Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ona ma się różnić od środy czy nawet soboty!
Pamiętam taki moment w naszej rodzinie, kiedy którejś niedzieli zasiedliśmy jak zawsze do kuchennego stołu w piżamach, z lewym okiem jeszcze zamkniętym, żeby wspólnie zjeść śniadanie. Uffff – dobrze, że chociaż wspólnie.
Tak całkiem poważnie, to mi się nagle wtedy zrobiło smutno, czegoś mi zabrakło. Zauważyłam, że nasza niedziela (oprócz tego, że nie idziemy do pracy, a w zamian za to idziemy do kościoła), nie różni się wiele od pozostałych dni w tygodniu. Zdarzyło się nawet czasem pranie wstawić (bo przecież pralka sama pierze). Wstyd mi nawet o tym pisać, ale tak niestety było.
Zaczęliśmy o tym rozmawiać i faktycznie szybko wprowadzać nowe zasady świętowania niedzieli do naszej rodziny.
Jakiś czas później usłyszeliśmy też katechezę na jednym z naszych wspólnotowych spotkań, która utwierdziła nas w tym, że to „przebudzenie” jest konieczne, a zmiana nie ma być odciągana w czasie – ma się zacząć jak najszybciej.
Ona się różni!
Kiedyś pisaliśmy na naszym blogu, jak świętujemy niedzielę. Dziś to wygląda jeszcze inaczej (choć podobnie), bo podążamy za dziećmi, które już są starsze i staramy się uwzględniać ich potrzeby. Teraz nasze śniadanie nie jest jedzone w kuchni w piżamie, tylko w salonie, w odświętnym ubraniu.
Wszyscy ubieramy się elegancko i wtedy zasiadamy do stołu, co jest poprzedzone modlitwą przed posiłkiem. Najczęściej jest to wersja dziecięca: „Panie Jezu, sonko pobogosaw dzonko” – tak to brzmi w wykonaniu naszej Amelci.
Cieszymy się wspólnym czasem przy stole, często przy świecy – inaczej niż w tygodniu. Później, jak dzieci pozwolą, mówimy skróconą jutrznię albo śpiewamy. Może to zabrzmi śmiesznie – ale czasem śpiewamy coś wspólnie dla Pana Jezusa. Wspólnie, ale każdy po swojemu. Nasz synek – Tobiasz – bierze ukulele, które uwielbia, (dosłownie) szarpie struny i z bardzo poważną miną śpiewa na zmianę „aaaaa, lalalala”. Córeczka ma już bardziej skomplikowany repertuar. Ale jest pięknie, radośnie, razem, rodzinnie – dla Boga. Nasze dzieci bardzo lubią ten czas.
Po modlitwie wychodzimy z domu. Spędzamy czas aktywnie, piknikowo, spacerowo z przyjaciółmi, znajomymi… Wcale nie odpoczywamy na kanapie. Często jesteśmy zmęczeni fizycznie po niedzieli wypełnionej po brzegi, ale ona faktycznie się różni od pozostałych dni. Jesteśmy zmęczeni fizycznie, ale duchowo wypoczęci. Każdy dzień staramy się zaczynać z Bogiem, ale w niedzielę to wygląda bardzo uroczyście, już nie mogę się doczekać, kiedy nasze dzieci zapytają, dlaczego dziś jemy w salonie, dlaczego się tak ubieramy… Będziemy mogli im mówić wtedy o tym, dla Kogo to wszystko.
To może się udać!
Może ktoś sobie zadaje pytanie – jak się rano zorganizować, żeby ogarnąć ten system, szczególnie przy dzieciach? Hmm – często sama sobie je zadaję. Nie raz mieliśmy z mężem kryzys, bo dzieci płaczą, a tu przecież niedziela, bo Amelcia już głodna – domaga się czegoś na cito, bo… i zawsze się coś znajdzie. Ja mam poczucie, że za tą tęsknotą za świętowaniem niedzieli i za tym postanowieniem poszła też łaska.
Panu Bogu po prostu spodobał się ten pomysł i postanowił nam trochę w tym pomóc i często jest tak, że dzieci po prostu się sobą zajmują albo któreś z nich dłużej śpi, więc łatwiej ogarnąć się z jednym.
Aczkolwiek zaręczam, że tak rozpoczęta niedziela jest pięknym świętem i pięknym początkiem tygodnia. Jest też oczekiwanie na wspólne, rodzinne świętowanie, zatem pamiętajcie Kochani, żeby dzień święty święcić i uczynić z niego prawdziwe święto. Jest na to mnóstwo sposobów! Odwagi!