Katarzyna Szkarpetowska: Czy śmierć kliniczna i bliskie doświadczenie śmierci to pojęcia, których możemy używać zamiennie?
Ks. Wiktor Szponar*: Śmierć kliniczna nie jest pojęciem teologicznym, a medycznym. To jeden z etapów umierania – serce człowieka przestaje pracować, dochodzi do zatrzymania akcji oddechowej.
Bliskie doświadczenie śmierci, w skrócie NDE (ang. near death experience), pojawia się najczęściej na tym właśnie etapie. Mówię „najczęściej”, ponieważ nie każdy pacjent, który ma za sobą śmierć kliniczną, doświadczył NDE.
Co jest charakterystyczne dla bliskiego doświadczenia śmierci?
Po pierwsze: uczucie błogości i obserwacja własnego ciała z lotu ptaka. Pacjenci po NDE, z którymi rozmawiałem, mówili, że byli świadomi opuszczenia swego ciała – widzieli je na stole operacyjnym, słyszeli rozmowy lekarzy podczas operacji.
Jedna z pań opowiadała, że obserwując starania personelu medycznego usiłującego ratować jej życie, zauważyła na sali porodowej zegar, a na nim godzinę, która – jak się później okazało – widniała w jej dokumentacji medycznej jako godzina zgonu. Obudziła się pod białym prześcieradłem w szpitalnym prosektorium.
Pacjenci mówią też o ciemnym tunelu, na końcu którego jest osobowe światło. My, chrześcijanie, wierzymy, że jest nim Jezus Chrystus, który obdarowuje człowieka totalną, bezwarunkową akceptacją i miłością. Następnie ma miejsce coś, co potocznie nazywamy filmem z życia.
Czy ten film jest sądem szczegółowym, który w danym momencie, w obecności Boga, odbywa się nad człowiekiem?
W Liście do Hebrajczyków jest napisane, że będziemy sądzeni tylko raz, zatem film z życia, który ludzie oglądają w trakcie bliskiego doświadczenia śmierci, nie może być sądem szczegółowym, o którym mówi Pismo Święte. W moim odczuciu jest to po prostu łaska Pana Boga.
Oglądając ten film człowiek dostrzega, że od tego, co w życiu osiągnął, czego dokonał, ważniejsze były intencje, którymi się kierował. Jeżeli np. ktoś był znaną osobą i zorganizował bal charytatywny tylko po to, by podnieść swoje notowania w oczach opinii publicznej, czyli zrobił to z pobudek egoistycznych, to po tamtej stronie nie miało to większego znaczenia. Nawet jeśli w ramach tego balu zebrał mnóstwo pieniędzy.
Ale jeżeli zrobił sąsiadce zakupy, bo ta była chora – czyli intencja była czysta, podyktowana miłością do bliźniego – to taki czyn miał ogromną wartość.
Czy oglądając film z życia, ludzie widzieli również skutki swoich grzechów?
Tak. Widzieli zarówno skutki grzechów, jak i dobrych uczynków, czyli to, w jaki sposób owocowała miłość, którą obdarowywali innych.
Jak osoby, z którymi Ksiądz rozmawiał, relacjonowały swoje spotkania z bliskimi zmarłymi?
Jedna z pań opowiadała, że spotkała po tamtej stronie swoją ukochaną babcię, ciocię, wujka i mężczyznę, którego nie rozpoznała, chociaż czuła, że jest to bardzo bliski jej człowiek. Gdy odzyskała przytomność, opowiedziała o tym doświadczeniu swojej matce.
Ta rozpłakała się. I chociaż na podstawie opisu wyglądu kobieta domyśliła się, kim był spotkany przez córkę mężczyzna, nic nie powiedziała. Zrobiła to dopiero dwadzieścia lat później, będąc na łożu śmierci.
Wyjęła z szuflady starą fotografię i zapytała, czy córka rozpoznaje mężczyznę ze zdjęcia. Ta odpowiedziała: „Tak, to ten sam, którego spotkałam w trakcie bliskiego doświadczenia śmierci”. Wtedy matka wyznała jej skrywany przez lata sekret. Okazało się, że spotkany w zaświatach mężczyzna był biologicznym ojcem dziewczyny.
Został zamordowany w obozie koncentracyjnym, w Auschwitz. Po jego śmierci kobieta poślubiła innego mężczyznę i jej córka właśnie jego uważała za biologicznego ojca. Pan Bóg dał tej pani łaskę spotkania ze swoim tatą.
Czy wiara ludzi, ich narodowość, światopogląd wpływają na to, co widzą w trakcie bliskiego doświadczenia śmierci?
Absolutnie nie. I to jest właśnie kolejny fenomen. Relacje ludzi z różnych kontynentów – Żydów, buddystów, chrześcijan – są ze sobą spójne i, w takim ogólnym zarysie, zgodne z nauką Kościoła katolickiego. Z tym, co na temat życia po śmierci mówi Pismo Święte, co jest zapisane w dokumentach Stolicy Apostolskiej.
Największą przebadaną grupą osób po NDE są ateiści, którzy mówią, że to, czego doświadczyli po tamtej stronie, mija się z ich najbardziej podstawowym „dogmatem”, czyli założeniem, że Boga nie ma.
Podobno po tamtej stronie ludzie porozumiewają się za pomocą myśli, a nie za pomocą słów. To raczej ociera się o telepatię, czyli termin z podwórka New Age, a nie o teologię katolicką.
Pacjenci rzeczywiście mówią o pozawerbalnym komunikowaniu się, ale nie ma ono nic wspólnego z telepatią, chociaż może nasuwać się taki wniosek.
Rzeczywistość po tamtej stronie żywo nas interesuje, ale nie jesteśmy w stanie precyzyjnie opisać jej słowami, ująć w jakieś konkretne ramy. Oczywiście próbujemy to robić, ale nieudolnie, bo – jak czytamy w Piśmie Świętym – „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował...” (1Kor 2,9).
Ateista, który miał bliskie doświadczenie śmierci powie, że porozumiewał się ze swoimi bliskimi zmarłymi telepatycznie, co nie znaczy, że mamy mieć mu to za złe. On po prostu, dokonując próby opisu bliskiego doświadczenia śmierci, posłuży się terminologią, którą zna.
Pacjenci po NDE mówią, że moment powrotu do ciała, do „świata żywych”, był dla nich przykrym doświadczeniem. Rodzi się więc pytanie: dlaczego wracają?
Najczęściej wracają z miłości. Żeby wychować dzieci, nie osierocić ich. Pan Andrzej Duffek, który miał bliskie doświadczenie śmierci, opowiadał, że przez cały czas, kiedy był po tamtej stronie, słyszał modlitwy swoich bliskich żyjących – rodziny, przyjaciół.
Czasami wracają, bo to po prostu nie jest ich czas. Jedna z pań powiedziała, że spotkała po tamtej stronie swoją babcię, która na jej widok bardzo się zdziwiła. „A co ty tutaj robisz?” – zapytała.
Co ciekawe, jest pewna granica, po przekroczeniu której nie ma powrotu na ziemię. Pani Halina Kobiela, z którą rozmawiałem, spotkała się ze swoim zmarłym przez laty tatą, któremu… nie mogła spojrzeć w oczy. Powiedziała, że gdyby to zrobiła, nawiązałaby z nim na tyle bliską relację, że nie mogłaby już wrócić. W jej przypadku to była właśnie ta granica.
Czy relacje osób po NDE możemy traktować jako wiarygodny dowód na istnienie życia pozagrobowego?
Relacje osób po NDE mogą nas zainspirować do wiary w życie wieczne, do modlitwy, do duchowych poszukiwań. Mogą być dla nas pięknym punktem wyjścia, ale nie powinny być punktem dojścia. Na zasadzie: to teraz odłożę na półkę Pismo Święte, bo jest napisane nieprzystępnym językiem, a pójdę do księgarni i kupię wszystkie książki na temat życia po śmierci i na nich oprę moją wiarę.
To mijałoby się z celem (śmiech). Potraktujmy doświadczenia osób po NDE jako świadectwa mające na celu umocnienie naszej wiary, pogłębienie relacji z Bogiem.
* Ks. Wiktor Szponar – z powołania kapłan, z zamiłowania również dziennikarz. Redaktor prowadzący książki „Księża bez cenzury. Rozmowy pod koloratką”, autor bestsellerowej książki pt. „Życie po śmierci. Teologiczne śledztwo” (obecnie pracuje nad kolejną książką poświęconą NDE; jeżeli również miałeś bliskie doświadczenie śmierci i chciałbyś o tym opowiedzieć, możesz skontaktować się z księdzem, pisząc na adres: kswiktorszponar@gmail.com). Duszpasterz w parafii św. Brata Alberta w Gdańsku.