie przez to przeprowadzić?”. Wierzę, że żona jest w niebie, a tej wiary nikt mi nie zabierze – mówi Tomek Kania.

Tomasz Kania to reemigrant z Wielkiej Brytanii, wydawca portalu dla małżonków „Misja 52”. Rok temu stracił ukochaną żonę, która zmarła na raka piersi. Wychowuje samotnie 7-letniego Dominika i 4-letnią Hanię.

W rozmowie z Aleteią opowiada m.in. o tym, jak budować relację małżeńską w cierpieniu, jak pogodzić się ze śmiercią ukochanej osoby oraz dlaczego czas choroby może być najpiękniejszym okresem budowania relacji.

Anna Gębalska-Berekets: Syn ostatnio zapytał cię, dlaczego Jezus zabrał mamę. Co mu odpowiedziałeś?

Tomasz Kania: Dominik zapytał, dlaczego Pan Jezus zabrał mamę i nie poprosił go o zgodę. Był zdenerwowany, więc odpowiedziałem, że Jezus przygarnął mamę, a nie ją zabrał. Poza tym widzę, że on nie oczekuje gotowej odpowiedzi. Dużo rozmawiamy i  szukamy jej razem. W ten sposób oswajamy rzeczywistość, a w tym ważna jest przede wszystkim bliskość.

Czteroletnia Hania też pyta o mamę?

Hania pamięta mamę, ale bardziej ze zdjęć. Po śmierci Iwonki swobodnie mówiła o tym, że jej mama umarła. Jednak pewnego dnia, gdy poszła do przedszkola i zobaczyła, jak inne mamy odprowadzają dzieci, spytała kolegi, czy jego mama nie umarła. Gdy po wygranym konkursie otrzymała medal, to po powrocie do domu zawiesiła go na zdjęciu mamy. Przytuliła się i zapytała: kiedy przyjdziesz? Po chwili potrafi być już radosna, bawi się lalkami. U Hani te dwa światy: smutku i radości przenikają się.

Iwona Kania: A co, jeśli Bóg chce mnie przeprowadzić przez chorobę?

Tomku, a ty pogodziłeś się z odejściem żony?

I tak, i nie. Nie – ponieważ nie może być we mnie zgody na to, w jaki sposób umierała i cierpiała. Iwonka od początku mówiła, że Bóg nie dał jej choroby, ale chce ją przez nią przeprowadzić. Po jej śmierci zadałem sobie pytanie, czy mam żal do Boga...

I?

Nie. Wierzę, że Iwonka jest w niebie, ale moje serce wciąż tęskni. W ubiegłym roku dałem sobie czas na pożegnanie Iwonki do 3 grudnia – to dzień jej urodzin. Jest mi to potrzebne, aby zrozumieć, że do mnie już nie wróci i abym nie spędził swojego życia nad jej grobem. Chociaż jeżdżę tam codziennie, czytam Pismo Święte, kontempluję. Nie chcę jednak rozpamiętywać – dzieci muszą mieć ojca pełnego życia, a nie smutku.

Po 13 latach spędzonych na emigracji w Wielkiej Brytanii wróciliście do Polski. W kontekście choroby żony mówiłeś, że tam, bez wsparcia rodziny, ty i dzieci nie poradzilibyście sobie.

Był czas, kiedy trzeba było jeździć z Iwonką na radioterapię każdego ranka. Wówczas babcie i dziadkowie byli na miejscu. Mieliśmy pomoc także od przyjaciół. Każdy z nich intuicyjnie wiedział, co należy zrobić. Jestem im wdzięczny za wsparcie!

Choroba, wizyty w szpitalu i piękne randki we dwoje

„Całe moje życie z Iwonką było jedną wielką rozmową”. Gdy padła diagnoza: złośliwy nowotwór piersi, też o tym często rozmawialiście?

Całe życie rozmawialiśmy o wszystkim. Mieliśmy łatwość rozmowy i to później procentowało w chorobie. Nie było dla nas tematów tabu.

Guzek w piersi, dwa tygodnie oczekiwania na wynik badań... Postanowiłeś, że sam będziesz odbierał wyniki badań i przekażesz je żonie. To miał być ten czas na oswojenie się z rzeczywistością?

To nie było takie trudne. Tak naprawdę moja żona chorowała, a ja byłem powiernikiem informacji przekazywanych przez lekarzy i personel szpitala. Często koledzy mi mówią, że nie daliby rady. Jak rozmawiam z mężczyznami, mówię im: weźcie na siebie takie informacje, możecie się rozsypać po takiej diagnozie, rozpłakać, ale lepiej, jak to zrobicie przy pielęgniarce, a nie żonie. Mówiłem Iwonce o tym, że jest źle, ale w taki sposób, aby nie zabić w niej nadziei.

Żmudne leczenie, a żona tak chciała żyć… Wiara i ufność dawały siłę do podjęcia leczenia?

Iwonka nie chciała umierać, ale była gotowa na to, że może się to wydarzyć. Nasza wiara była zawsze pełna prostoty i zaufania Bogu: adoracja, różaniec, śpiew. Pewnego dnia pojechaliśmy do sanktuarium do Wąwolnicy i tam doświadczyliśmy niezwykłej modlitwy. Była to modlitwa uzdrowienia. Kapłan zachęcał: módlmy się za tych, którzy...., a więc nie tylko za siebie. Jak wracaliśmy po tym spotkaniu do domu, to Iwonka opowiadała mi o mocy, której doświadczyła. Powtarzała, że ona nie jest najważniejsza – modliła się nie tylko o siebie, ale o innych. „Modliliśmy się we wspólnocie Kościoła, a resztę pozostawmy Bogu” – to jej słowa. Kiedy na początku choroby znajomi pytali, po co Bóg zesłał na nią chorobę, Iwonka odpowiadała: „A co, jeśli Bóg chce mnie przez to przeprowadzić?”. Wierzę, że żona jest w niebie, a tej wiary nikt mi nie zabierze...

Po każdej chemii jeździliście też na randkę....

Tak.

Mówisz, że czas choroby był pięknym okresem w waszym małżeństwie. Dlaczego?

Jak Iwonka rozpoczęła chemioterapię w szpitalu, to zdecydowaliśmy, że każda poszpitalna wizyta musi zakończyć się w restauracji. Chciałem, abyśmy zrównoważyli jakoś ten smutny czas. Zapraszałem żonę na obiad, były kwiaty, świecie. Czasami spacerowaliśmy z kubkiem kawy lub herbaty, trzymaliśmy się za rękę. To był czas niezwykłej bliskości między nami i wzajemnie okazywanego szacunku.

"Bogu i Ojcu niech będą dzięki i uwielbienie"

Tomku, jak budować relację małżeńską w cierpieniu, bólu, świadomości odchodzenia?

Jeśli chcemy mieć dobrą relację także w czasie choroby, to należy ją wypracować wcześniej. Napatrzyłem się na oddziale onkologicznym, jak mężowie nie byli w stanie unieść choroby żony i odchodzili. Niektórzy, kierując się wyrzutami sumienia, przelewali pieniądze na konto. Po 15 latach małżeństwa mam receptę na szczęśliwy związek.

Jaką?

Umiejętność rozmowy o wszystkim, w małżeństwie nie ma tematów tabu. Ponadto warto okazywać sobie czułość na każdym kroku i z łatwością przebaczać sobie nawzajem.

Iwonka zmarła 19.10.2020 roku. Zdążyliście się pożegnać?

Aby się na to przygotować, miałem rok i dwa miesiące. Dwie godziny przed śmiercią próbowałem jej podłączyć respirator. Iwonka nie mogła mówić. Za każdym razem go zrywała, zupełnie nie wiedziała już, czego chce. Zapytałem ją: „Wiesz, kim jestem?”. Ona po chwili odpowiedziała: „Tak, Tomek Kania”.

„Bogu i Ojcu niech będą dzięki i uwielbienie” – takim wpisem kończy się jej pamiętnik...

Ostatnimi słowami, które zapisała w zeszycie, było oddanie Bogu chwały. Ostatnimi, które wypowiedziała, były moje imię i nazwisko. Odeszła w moich ramionach, była blisko do samego końca.

Zobacz kilka zdjęć z rodzinnego albumu Tomasza Kani:

"Już jesteś w domu, nie cierpisz, jesteś wolna"

Jak przekazać dzieciom, że ich mama zmarła?

Dominik widział, co dzieje się z jego mamą. Zadbałem o to, aby dzieci pożegnały się z mamą, zanim trafiła do szpitala. Synek przytulił się do Iwonki i ucałował ją. Rodzina odwiozła dzieci do przedszkola.

A potem?

Pierwsze cztery dni synek odwracał się do mnie plecami. Chciałem z nim porozmawiać, ale on milczał. Nie wiedziałem, jak do niego dotrzeć. Aż w końcu opowiedziałem pewną historię.

O czym?

O nim samym – chłopcu, który stracił mamę. Obiecałem mu także, że zawsze może na mnie polegać. Poczułem ulgę, że dotarłem wtedy do jego serca.

Można się przygotować na odejście kogoś bliskiego?

Chyba miałem łatwiej niż ludzie, którzy tracą bliskich w nagłym wypadku. Ja miałem ponad rok, aby się oswoić z odchodzeniem Iwonki. Wiedziałem, że umrze i tylko cud może ją uratować. Gdy odeszła, pocałowałem ją i powiedziałem: „Już jesteś w domu, nie cierpisz, jesteś wolna”.

Jak rozmawiać z osobami po stracie?

Nie bój się zadzwonić do takiej osoby, spotkaj się z nią, zapytaj, jak się czuje. Zachęcam do bezpłatnego pobrania e-booka ze strony www.misja52.com, w którym opisałem dobre przykłady radzenia sobie z odejściem ukochanej osoby.

„Misja 52” i „Kawa z Iwonką”

Obraziłeś się na Boga po odejściu żony?

Nie. Jeśli odrzucisz Boga, to za kim pójdziesz? Jest tylko we mnie pytanie, dlaczego nie została uzdrowiona. Nie ma na nie odpowiedzi, a ja uczę się bez niej żyć. Czasami żony umierają, żyjemy przecież na ziemi, a nie w niebie.

Jesteś współtwórcą portalu „Misja52”, który zrodził się z rozmów z żoną. Dzielisz się tam historiami z waszego wspólnego życia. Co to za misja?

To projekt skierowany dla małżonków i ma na celu wzmocnienie małżeństw i pobudzenie ich do kreatywności. „Misja 52” została założona w Londynie, kiedy dołączyłem do ekipy Katolickiego Radia Londyn. Projekt składa się z 52 zadań na każdy tydzień w roku. Na każdym etapie można powrócić do któregoś z zadań. Jak Iwonka zmarła, zastanawialiśmy się, jak to dalej ciągnąć. Napisałem wówczas jeden tekst o żonie. On dotarł do pewnej grupy osób. Otrzymałem wiele zwrotnych wiadomości, że te wpisy pomagają innym. Zdałem sobie sprawę, że te teksty także i mi bardzo pomagają. 

Jest też „Kawa z Iwonką”!  To kilkanaście krótkich historii o twojej żonie...

Inspiracją do tych nagrań jest oczywiście Iwonka. To do niej ludzie przychodzili na kawę i rozmowy. Pierwsze nagranie pojawiło się w lipcu tego roku. Przyjechał do mnie mój brat, nagraliśmy kilka odcinków. Opowiedziałem o  tym, co miałem w sercu, brat to zmontował i opublikowaliśmy materiał. Potem, na podstawie tych nagrań powstała książka.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.