Dzieci dzisiejszych czasów są bardzo zajęte. Dodatkowe aktywności pozalekcyjne, które organizują im rodzice wypełniają im popołudnia tak, że czasami nawet nie mają czasu się ponudzić. Basen, pianino, szachy, piłka, karate, harcerstwo, tańce, można by wymieniać i wymieniać.
Nigdy nie byłem zwolennikiem zapełniania dodatkowymi zajęciami każdej godziny dzieci. To też, gdy po Pierwszej Komunii ksiądz zabrał chłopaków do zakrystii, wręczył komeżki i oznajmił, na którą mają przyjść w niedzielę służyć do mszy, miałem mieszane uczucia. Jakież było moje zdziwienie, gdy na twarzy mojego syna zagościł dziki entuzjazm na samą myśl o byciu ministrantem. Z iskrami w oczach, pytającym wzrokiem patrzył na mnie, podczas gdy ksiądz przekazywał podstawowe informacje.
Kolejne zajęcia dodatkowe?
„Kolejne dodatkowe zajęcia, na które będzie trzeba go wozić” – to była moja pierwsza myśl. Od razu pojawił się sceptycyzm, ale równocześnie jakiś taki wewnętrzny uśmiech. Jednocześnie doznawałem niezadowolenia i radości. Teraz gdy o tym myślę, to rozpoznaję w tym działanie Ducha Świętego. Moja reakcja jako człowieka, który i tak ma już sporo na głowie, była typowo ludzka. Chciałem się bronić od kolejnych obowiązków, ale także uniknąć dodatkowych obciążeń dla syna.
Ale ta druga reakcja, którą określić by można jako „niepohamowana chwilowa radość” połączona z dziecięcym entuzjazmem na twarzy Karola sprawiły, że ludzki kalkulujący odruch, który przemawia z rozsądkiem został zagłuszony. Gdy wspominam ten dzień, to przychodzą mi do głowy słowa pisarza: „Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”. No i zgodziłem się z wolą Nieba. I dobrze, bo zaczęły przychodzić do mojej głowy inne myśli.
Po pierwsze, Karol jest już na tyle duży, że w gruncie rzeczy sam może chodzić do kościoła, który tak naprawdę jest w miarę blisko. Po drugie, może to być okazja do tego, żebym ja częściej zaglądał do świątyni. Po trzecie widząc pierworodnego przy ołtarzu jakoś tak serce rośnie i cisną mi się myśli do głowy „ad maiorem Dei gloriam” („ku większej chwale Boga”). Po czwarte zauważyłem, że przestaję po trochu panować nad wszystkim, co dzieje się w życiu mojego syna, co jest naturalną oznaką kolejnych faz rozwoju młodych ludzi. Z czym co prawda jako rodzicowi trudno jest mi się pogodzić, ale tak już po prostu jest. Po piąte moim zadaniem jako rodzica jest wychować dzieci w wierze i do wiary, a lepszej przestrzeni do tego nie znajdę.
Ważne zajęcia życiowe
Zapomniałem na początku, że to przecież nie będą „kolejne” zajęcia dodatkowe. To będą wyjątkowo ważne zajęcia życiowe. Karol tam będzie spotykał się z Bogiem. Będzie spotykał się z ludźmi, którzy mówią o Bogu, są blisko Niego. Mogę żywić nadzieję, że dzięki temu pozostanie przy Nim jak najdłużej. Że jego życie będzie Nim wypełnione. Tak wielu młodych nie czuje dziś Pana Boga, nie tworzy z Nim relacji, odchodzi od Niego.
Bardzo cieszy mnie widok, gdy przy ołtarzu gromadzą się lektorzy, którzy już nie raz są na studiach, jeżdżą swoimi samochodami, są dorośli, ale jednak Pan Bóg i Jego Ołtarz trzymają ich przy sobie. Dają świadectwo prawdziwiej wiary, ale też tego, że bycie blisko Pana Boga, chociażby przez służbę liturgiczną, pomaga pielęgnować tę wiarę. Drodzy ministranci i lektorzy trzymam za was kciuki, aby bliskość Ołtarza równała się bliskości Pana Boga, nie tylko w okresie, gdy wasza posługa jest potrzebna, ale w całym waszym życiu.