Grzegorz Przemyk był na tym samym etapie życia, co tysiące polskich maturzystów. Zdawał kolejne egzaminy maturalne. Podobno nie miał najlepszych ocen, ale pisemne części egzaminów dojrzałości szły mu całkiem pomyślnie. W czwartek 12 maja wybrał się z kolegami na Stare Miasto w Warszawie, żeby to uczcić.
Świetnie mu poszła pisemna matura
Cezary Łazarewicz w swojej książce „Żeby nie było śladów”, za którą w 2017 r. otrzymał Literacką Nagrodę Nike, odtwarza historię Przemyka. Lektura ta to owoc niezwykłej reporterskiej pracy, jaką wykonał dziennikarz, docierając do wielu świadków, wspomnień, relacji i dokumentów. Oto fragment odwołujący się do poranka z 12 maja 1983 r.:
Na placu Zamkowym dla żartów Grzegorz wskoczył Czarkowi na plecy. Gdy obaj się przewrócili, podbiegli do nich zomowcy patrolujący ten rewir i zażądali dokumentów. Przemyk nie miał ich przy sobie. Jeden z milicjantów siłą wepchnął go do radiowozu, tłukąc przy tym pałką.
Loading
Pobicie na komisariacie przy Jezuickiej
Czarek wskoczył za Grzegorzem do milicyjnej nyski, którą przewieziono chłopaków na komisariat przy ul. Jezuickiej. To właśnie tam Przemyk został brutalnie pobity. Okładano go pałkami, pięściami, łokciami – otrzymał kilkadziesiąt ciosów w barki i plecy oraz kilkanaście ciosów w brzuch. Wnętrzności chłopaka były całkowicie zmasakrowane.
W książce „Żeby nie było śladów” autor bardzo szczegółowo opisał stan, w jakim Przemyk znajdował się po pobiciu. Gdy ponownie trafił do szpitala, poddano go operacji:
14 maja 1983 r. chłopak zmarł w szpitalu na Solcu.
Pogrzeb jak manifestacja i ks. Popiełuszko
Pogrzeb Grzegorza Przemyka odbył się 19 maja na cmentarzu Powązkowskim. Uroczystości miały charakter prywatny, stały się jednak prawdziwą manifestacją przeciwko władzy. Msza święta pogrzebowa została odprawiona w kościele św. Stanisława Kostki z inicjatywy ks. Jerzego Popiełuszki. Duchowny otoczył szczególnym wsparciem i opieką matkę Grzegorza Przemyka – Barbarę Sadowską.
W tym samym reporterskim dziele znaleźć można dość szczegółowy opis uroczystości pogrzebowych:
Tak dzień pogrzebu Grzegorza Przemyka wspomina z kolei Marek Chmielewski, przyjaciel ks. Jerzego. Duchowny w prywatnej rozmowie dotyczącej śmierci maturzysty miał mu powiedzieć: „Ja będę następny”.
Winowajcy bez kary
Mimo że sprawa trafiła do prokuratury, daleko jej było do sprawiedliwego wyjaśnienia. Władza chciała zrobić wszystko, by obarczyć odpowiedzialnością sanitariuszy, którzy przewozili Przemyka z komisariatu do szpitala. Trafili oni nawet do więzienia, co złamało im życie. Jeden z nich wskutek manipulacji przyznał się do winy. Jak opisuje to w swojej książce Cezary Łazarewicz, stracił rodzinę, w areszcie próbował popełnić samobójstwo. Prawdziwi sprawcy nie zostali ukarani. Choć trafili na ławę oskarżonych, w lipcu 1984 r. po wyreżyserowanym przez władze procesie zostali uniewinnieni.
Jak przypomina dziennikarz „Gazety Wyborczej” Tomasz Urzykowski, do sprawy powrócono po upadku PRL, ale seria ponownych procesów także nie przyczyniła się do pociągnięcia winnych do odpowiedzialności. Wyroki więzienia dla milicjantów, którzy pobili Przemyka, były uchylane przez sądy wyższej instancji. W innym przypadku skazany nie mógł odbyć kary z przyczyn zdrowotnych.
Sąd Najwyższy umorzył ostatecznie w lipcu 2010 r. sprawę Grzegorza Przemyka i jego śmiertelnego pobicia. Powód: przedawnienie.
„Książkowy przykład niesprawiedliwości”
Jak zdradza sam Cezary Łazarewicz we wstępie do swojej reporterskiej powieści, podjął się jej napisania po tym, jak trafił na list Barbary Sadowskiej – matki Grzegorza Przemyka. Przyznaje, że choć nie był jego adresatem, to poczuł, że zdania, które wiele lat wcześniej napisała na maszynie, skierowane są właśnie do niego:
Wydaje się, że książka jest jedną z niewielu form rozliczenia tych, którzy stoją za śmiercią Grzegorza Przemyka – maturzysty, który „zmarł przed ustnymi egzaminami, więc formalnie nie zdał matury, świadectwo mu się nie należy”.
Źródła: „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka”, Cezary Łazarewicz, wyd. Czarne, Wołowiec 2016, Gazeta Wyborcza, PAP, TVP Info