W przeciwieństwie do powszechnie panującego przekonania prawdziwa pokora nie wymaga, aby się uniżać przed innymi, lecz aby się na nich otwierać. Zamiast koncentrować się w życiu na sobie samych, uczymy się dawać pierwszeństwo temu, co poza nami.Czym jest prawdziwa pokora? Jak zamknąć rozważania na tak obszerny temat w tym krótkim tekście? Nie tyle chodzi o to, aby zrozumieć pojęcie pokory, ile raczej wniknąć w pewien sposób bycia, powiedziałbym nawet w pewną łaskę. Stajemy przed podwójnym problemem.
Z jednej strony, cała Tradycja głosi, że pokora jest pierwszą ze wszystkich cnót i bramą do życia wewnętrznego. Jak w każdej dziedzinie, trudniej jest opisać jej fundamenty niż owoce. Z drugiej strony, niełatwo jest postawić w centrum cnotę, która ze swej natury woli pozostawać w cieniu. Można przywołać w tym miejscu oparty na paradoksie żart: „W pokorze jestem nie do pokonania!”.
Chodzi raczej o to, by się otwierać, a nie uniżać
Pierwsza myśl: wbrew temu, co wyobraża sobie wielu ludzi, autentyczna pokora nie jest negatywna, a pozytywna. Nie rodzi się z poczucia małości, bezradności czy niegodności, ale raczej z zachwytu. Bóg jest tak wielki, życie jest takie piękne, miłość jest tak drogocenna, że to mnie przerasta. Dlatego też nie tyle chodzi o to, by się uniżać, co raczej otwierać.
Dochodzi oczywiście do swego rodzaju zejścia na drugi plan, zapomnienia o sobie, ale w niewielkim stopniu wypływa ono z negacji porównywalnej z robieniem sobie krzywdy. Jest przede wszystkim owocem nawrócenia: zamiast żyć, będąc skoncentrowanym na sobie, uczymy się stawiać na pierwszym miejscu to, co wykracza poza nas: „Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie [z mego powodu], ten je zachowa” (Łk 9, 24).
Trzeba wystrzegać się jak ognia fałszywej pokory. Postawa ta polega na tym, by deprecjonować samego siebie, użalać się nad swoją faktyczną bądź rzekomą słabością, zadręczać się nieustannymi wyrzutami. W rzeczywistości jest ona całkowitym przeciwieństwem prawdziwej pokory. Bywa tak, że dla niektórych to zawoalowany i przewrotny sposób na zajmowanie się sobą i zwracanie na siebie uwagi. A najczęściej to objaw tłamszonej i zakamuflowanej pychy.
Ta z pozoru szlachetna samokrytyka może ukrywać głęboko skumulowane uczucia: zgorzknienie wywołane niepowodzeniami, zazdrość o sukcesy innych, gniew w obliczu ograniczeń, jakie napotykamy w otaczającym świecie. Na bazie negatywnego wizerunku własnej osoby można zbudować całą swoją osobowość; to prowadzi do niezdrowych mechanizmów psychoduchowych, które mogą być grzeszne lub patologiczne, albo też mieć dwojaki charakter.
Tymczasem człowiek prawdziwie pokorny jest człowiekiem wolnym. Niczego nie musi udowadniać czy bronić ani o nic walczyć. Jest radosny, troskliwy i dyspozycyjny. Cechuje go śmiałość, ponieważ „doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4,18), niezależnie od tego, czy chodzi o strach przed Bogiem, przed innymi czy przed własnym wewnętrznym sędzią. Pokora nie ogranicza naszego ducha ani nie prowadzi do oziębłości serca; wręcz przeciwnie, ona jest wielkoduszna, jak zaświadcza Maryja w swojej pieśni Magnificat: młoda dziewczyna z Nazaretu nie jest ani nie chce być nikim więcej jak tylko skromną służebnicą i to dlatego Bóg uczynił jej i przez nią wielkie rzeczy.
Pokora odnawia wszystkie relacje międzyludzkie
W relacji do Boga pokora jest fundamentem postaw, bez których niemożliwy jest jakikolwiek duchowy wzrost: postawy czci Tego, który nie przestaje nas stwarzać, postawy uwielbienia Tego, który nie przestaje nas kochać, postawy skruchy wobec Tego, którego nie przestajemy obrażać, postawy milczenia i słuchania Tego, który nie przestaje nas pouczać, postawy posłuszeństwa wobec Tego, któremu pragniemy służyć. Tak naprawdę, za każdym razem, kiedy mówimy „Panie”, wyrażamy (czy też powinniśmy wyrażać) tę pokorną miłość dzieci względem Boga, uczniów względem Mistrza, ukochanego wobec Miłującego.
W kontaktach z bliźnimi pokora odnawia wszelkie relacje międzyludzkie. Stopniowo pozwala nam wychodzić z tradycyjnego schematu opartego na rywalizacji, porównaniach, podejrzeniach, rozczarowaniach i manipulacji pod każdą postacią. Od tego momentu nasza strategia polega po prostu na byciu sobą, ni więcej ni mniej oraz na zgodzie, by inni również tacy byli. Święty Paweł wyraża to wspaniale: „niczego nie pragnijcie dla niewłaściwego współzawodnictwa, lecz w pokorze oceniajcie jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp 2, 3); „obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość” (Kol 3, 12).
W ten sposób wstępujemy w szeregi naśladowców Chrystusa, ponieważ On powiedział: „Jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11,29). Narodziny w żłobie, śmierć na Krzyżu, życie ukryte w Nazarecie świadczą o pokorze Boga. Klękając przed Apostołami w geście umycia nóg, On potwierdza intuicję ludzi czystego serca: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich” (Mk 9, 35).
Ks. Alain Bandelier
Czytaj także:
Pokora czy niska samoocena? Jak nie warto na siebie patrzeć
Czytaj także:
Marcin Miller z BOYS: Drogą do sukcesu jest pokora [wywiad]