separateurCreated with Sketch.

Prośba o pomoc – dlaczego przychodzi nam z takim trudem?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Edifa - 10.05.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Czasami łatwiej jest pomóc komuś, niż pozwolić pomóc sobie. Do tego, aby uznać, że bez pomocy innych nie damy sobie rady, niezbędna jest spora dawka pokory i prostoty.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Każdy wie, że „kochać” znaczy „dawać”. Czasami zapominamy jednak, że znaczy to również „otrzymywać”, ponieważ otrzymywanie wydaje się zbyt bezproblemowe, aby mogło świadczyć o miłości. Być może czytasz te słowa, stojąc w kuchni przed stertą brudnych naczyń: „Faktycznie, przydałaby mi się pomoc. I zapewniam cię, że nie miałabym/miałbym najmniejszego problemu z tym, aby pozwolić sobie pomóc!”. Najmniejszego problemu? Wcale nie jest to takie pewne! Nie zawsze potrafimy poprosić o pomoc ani przyjąć tej, którą ktoś odruchowo nam oferuje: „Jesteś za mały, nie poradzisz sobie” – mówimy do naszego najmłodszego dziecka, wywołując w nim zniechęcenie. A znajomej rzucamy mimochodem: „Nie wstawaj! Przyszłaś tu, żeby trochę odpocząć”.

Kiedy otoczenie nam nie pomaga albo robi to w niedostatecznym stopniu, zazwyczaj się skarżymy, obrażamy bądź też cierpimy w milczeniu ze zrezygnowaną miną ofiary (w zależności od naszego charakteru). Znacznie trudniej nam wyrazić jasno i wprost nasze oczekiwania. Chcielibyśmy, aby inni domyślili się, czego od nich oczekujemy. Jeden z najczęstszych błędów w związku, w rodzinie, w grupie przyjaciół polega na założeniu, że miłość, jaką się darzymy, pozwala nam czytać nawzajem w naszych myślach.

„Zaczęłam wręcz nienawidzić świątecznych biesiad rodzinnych, przez to, co się z nimi wiąże: zakupy, gotowanie, zmywanie”. No właśnie, ale jak powiedzieć o tym rodzinie i innym gościom? Brak nam odwagi, aby przyznać się, że nasze poświęcenie i cierpliwość mają swoje granice, dokładamy starań, żeby każdemu zapewnić beztroskie świętowanie, kosztem dźwigania wszystkiego na swoich barkach.

Tymczasem Pan pokazuje nam drogę. On, Wszechmogący Bóg, Stwórca i Władca wszystkiego, co jest na świecie, zechciał potrzebować pomocy. Przyszedł na świat jako niemowlę, całkowicie zależne od swoich rodziców. Poprosił Samarytankę, by dała mu pić, a od małego chłopca przyjął chleby, aby je później rozmnożyć. Nawet w szczególnym czasie swojej Męki pozwolił, by Szymon z Cyreny pomógł Mu nieść krzyż. Stał się ubogim, abyśmy mogli przyjść Mu z pomocą. Stał się człowiekiem, abyśmy poprzez pomoc ofiarowywaną naszym bliźnim mogli pomagać Jemu samemu: „Byłem głodny, byłem spragniony, byłem w więzieniu, byłem nagi, byłem chory, byłem przybyszem…” (Mt 25, 35-36). Mógłby się bez nas obejść, ale postanowił nas potrzebować: wiedział, że to najlepszy sposób, aby pokazać nam, jak bardzo jesteśmy dla Niego ważni i jak bardzo nam ufa.

Dlaczego czasami tak trudno nam pozwolić sobie pomóc? W grę może wchodzić tutaj cała masa powodów, mniej lub bardziej ze sobą powiązanych. Po pierwsze, należy wspomnieć o trudnościach w komunikacji, o których była mowa wcześniej. Kolejną przyczynę stanowi potencjalnie brak pewności siebie: „Ci, którzy mi pomogą, siłą rzeczy zobaczą, że nie potrafię wszystkiego idealnie zrobić, być może będą mnie osądzać albo krytykować”. Dzieje się tak szczególnie wtedy, kiedy liczymy się z czyjąś opinią (na przykład rodziców czy teściów).

Prośba o pomoc oznacza zgodę na to, że nie jesteśmy wszechmogący i że potrzebujemy pomocy ze strony innych. Oraz przyjęcie drugich takimi, jacy są, a nie takimi, jacy chcielibyśmy, by byli. Oni nam nie pomogą, oddając się na nasze rozkazy, ale ofiarując nam swoją własną osobowość; ze swoimi talentami, które być może wprawiają nas w zakłopotanie, ale i ze swoimi ograniczeniami, które mogą nas drażnić. Praca z drugą osobą wymaga większej cierpliwości niż wykonanie wszystkiego samodzielnie. Wyciągnięcie do kogoś ręki w geście prośby o pomoc – czy chodzi o naprawę kosiarki czy też znacznie donioślejszą przysługę – to przepiękny sposób, aby go uhonorować, sprawić, że urośnie we własnych oczach i okazać mu szacunek.

Któż z nas nie lubi czuć się potrzebnym i lubianym przez innych? Dotyczy to zarówno pękającego z dumy sześciolatka, który samodzielnie opróżnia zmywarkę (nawet jeżeli przy tym od czasu do czasu jakiś talerz spadnie mu na podłogę), jak i praktycznie niewstającego z fotela dziadka, który poświęca całe godziny, aby naprawić zepsutą zabawkę – każdy z nich jest szczęśliwy, że ma swoje miejsce i może zrobić coś dla innych. Kiedy nasze progi przekracza ktoś bliski, jednym z najlepszych sposobów na przełamanie lodów i budowanie więzi jest zaproszenie go do wspólnego przygotowania posiłku albo, dlaczegóż by nie, odmalowania okiennic. Nie rezygnujmy z niego!

Christine Ponsard

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags:
Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.