Bogna Białecka: Ludzie często uważają, że trzeba mieć heroiczne zdolności, żeby zostać rodzicem zastępczym. Boją się tego. To jest takie myślenie: "Nie daję sobie rady z własnymi dziećmi, to co dopiero z przysposobionymi". Kto według ciebie nadaje się do bycia rodzicem zastępczym?
Dorota Liss*: Myślę, że nadaje się ten, kto chce się uczyć. Kto ma trochę odwagi i duże serce. Jeżeli nie radzi sobie ze swoimi dziećmi, to zapraszamy na warsztaty szkoły dla rodziców. To nie jest przeszkoda. Trzeba się wpierw nauczyć, jak sobie radzić z dziećmi, i wtedy można przyjmować kolejne.
Niemniej gdy się przyjmuje dzieci w pieczę zastępczą, trzeba pamiętać, że to są dzieci ze specjalnymi potrzebami, więc tak czy owak trzeba przejść specjalne szkolenie.
Robiąc kurs na rodzinę zastępczą jeszcze nie podejmujesz ostatecznej decyzji o tym, czy nią będziesz. Sprawdzisz, czy na pewno chcesz to robić w życiu. To wstęp, podczas którego możesz rozeznać, czy to jest twoja droga. A kurs na pewno pomoże też w lepszym radzeniu sobie z własnymi dziećmi. Dzięki niemu możesz nabrać pewności, że jesteś w stanie podzielić się domem z dzieckiem, które tego potrzebuje.
Czyli nie ma warunków wykluczających w stylu: "Słuchaj, absolutnie nie nadajesz się, nie powinieneś w ogóle o tym myśleć"?
Dorota: Myślę, że jeżeli ktoś ma takie pragnienie w sercu, by pomagać dzieciom z trudnościami, opuszczonym, porzuconym, może się tego nauczyć. Oczywiście nasze państwo stawia pewne warunki - opiekun musi być samodzielny, zaradny, mieć odpowiednie warunki mieszkaniowe i finansowe, ponieważ zaczynamy zazwyczaj jako rodzina zastępcza niezawodowa, więc musimy mieć też środki na swoje utrzymanie.
Doroto, jesteś mamą wielodzietną. Masz dzieci, które sama urodziłaś, ale masz też dzieci, które w którymś momencie przyszły do waszego domu. Jak to się stało, że otworzyłaś dom na kolejne dzieci, mając tyle własnych?
Dorota: Urodziłam pięcioro dzieci, a nasz dom stał się domem wielu innych. Jedno dziecko przyszło na kilka miesięcy, inne na kilka lat, jedno na zawsze. Mieliśmy też radość gościć w naszym domu siódemkę dzieci z rodzinnego domu dziecka, więc troszkę tych dzieci było.
Decydowaliśmy się wspólnie z mężem, to było nasze wspólne pragnienie, które pojawiło się naturalnie. Mieliśmy poczucie, że skoro mamy duży dom, z dziećmi sobie w miarę dobrze radzimy, to możemy się tym domem podzielić. Uważam, że to musi być zawsze wspólna decyzja małżonków. Nadmienię, że osoba samotna też może zostać rodzicem zastępczym. Na naszym kursie była pani, która była sama i przyjęła do domu nastolatkę (starsze dzieci mają mniej szans).
Potem był kurs, który troszkę trwał, więc mieliśmy czas, żeby jakby w tym pragnieniu okrzepnąć, poprzyglądać się sobie, zobaczyć, posłuchać, z czym to się wiąże.
Mieliśmy trudny moment decyzyjny, bo ja chciałam pieczy krótkoterminowej, czyli pogotowia opiekuńczego - nie dłużej niż 12 miesięcy. A mój mąż chciał pieczy długoterminowej. No i tak naprawdę to Pan Bóg nas pogodził, bo przy pierwszym dziecku myślałam, że przyjmujemy je w piecze krótkoterminową. Okazało się, że zostało z nami na zawsze. Zapowiadano nam, że jest to dziecko, które wymaga zaopiekowania, operacji, rehabilitacji. Standard. Ale okazało się, że rehabilitacja się przeciąga, zdrowienie trwało latami i jakoś tak nasze relacje bardzo nas zbliżyły do siebie i podjęliśmy decyzję, żeby to dziecko zostało z nami.
Dlatego mówię, że to Pan Bóg nas pogodził, bo to bycie z nami na zawsze wydarzyło się naturalnie. A poza tym mieliśmy też dzieci w pieczy krótkoterminowej.
Z jakimi wyzwaniami to się wiąże?
Dorota: Trzeba się liczyć z tym, że wszystkie dzieciaki, które trafiają do pieczy zastępczej, to osoby, które mają za sobą trudną przeszłość. Tak. Nawet jeżeli jest to noworodek, to jest to też dziecko, które zostało odrzucone przez swoich rodziców, więc te pierwsze podstawowe więzi zostały przecięte.
Dlatego bardzo często te dzieci nie radzą sobie z emocjami albo radzą sobie z nimi w niewłaściwy sposób, na przykład w sposób agresywny wobec innych osób albo samego siebie. Dziecku trudno jest te emocje zwerbalizować, nawet takiemu starszemu jest trudno opowiedzieć, co przeżywa.
Wyobraź sobie, że pięciolatek ma powiedzieć, "jestem wściekły na moich rodziców, bo mnie porzucili". On nie jest w stanie sformułować takiej myśli.
Natomiast te emocje w nim są i znajdują upust w gwałtownych zachowaniach. Co z tym zrobić? Właśnie wtedy trafiłam na metodę zwaną "original play", czyli zabawa pierwotna. Każdy z nas ma taką potrzebę pierwotnego, fizycznego kontaktu, wyrażenia emocji. Jest to zabawa fizyczna, odbywająca się w bezpiecznych warunkach, na przykład na materacu. Potrzebne jest szkolenie, bo my dorośli zapominamy, jak to jest w pierwotnej zabawie, dzieci w to wchodzą intuicyjnie.
Chodzi o to, że dziecko może przyjść do tej zabawy z każdą emocją, z każdym uczuciem. Odrzucenia, wściekłości, żalu, smutku albo przepełnienia energią. Dorosły uczy się, jak przyjąć na przykład fizyczny atak czy wybuch energii, odebrać to od dziecka i odłożyć na bok, tak że dziecko zostaje uwolnione. Dzięki tej zabawie nabiera poczucia bezpieczeństwa, zaufania. Czyli uczuć niezbędnych do tego, żeby móc się w prawidłowy sposób rozwijać
Z tego, co pamiętam, to zabawa pierwotna polega na tym, że przychodzisz z tą emocją, którą masz, na przykład wściekłością, która się wyraża też w zachowaniu, i ją fizycznie przepracowujesz?
Dorota: Tak, w dzieciach z trudnymi emocjami jest strasznie dużo energii. Może ono gryźć, szarpać się. Po szkoleniu podstawowym z "original play" dorosły staje się towarzyszem zabawy. Wie, jak działać, żeby dziecko nie robiło krzywdy ani nam, ani sobie. Wie, jak je złapać, bezpiecznie odłożyć na materac. No i gdzieś po drodze, w trakcje zabawy emocje się zmieniają. Złość, porzucenie, wściekłość, rozpacz, napad lęku zmienia się w poczucie bezpieczeństwa, radości, miłości. Opowiedzenie konkretnie o tym to duży temat, ale "oryginal play" jest dobrą podpowiedzią dla każdego rodzica, jeżeli nie radzi sobie z agresywnymi zachowaniami czy silnymi uczuciami swojego dziecka.
Co się dzieje, kiedy dziecko przysposobione ma zachowania psychotyczne? Wiem, że takie problemy też się zdarzają.
Dorota: To jest już wyższy stopień komplikacji relacji. Kiedy trafia do nas dziecko do pieczy zastępczą, trzeba się liczyć z tym, że jego trudność, jako ona by nie była, będzie rezonować z naszymi różnymi trudnościami.
Miałam taką sytuację, że jedno z dzieci, które trafiły do nas w pieczę zastępczą, odpaliło moje osobiste traumy z dzieciństwa. I to się niestety działo na poziomie nieświadomym. Pojawiły się problemy. Z początku próbowałam jakoś temu zaradzić, ale to nie wychodziło. W końcu zaczęłam szukać pomocy i pewna terapeutka rozpoznała problem i dała mi znać, że to ja potrzebuję terapii.
Byłam w niej dwa lata i muszę powiedzieć, że dzięki tej terapii moje życie jest o niebo dojrzalsze, bardziej odpowiedzialne, ale też dużo, dużo szczęśliwsze. Gdyby nie to dziecko, trwałabym w potężnych, nieświadomych uwikłaniach.
Zanim trafiłam na terapię, miałam w głowie, że muszę sobie sama z tym poradzić, i to był kardynalny błąd. Dlatego że człowiek sam z niektórymi rzeczami sobie nie jest w stanie poradzić. W rezultacie nie potrafiłam pomóc dziecku, za które byłam odpowiedzialna. I okazało się, że nie pomogę, póki nie dam pomóc sobie.
Czy to w takim razie jest uniwersalna recepta? Masz problem. Nie potrafisz sobie z nim poradzić? Spróbuj się czegoś nauczyć, zobacz czy to go rozwiąże. Jeśli nie - to poproś o pomoc?
Dorota: Myślę, że to dobry sposób postępowania. Widzę, że coś się złego dzieje. Próbuję dowiedzieć się, dlaczego to się dzieje. Próbuje to zmienić, na przykład zapoznaję się z koncepcją "oryginal play" i to jest wystarczające na danym etapie życia. Ale jeżeli się okazuje, że mimo szczerej, dobrej chęci i włożenia wysiłku to i tak nie działa, to jest wyraźny sygnał, że warto się samemu zwrócić o pomoc.
Bycie rodzicem zastępczym to też nieoceniona okazja, by samemu się rozwijać. Ma się dostęp do naprawdę dobrych szkoleń. Na jednym z nich usłyszałam coś, co radykalnie zmieniło mój sposób myślenia. Pewna pani psychiatra powiedziała, że każdy człowiek ma przeszłość, ale tylko niektórzy mają historię.
Jak to rozumiesz, to zmienia człowieka. Przeszłość żyje sobie swoim własnym życiem, cały czas na nas wpływa, choć możemy nie wiedzieć jak. Nie rozumiemy jej, nie pamiętamy. Historia z kolei to przeszłość ubrana w słowa, coś, co zostało nazwane. Coś, po czym możemy postawić przysłowiową kropkę. To jest tak, że przypominam sobie coś albo zaczynam działać w określony sposób i mam taki moment: "Aha, wiem, skąd to się bierze, wiem, o czym to jest, i wiem, jak sobie z tym radzić". Opowiedziałam to, ubrałam w słowa, wiem, jak na mnie wpływa. Nie ma już więcej zagubienia, że nie wiem, dlaczego reaguję w określony sposób.
Kiedy o tym opowiadasz, mam wrażenie, że rodzicielstwo zastępcze jest niesamowitą szansą, by rozwijać się jako człowiek?
Dorota: Zdecydowanie tak jest. I właśnie tak myślę o pieczy zastępczej. Dzięki niej dorastam w swoim człowieczeństwie.
*Dorota Liss - nauczyciel, trener Szkoły dla Rodziców i Wychowawców, prezes zarządu w Fundacji Wieloprofilowego Usprawniania OD NOWA, mama piątki dzieci urodzonych samodzielnie i kilkorga w pieczy zastępczej.
Zobacz nagranie instruktażowe metody Original Play, w którym występuje też Dorota: