Odpowiedź można znaleźć w książce dominikanina o. prof. Jacka Salija Gwiazdy, ludzie i zwierzęta. Książka została wydana w 2009 r., więc nie znajdziemy w niej sformułowań, które pojawiły się dopiero w ostatnich latach, takich jak psiecko (neologizm powstały z połączenia wyrazów: pies i dziecko) czy adopcja w odniesieniu do zwierząt. Znajdziemy jednak jasny i przystępny wykład, czym różni się człowiek od zwierzęcia i jakich myślowych pułapek warto tu unikać.
Ojciec Salij wielokrotnie podkreśla, że zwierzętom należy się opieka i że nie wolno się nad nimi znęcać. Przyznaje jednak: Istnieje również taka miłość do zwierząt, która ma w sobie coś demonicznego.
Pan stworzenia
Słowo panować w Piśmie Świętym ma znaczenie religijne i oznacza łaskawą i opiekuńczą władzę, w której nie ma nawet cienia bezsensowej i uciążliwej wyższości – czytamy w książce Gwiazdy, ludzie i zwierzęta. Bóg w tym właśnie sensie panuje nad światem, że nieustannie udziela łaski istnienia wszystkim stworzeniom i obdarza je rozmaitym dobrem. Powołując człowieka do panowania nad stworzeniami, Bóg oczekuje on nas, żebyśmy w miarę możliwości naśladowali Jego panowanie. Mamy być nie tyranami i niszczycielami siejącymi zniszczenie i ból, ale raczej opiekunami żyjącymi w harmonii z całym stworzeniem.
Mięsożerni od upadku
Właśnie takie były relacje człowieka z przyrodą w raju. Wszystkie błędy w tej dziedzinie są skutkiem grzechu pierworodnego. Dopiero grzech sprowadził na człowieka sytuację, w której niższe stworzenia mogą mu zagrażać i szkodzić, i spowodował potrzebę jedzenia mięsa zwierząt – a więc także ich zabijania. W ostatnich dziesięcioleciach dodatkowo pojawiły się problemy, których nie znano wcześniej, np. masowa hodowla zwierząt rzeźnych. Ojciec Salij więc w głębi duszy gratuluje temu, kto odmawia sobie jedzenia mięsa (choć powątpiewa, jakoby samo przejście na jarską dietę czyniło człowieka mniej grzesznym albo bliższym Bogu).
Z pewnością nieprawdziwe jest twierdzenie, że przykazanie Nie zabijaj odnosi się do zwierząt. Hebrajskie słowo, które zostało użyte w Dekalogu, oznacza mordowanie człowieka.
Mój przyjaciel pies
Ojciec profesor porusza też temat ludzkiej przyjaźni dla zwierząt. Jest coś niezmiernie pięknego w tym, że człowiek stara się otaczać niższe od siebie stworzenia opieką i sympatią. Jednak przyjaźń dla zwierząt może być też wypaczona. Dzieje się tak na przykład wtedy, kiedy ktoś przeciwstawia ją swojemu stosunkowi do ludzi. Gdy ktoś twierdzi, że tylko pies jest jego przyjacielem, wystawia w ten sposób świadectwo nie tyle swoim bliźnim, ile samemu sobie. Przyjaźń z psem jest łatwa, tanim kosztem zapewnia człowiekowi przywiązanie innej istoty i poczucie ważności. Ale przecież nie można jej nawet porównać do przyjaźni z drugim człowiekiem.
Zjawisko obojętnej lub nawet wrogiej wobec ludzi miłości do zwierząt jest zbyt realne, żeby udawać, że go nie ma albo że dotyczy ono garstki oszołomów. Trzeba się temu problemowi przypatrzeć i poszukać jego przyczyn. Ojciec Salij widzi tu dwa źródła.
Człowiek to nie zwierzę
Pierwsze źródło to istniejąca w dzisiejszej kulturze tendencja do niezauważania, czym człowiek istotnie różni się od zwierząt. Stoi za nią materialistyczna wizja człowieka, patrzenie na niego wyłącznie w wymiarze życia doczesnego oraz odrzucenie wiary w życie wieczne. Ludzi głoszący takie poglądy mówią wprawdzie niekiedy o Bogu, ale wystarczy się przypatrzyć temu, co mówią, żeby się przekonać, że chodzi im raczej o jakieś bóstwo panteistyczne, które nie wybawia człowieka od grzechów i nie obdarza go życiem wiecznym.
I choć zwierzętom należy się nasza życzliwość, to jednak my, chrześcijanie, wierzymy, że Bóg kocha ludzi szczególnie. Człowiek jest na ziemi jedynym stworzeniem, którego Bóg chciał ze względu na nie samo – czytamy w dokumentach Soboru Watykańskiego II. Tylko człowiek został wezwany do przyjaźni z Bogiem, tylko człowiek jest zdolny do modlitwy, tylko człowiek potrafi prawdziwie kochać, tylko człowiek dąży do życia wiecznego.
Katechizm Kościoła Katolickiego w tym samym paragrafie przestrzega przed okrucieństwem wobec zwierząt i przed wynaturzoną miłością do nich:
Miłość zastępcza
Jak dochodzi do tego, że czasem ktoś obdarza zwierzę uczuciami, które normalnie kieruje się do ludzi? Rozwiązania tej zagadki należy szukać w powiedzeniu często powtarzanym przez osoby niezdrowo zakochane w swoich pupilach: Im lepiej znam ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta. Coś takiego można powiedzieć tylko wtedy, kiedy się nie wie, że aby doświadczać ludzkiej miłości i przyjaźni, trzeba przedtem samemu kochać, i to w miarę możliwości bezinteresownie. Otóż ludzki świat bez miłości jest światem strasznym i trudno się dziwić, że człowiek, który znalazł się w takim świecie, bo nie umie kochać, ucieka w jakąś miłość zastępczą – pisze dominikanin.
Piękno lub niegodziwość miłości do zwierząt poznaje się po tym, czy ten, kto jest przyjacielem zwierząt, kocha ludzi. Pierwsze schroniska dla zwierząt zakładał dominikański święty Marcin de Porres, człowiek bez reszty oddany ludziom biednym i chorym. Miłości od ludzi było w nim tak wiele, że przelewała się ona na zwierzęta.
Manicheizm
Drugie źródło niezdrowego afektu dla zwierząt to dalekie echo manicheizmu. Niektóre z tych przypadków przypominają poglądy i praktyki tej sekty z III w.:
- zarzut, że świat nie może być dziełem dobrego Boga, skoro jest nim tyle bólu i cierpienia;
- radykalny wegetarianizm powiązany z moralnym potępieniem jedzenia mięsa i używania skór;
- dążenie do wyludnienia ziemi, zwłaszcza poprzez sprzeciw wobec rodzenia dzieci.
W klasycznym manicheizmie źródłem tych trzech idei było fundamentalne dla tej formacji przeświadczenie, że nasza rzeczywistość jest tą częścią królestwa ducha, która stała się ofiarą inwazji sił ciemności, niepochodzących od dobrego Boga. Religijnym obowiązkiem ludzi prawdziwie duchowych byłoby więc wyzwalanie siebie i świata z pęt materii.
Kościół obalił idee manichejczyków już w pierwszych wiekach swojego istnienia, ale od wieków wracają one pod różnymi postaciami.
Człowiek – wrzód na ciele Ziemi?
Ojciec Salij przywołuje w swojej książce przykład wielkiego przyjaciela zwierząt, który nie tylko nie jadł mięsa, ale również doprowadził do przyjęcia wielu praw o ochronie zwierząt (na marginesie: wiele tych ustaw było rozsądnych i może budzić autentyczny podziw, np. zasady transportu zwierząt i ograniczenia dotyczące polowań i wiwisekcji) – Alolfa Hitlera. Już w przemówieniu przedstawiającym program swoich rządów zapowiadał: „W nowej Rzeszy nie będzie już miejsca na okrucieństwo wobec zwierząt”. Wspomnienia ludzi żyjących w III Rzeszy świadczą o tym, że to prawo nie pozostało na papierze. A jednocześnie państwo niemieckie eksterminowało Żydów, Słowian i przedstawicieli innych gorszych ras.
W imię miłości do zwierząt i całej przyrody pojawiają się przerażające pomysły, że ludzkość powinna dobrowolnie zmniejszyć swoją liczbę na Ziemi do pięciuset milionów (James Loveloch) czy stu milionów (Arne Naess). Jeszcze inni (np. Wiliam Aiken) twierdzą, że obowiązkiem naszego gatunku wobec środowiska jest zmniejszenie liczby ludzi o 90 procent.